Czas na moich słów kilka odnośnie całego czwartkowego dnia, który tak to się uczyniło – stał się bardzo ciekawym dniem w całej historii moich czwartkowych dniów, przynamniej tych, które dane mi było pamiętać. Co ciekawe osobiście zawsze bardzo lubiłem czwartki. Bo to taki mały piątek. Do rzeczy…
Szykowała się nam duża reprezentacja z forum, ale na końcu okazało się, że była ona jeszcze większa niż się to mogło pierwotnie wydawać. Co tu się dziwić, w końcu w jakimś stopniu nasze GN’R wykluło się z również z fascynacji Aerosmithem, które jednak po latach funkcjonuje od bardzo długiego czasu jako okręgowy „Best american rock n’ roll band”. I nawet mam takie nieodparte wrażenie, że gdyby Rudy z Kudłatym byli trochę mniej nastawieni na „Fight” to Gunsi byliby teraz tym, czym jest Aerosmith. A nie zapominajmy, że jest to zespół na końcu swej działalności estradowej. Od dziesięciu lat nagrali raptem jedną płytę, w ostatnim czasie jak już coś wypuszczali to raczej były to kolejne grejtest hity i ballady. Nie wierzę także, że jeszcze kiedyś wrócą do Polandii. Na mojej liście
„must see before zje mnie wielki nietoperz” wykreśliłem właśnie Aerosmith z listy marzeń. Czy pognałbym na nich, gdyby za chwilę ogłosili koncert pod moim domem? Pewnie tak, ale jakby mieli grać na drugim końcu Polski to bym sobie odpuścił…
Oczywiście przy okazji tego wywodu nie będę pisał tylko o zespole i koncercie, bo to była dopiero druga część dnia. Po wielu ustaleniach z wyjazdem, w końcu wszystkie je szlag trafił, ale udało nam się dojechać do Łodzi po godzinie 14:00. Tutaj brawa dla mojej żony, która tym wypadem po drugi w życiu rozstała się z naszą półroczną córeczką :] Córka po dniu bez mamy żyje, mama po dniu bez córki żyje, choć początkowo myślałem, że każe mi wracać do domu po kilku godzinach bez młodej
Na szczęście Crav był na miejscu wcześniej i mógł mi nadawać przez telefon, że „nie ma ludzi”. I faktycznie – cały ten festiwal był o kant dupy rozbić. Jak wchodziliśmy, to już chyba drugi zespół grał na scenie B – dla całych 4/5 osób. I to nie, żeby przy stoiskach z piwami było ich więcej – tych osób oczywiście. Po tempie zapełniania się hali także było widać, że generalnie olbrzymia większość ludzi ma głęboko poniżej pleców, co się będzie działo przed 21:30. Jest to moje pierwsze uderzenie w stronę Live Nation – weźcie się walnijcie w łeb barany. Festiwal to festiwal. No sorry ale pomimo całej mojej sympatii do dwóch supportujących Aero bandów – kto jeszcze z publiki je znał – ręka w górę?!
Chciałem przy tej okazji powiedzieć, że
Emma nie wygląda tak jak na zdjęciach. Więc jeśli macie podejrzenia, że Wasza sąsiadka z bloku to Emma to je obalę. Albo widziałem jakieś inne Twoje zdjęcia, albo robiłaś zdjęcia koleżankom
Wielkie dziękuję w stronę
Crava, Voytqa i Emmy, że mogłem się z całym moim zestawem ludzkim bezczelnie wpierniczyć pomiędzy nich a początek kolejki przy bardzo cichym sprzeciwie całej tej grupki osób za Wami. Chyba byliśmy za głośni, żeby ktoś nam mógł zgłosić uwagę i przywołać do porządku. Dzięki temu, o szczęście, wielkie szczęście mogłem stać przy barierkach pomiędzy płyta a „tak zwanym” Golden Circle. I tutaj drugi mój wypad w stronę Live Nation. Pomimo ich bezczelnych prób wyprzedania wszystkiego co się da, jako „erly entrenc” podczas samego Aero w Goldenie było bardzo luźno. Chyba ktoś tam się przeliczył z możliwościami zarobienia na koncercie. Płyta zaczynała się za połową areny. Tutaj pozdrawiam Live Nation ciepłym „walcie się”.
Walking Papers wyszli o czasie z fajnym i sympatycznym show o długości 40min. Zagrali kilka kawałków z debiutu plus kilka kawałków nie-z-debiutu. Duff sobie śmigał po tych małych wybiegach po prawej i lewej stronie sceny, Jeff tyłka już tam nie ruszył. Z mojej perspektywy fajnie oglądało się ich perkusistę: porządnie walił w gary i do tego z bardzo sympatycznym feelingiem. No i coś mi się wydawało, że z dźwiękiem jest coś nie tak. A może tylko mi się wydawało?
