Tak. Choćby Dżem. Spodziewałem się, że Ryśka nie da się zastąpić. No całkowicie nie da, ale Maciek Balcar robi w Dżemie bardzo dobrą robotę i na ich koncerty chodzę z wielką przyjemnością. Dżem to jeden z tych zespołów, gdzie pomimo znaczących zmian, cieszę się, że nadal istnieje, bo zamiast wspomnienia legendarnej kapeli nadal dostaję muzykę na żywo i nowy materiał.
Wspomnieniem niestety pozostanie Pantera, bo Dime'a po prostu NIE DA się zastąpić. Po pierwsze, Dime był wybitnym gitarzystą i miał własny, wyróżniający się styl. Po drugie, chociaż Anselmo miał znaczący wpływ na kompozycje Pantery, to jednak Dime był siłą napędową tego zespołu, jedyny gitarzysta, jego riffy, jego pomysły. Dobitny przykład instrumentalisty, którego nie da się zastąpić. Już łatwiej byłoby znaleźć zastępstwo za Phila. Podobnie jak niezastąpiony w Led Zeppelin był Jimmy Page, o czym parę osób już tu wspomniało.
Z kolei w Iron Maiden moim zdaniem wygląda to kompletnie na odwrót. Nie da się zastąpić Bruce'a Dickinsona, przez co ja bytność Dziewicy dzielę na trzy ery. I choć lubię ich "Dziewiczy" album, a także uwielbiam kilka kompozycji z X Factor i Virtual XI, to jednak początek z Di'Anno (nota bene burakiem) i 5 lat z Blaze'm uznaję jako tymczasowy "skok w bok". Zdecydowanie mniej odczuwalne było zastąpienie Adriana Smitha przez Janicka Gersa, gdyż w sumie dodając do tego jeszcze Dave'a Murray'a, to cała trójka gra w podobnym stylu.
Podsumowując, zespoły bez oryginalnych członków mogą istnieć, mogą odnosić sukcesy, mogą nawet stawać się lepsze, tylko kwestią jest to, czy zastąpiony zostanie muzyk, który jest charakterystyczny i który ma istotny wpływ na kształt artystyczny zespołu, czy zostanie zastąpiony ktoś, kto się specjalnie nie wyróżnia.