widziałam na żywo koncert w Berlinie w 1988r/przed nim była Kim Wilde-taka fajna blondyneczka ala Merlin Monroe/...ludzie, to było niesamowite przeżycie/ każdemu życzę takiego koncertu chociaż raz
Żadnej lipy,żadnych humorów, wielki szacunek dla publiczności, skromność, profesjonalizm a przy tym fantastyczna zabawa artystów i widzów.Wielkie telebimy ukazywały M.J.na tle Bramy Brandenburskiej a kolumny głośników sięgały chyba do drugiego piętra.
Jak zaczeli gospel to ciarki do tej pory mnie przechodzą, facet był mózgiem całego przedstawienia...dla mnie- dziewczyny z komunistycznego świata to było jak objawienie/ zresztą Niemcy też mieli mokro ze szczęścia/bo ten facet dawał szczęście swoim śpiewem, talentem, tańcem
Nie można Go było nie pokochać...miał "wielką" Duszę i dzielił się nią na scenie.To były zresztą Jego najlepsze lata...i takim Go zapamiętam