Jak
Alter Bridge zaatakowało scenę, to już wiedziałem, że mi się nic nie wydawało. Dźwięk w Atlas Arenie w dniu 12 czerwca – to była tragedia. Stałem przy samej konsolecie, gdzie w teorii wszystko powinno brzmieć idealnie. A tu klops. Fragmenty, które brzmiały dobrze, były spokojniejsze. W momencie kiedy Tremonti wchodził w ostrzejszy ryk słychać było już tylko jazgot. Myles gdzieś tam ginął w tle. Tragedia. Może w innych miejscach było ok, ale ja miałem przez to spieprzony wieczór. Co zapamiętałem z Alter Bridge?
Blackbirda, który był dla mnie najlepszym ich numerem tego wieczoru i to, że próbowałem się drzeć do piosenek, przy których znałem tekst. Szkoda, że nie pojawiło się podwójne solo gitarowe Marka i Mylesa, które chłopaki grają czasem na żywo, ale przy tym nagłośnieniu pewnie słyszałbym tylko coś w stylu „suoffhoFDJIADJFIofoajdoajffodiaS”. Szkoda. Wielka szkoda.
Podejrzewam, że sprzęt był już ustawiony pod gwiazdę wieczoru, ale Aerosmith również brzmiało z mojej perspektywy… źle. Gdybym był ślepcem i poszedł na Aero tylko dla muzyki – to bym się ostro wku…
Całe show zaczęło się bardzo interesująco od kamery z backstage’u, gdzie odwiedzaliśmy wszystkich członków zespołu po kolei, by następnie organizator zaczął nam pokazywać publiczność. Moje serdeczne podziękowania wysyłam w stronę Pani na widowni, która pokazała cycki. Miło z jej strony.
Dobra, ale odłóżmy na bok agresję i może wyłączmy uszy by zająć się samym koncertem. W zeszłym roku byłem w kinie na koncercie Aero z 2011 roku więc ogląd sytuacji w zespole miałem. I pod tym względem było idealnie tak, jak się tego spodziewałem. Sercem jest Steven, Joe bez niego nigdy daleko by nie zaszedł i tutaj absolutnie zgadzam się z tym co
Tyler pisał w swojej biografii. Osią całego show jest relacja pomiędzy tymi dwoma Panami, wszystko kręci się wokół nich, z bezczelnym wskazaniem (jednak) w stronę Stevena. Jego zachowanie na scenie to coś nie z tego świata i z tym musza się zgodzić wszyscy. Przy okazji
„Living on the edge” dorwał jakiegoś biednego technika kącie sceny i kazał mu śpiewać. Ale technik ten miał go w dupie, jakby sobie myślał „nie no, znowu się do mnie dowalił ten stary cap z wąsem”. Światła świetne, zestaw utworów to przekrój wszystkich hitów plus jeden
„Freedom Fighter” zaśpiewany przez Joego. Ale, żeby nie było, że nikt tego nie zna to na ekranie pojawiało się karaoke
Szkoda, że tekst pojawiał się nad głową Perrego dopiero po jego wyśpiewaniu…
Wszystko ładnie, wszystko pięknie ale…
…ale publiczność ruszyła dupska dopiero przy
„Dude (looks like a lady)”, co ponownie potwierdza fakt, że w kraju nad Wisłą wygrana kobiety z brodą na Eurowizji nie powinna dziwić
Polacy mają tendencję do… no właśnie, czego ?
…ale niestety jakość dźwięku nie pozwoliła mi się naprawdę dobrze bawić.
Ciekawostka: gadałem z jednym z fotografów, który strzelał foty zespołowi przez pierwsze trzy kawałki z przestrzeni pomiędzy Goldenem a Płytą. Management zespołu nie zgodził się na robienie zdjęć z fosy pod sceną. Chłopaki boją się już o swój wygląd na fotkach czy też miało to związek z tym, że Steven i Joe już od razu w pierwszym utworze pojawili się na wybiegu w połowie Goldena?
Dla mnie najważniejszymi punktami wieczoru były
Elevator, Oh Yeah, Walk This Way i sama końcówka, czyli
Sweet Emotion z wyciągającym ostatnie dźwięki Joem…
• Eat the Rich
• Love in an Elevator
• Cryin'
• Oh Yeah
• Jaded
• Livin' on the Edge
• Last Child
• Rag Doll
• Freedom Fighter
• Same Old Song and Dance
• Toys in the Attic
• Janie's Got a Gun
• I Don't Want to Miss a Thing
• No More No More
• Come Together (The Beatles cover)
• Dude (Looks Like a Lady)
• Walk This Way
• Encore:
• Dream On (with snippet of "Home Tonight")
• Sweet Emotion
Od razu po koncercie musieliśmy uciekać, bo wszyscy się spieszyli, choć ja to bym i pewnie został na afterparty
Pozdrawiam wszystkich których miałem okazję ponownie, bądź pierwszy raz w życiu zobaczyć i nie będę wymieniał po ksywach, bo mi ktoś potem walnie fochem, że go nie wymieniłem. Aha… i chciałbym jeszcze dodać, że to piwo co tam sprzedawali było dziwne, bo mi się sikać po nim nie chciało. I pewnie miało ze 2 %...
Do zobaczenia na Sonisphere… z niektórymi…
Kończę, bo się zaraz moja młoda obudzi i będzie chciała jeść
PS.
Zdjęcia z przed wejścia wrzucę jak je dorwę od brata