cześć. zacznę tak:
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
Ja p******e. Zakurwisty koncert. Chłopaki w wyśmienitej formie (Pery się postarzał, ale i tak porozpierdzielał dwie gitary).
Zagrali:
pierwsze było
Love in elevetor (najpierw na scenie pojawiła się zasłona z logo Aerosmith i po intrze do tego kawałka spadła i się zaczęło. nie do opisania)
potem już kolejności nie pamiętam, ale zagrali jeszcze:
Mama Kin (myslałem, że oszaleję)
regdoll
back in the saddle
baby please don't go
Falling In Love
what it takes ( S.Tyler zaśpiewał pierwszą zwrotke acapella - razem z publicznością)
Pink (ja ******ę!!! harmonica w rękach Tylera to coś cudownego)
missa thing (laski ryczały, a ja zaśpiewałem cały kawałek z Tylerem, jak wszyscy zresztą)
cryin (szaleństwo)
Toys... (wypas)
potem Perry zagrał i zaspiewał Stop Messin' Around, i zakończyli to przejściem w kawałek Hendriksa
drumm solo (najpierw pałeczkami a potem koles n********ał nadgarstkami; a potem pomógł mu na bębnach... S. Tyler)
sweet emotion (basista jest ZA***STY)
dream on
walk this way ( cała sala oszalała)
livin on the edge (Perry zagrał to na dwógryfowej gitarze, nie wiem czy to był Gibson, ale brzmiało zakurwiście)
eat the rich
Tyler po prostu rozpierdalał energia. wyciągał wszystkie "góry" bez najmniejszego problemu. Grali przez równiutkie dwie godziny. Tyler miał na sobie zajebiste, złote spodnie. Perry troszku stary już jest, ale tez dawał radę. Najbardziej staro wyglądał bębniarz, ale... napierdzielał jak cholera. No koleś jest ZA***STY. Najwięcej kontaktu Tyler łapał właśnie z bębniarzem. Cały czas się wygłupiali i śmiali się. Tyler pluł wodą na publiczność. Coś wspaniałego... Nie do opisania...