Biebera się hejtuję, i słusznie, głównie dlatego, że nie ma go za co podziwiać. On jest naprawdę bardzo, bardzo kiepskim śpiewakiem. Ludzie piszą "można go nie lubić, ale talentu nie powinno mu się odmawiać". A właśnie, ze powinno. Koleś ma skalę, której większość wokalistów powinna się wstydzić, całkowicie przeciętną, jak "zwykły człowiek". Nieciekawy i słaby głos. Krótko mówiąc, w sferze muzycznej, nie rózni się od tej części z nas, którym słoń nie nadepnął na ucho. Po prostu nie fałszuje, tyle. Kawałków jego nie znam, żeby oceniać, ale "Bejbi, bejbi" to strasznie denny utwór, więc wiele się po Justinku nie ma co spodziewać. To może chociaż wygląd? Nie mnie to oceniać, ale tak czysto obiektywnie (bez skojarzeń), to chyba tacy Jonasi czy kto tam jeszcze Disneyek ma w swojej stajni są przystojniejsi (brrrr). Czyli wokalista do kitu, kompozycje do kitu, buźka przeciętna. Więc za co do cholery te idiotki go lubią? Tu jest pies pogrzebany - człowiek sobie popatrzy na taką Beyonce i pomyśli "no, nawet ładnie śpiewa". A potem posłucha Biebera i "kur*a, co on takiego ma, czego ja nie mam!?". Odpowiedź: niczego. Większość hejterów jest po prostu sfrustrowanych faktem, że tyle kasy i wielbicieli ma ktoś, kto na to nie zasłużył kompletnie niczym. Ani pracą nad głosem, ani pracą nad kompozycjami. Zero. Zwykły nastolatek, jakich miliony na całym świecie. I w tym wypadku hejterzy maja całkowitą słuszność.
A kwestii fanek, których zsumowane IQ jest porównywalne z fiołkiem alpejskim, i autobiografii w wieku 18 lat nie skomentuję, bo to wiadomo, że to totalna żenada.