Najlepszym frontmanem naszych czasow jest bez watpienia James Hetfield. Nikt tak jak on nie potrafi rozkrecic show czy zagadac publiki. W porownaniu z nim tak czesto wymieniany tutaj Axl jest po prostu slaby. Naprawde, wystarczy sie przejsc na koncert Mety i GNR zeby zobaczyc na wlasne oczy. Axl na scenie nie robi wlasciwie nic, brak mu polotu, brak otwarcia na fanow, a przede wszystkim brak mu poczucia humoru. W przypadku Jamesa nie ma mowy o standardowym zapowiadaniu utworow typu 'A teraz numer pod tytulem...' James potrafi sprawic ze caly stadion skanduje za nim, powtarza kazde jego slowo czy okrzyk. Nikt nie przebije Jamesa i nie trzeba byc jego fanem zeby to dostrzec. Dlatego nie rozumiem wielu wypowiedzi tutaj, typu 'Jestem fanem Axla wiec oczywiscie Axl jest najlepszy.' Wiecej obiektywizmu drodzy fani. Oczywiscie w czolowce tej listy sa tez takie tuzy jak Steven Tyler, Brian Johnson czy Ozzy. Im Axl tez do kolan nie dorasta jesli chodzi o showmanstwo i 'frontmanowanie.' Ale Axl nie jest tez taki wcale najgorszy. Kilka postow powyzej ktos napisal Kazik Staszewski. Na podstawie osobistych obserwacji stwierdze ze jest to jeden ze slabszych frontmanow. To jak ogladanie przyslowiowego kolka na scenie.