Ale hip-hop to dla mnie nie tylko muzyka, ale też cała kultura z nim związana - np. graffiti. Nie można tego rozgraniczać, bo jest to ze sobą bardzo silnie powiązane.
Mógłbyś doprecyzować? Bo jeżeli masz na myśli takie graffiti-sztukę to super, ale jeżeli wandalizm to przykre. O kulturze paru mam zresztą podobne zdanie co o psich odchodach na trawnikach.
Najzabawniejsze jest to, że wielu sympatyków rapu to w dużym stopniu kretyni. Uogólniam? Może trochę. Ale czy to moja wina, że jako postronny obserwator mogę wyprowadzić taki wniosek bez przeprowadzania badań empirycznych? Słyszeliście kiedyś, żeby fan rocka słuchał swojej muzyki przez głośnik komóry? Ja nigdy. A rap dobiega z każdej strony. Nie jeżdżę często tramwajami, ale chyba nie pamiętam kursu, żeby jakiś "fan rapu" nie dzielił się swoją muzą z innymi pasażerami. Oczywiście klasyczny image domorosłego bandyty obowiązkowy, głowa zakryta kapturem, żeby czasem ktoś go nie poznał. Na ulicy zresztą to samo. Idzie kolo, bluza dresowa, kaptur, w łapie komóra, z której dobiega soczysty rap. Elita narodu.
Kolejny przykładem jest upragnienie syfu. Teraz są całkiem niezłe perspektywy, żeby te paskudne "blokowiska" przekształcić w coś sympatycznego. Kto to psuje? Kto zaznacza sprayem swój teren? Fani Guns n' Roses czy rapu? Usłyszałem kiedyś ciekawe zdanie, że w końcu fani rapu muszą żyć w syfie inaczej ich "sztuka" by się zdezaktualizowała. Oni to w gruncie rzeczy lubią. I tak "dwa pac" jest po prostu w całym mieście. To nie jest ładne, to są literki nabazgrane przez jakiegoś kolo z dysgrafią. I są wszędzie.
O rapie amerykańskim sam też nic nie wiem, bo znam tylko (nawet ciekawy, chociaż do oryginału nie ma podjazdu) cover "Kashmir" chyba Puff Daddy'ego, broniący się głównie dzięki riffowi Jimmy Page'a. Jednak z relacji znajomych, wiem, że równie ważna jak muza jest kultura gangsta wybrzeża zachodniego lub wschodniego (chociaż z tego co pamiętam są różnice, to można uogólnić). Obnoszenie się z bogactwem (jak coś masz), albo z bronią (jak chcesz sobie ukraść). Ilość trupów powstałych wskutek postrzelenia w tym środowisku bije chyba zresztą wszelkie rekordy. Nawet black metale tylu kościołów nie spalili. Muzycy rockowi, ci paskudni szataniści, jakoś się nie zabijają masowo.