NighTrain Station Guns N' Roses
Inne => Inna muzyka => Wątek zaczęty przez: Gnatek w Sierpnia 01, 2018, 06:55:42 pm
-
A jak wy się bawicie na koncertach? Uzasadnienie mile widziane, ja potem coś dopiszę :)
-
nie ma opcji dobrej dla mnie
-
Jakaś ankieta? Nie widać na Tapatalku.
-
A czy tworzący ankiete dopuszczał możliwość, że są takie koncerty gdzie nie ma płyty, nie ma trybun, za to są stoliki a przy nich krzesełka.
Albo, że pomieszczenie jest tak ciasne, że bliżej sceny są ci którzy siedzą.
Pytanie trochę tak brzmiało jakby wszystkie koncerty były na wielkich stadionach albo halach magazynowych. Na szczęście tak nie jest.
Post Merge: Sierpnia 01, 2018, 09:55:13 pm
Staram się być względnie blisko sceny (nie ma znaczenia czy stoją czy siedzę). Nie lubię klaskać, wyglądam jak naburmoszony buc, ale który nabormuszony buc się przyzna, że jest bucem napewno nie ja.
-
Staram sie być jak najbliżej. W końcu bilety kosztują niemałe pieniądze a ja chce zobaczyć muzyków w odległosci przynajmniej tych kilku metrów. Nigdy jakoś nie bawiły mnie trybuny, widok na telebim i loteria z dzwiękiem. Na froncie płyty też jakość dzwięku może być słaba ale możliwość zobaczenia jak od a do z zachowują się artyści na scenie jest zbyt kusząca. Zresztą i tak uważam, że muzyki idzie się słuchać na słuchawki a nie na stadion.
Druga sprawa to mniejsze wydarzenia, koncerty klubowe itd. I szczerze mówiąc bardzo chciałbym tylko na takie chodzić i sluchac zespołów, które grają po barach. Fun z tego jest znacznie większy, widoczność także.
A jak się zachowuję na koncertach? W związku z tym ze czesto czekam w pierwszych rzędach to jedynie trochę poskaczę, podrę się i zrobię ze dwa, trzy zdjęcia kalkulatorem.
Na klubowych więcej skaczę i głośniej się drę.
-
Mam zupełnie tak samo jak Śpiochu.
-
Ja od jakichś 2-3 lat preferuję trybuny. Swoje już odstałem w tłumie, swoje łokcie zarobiłem i potu się nawdychałem. Teraz wolę widzieć kto dla mnie gra (choćby to był telebim) i przeżywać muzykę sam dla siebie, tłum nie jest mi w tym do niczego potrzebny.
-
Na Gunsach to skakałem, machałem rękami i darłem się jak pajac, także najbardziej adekwatna wydaje się być w moim przypadku opcja numer trzecia :P
-
A czy tworzący ankiete dopuszczał możliwość, że są takie koncerty gdzie nie ma płyty, nie ma trybun, za to są stoliki a przy nich krzesełka.
Nie
Albo, że pomieszczenie jest tak ciasne, że bliżej sceny są ci którzy siedzą.
Też nie.
Do rzeczy - zawsze staram się stać możliwie jak najbliżej sceny, tak żeby mieć dobry widok na muzyków, ale nie gnieść się przy barierkach. Nie mam jakiegoś super ciśnienia na łapanie opasek i kostek (w przeciwieństwie do jednego z moich kolegów - jak po koncercie nie będzie miał jakiegoś fanta, to uznaje koncert za ******* :D ), nie muszę czuć na sobie potu Axla.
Śpiewam, trochę poskaczę, pokażę evil eye w kierunku sceny, ale pogowanie mnie kompletnie nie jara. Nie robię z kolei tragedii z tego, że dostanę łokciem w żebra, ktoś na mnie wpadnie albo nadepnie na buty. Zdarza się.
Nie rozumiem też gości, którzy zabierają pod scenę swoje dziewczyny a potem cały koncert zamiast skupić się na muzyce robią groźne miny do wszystkich wokół chroniąc partnerkę. Jak idziesz na koncert ze swoją laską, to albo weź ją na spokojnie na trybuny, albo stańcie trochę dalej. Z pożytkiem dla was i wszystkich wokół.
-
Oczywiście, że na koncertach staram się być na tyle blisko, na ile to możliwe, jednak wyznaję zasadę "Fuck EE", bo jak kiedyś kosztowało 100 zł więcej i człowiek miał 30 minut przewagi to to miało sens, teraz już chodzą bilety z dopłatą 150 zł i 15 minut przewagi. Podziwiam "barierkowiczów", że przez tyle godzin są panami swoich pęcherzy i potrafią jeszcze skakać. Jak koledzy powyżej wolę być blisko, żeby widzieć idoli, ale na tyle daleko, że już nic nie złapię.
@Gnatek co do par na koncertach to teraz w ekipie w Chorzowie trafiła mi się para znajomych i współczułem kumplowi - PODCZAS KONCERTU dziewczyna wysyłała go ze trzy razy po wodę i nie dość, że on tracił show to ledwo co do nas wracał, bo wiecie, że ludzie za bardzo nie przepuszczają na płycie. Do tego ciągle jej było gorąco / duszno / słabo, że aż musiałem się kawałek od nich oddalić. Do tego ona znała tylko "januszowe hity" i to nie do końca, bo podczas final intro w November Rain pytała się co to za piosenka... Ogólnie to często nie rozrpoznawała piosenek i pytała się co grają, a po koncercie skwitowała, że woli wersje studyjne. Powiedziałem tylko koledze, że trochę przepłacił za jeden bilet.
-
To że go wysyłała po wodę w trakcie koncertu ukochanego zespołu - to jest tak typowo babskie, że każdy kto był w związku doświadczył czegoś podobnego co najmniej raz. Temat na zupełnie inną dyskusję ;)
Do tego ona znała tylko "januszowe hity" i to nie do końca, bo podczas final intro w November Rain pytała się co to za piosenka... Ogólnie to często nie rozrpoznawała piosenek i pytała się co grają, a po koncercie skwitowała, że woli wersje studyjne.
To też zupełnie inna kwestia. Skoro nie znała piosenka to normalne że się pytała :D nie każdy kto jest na koncercie musi być tak wkręcony w zespół jak my, że zna każdy utwór. Ja na ostatnim koncercie Iron Maiden też byłem jedyną osobą w promieniu kilku-kilkunastu metrów, która znała "For the Greater Good of God". Są ludzie, którzy przychodzą na SCOM, są tacy co chcą usłyszeć Comę czy Double Talkin' Jive. Norma, trzeba z tym żyć :)
Do tego ciągle jej było gorąco / duszno / słabo, że aż musiałem się kawałek od nich oddalić.
O, w sedno! O to mi chodziło. Dziewczyny w zdecydowanej większości są od nas niższe, szczuplejsze, trudniej im się obronić przed rozentuzjazmowanym tłumem. Normalne że jej było duszno i słabo, dziewczę pewnie było dodatkowo w stresie, cały czas jej ktoś pewnie zasłaniał widok. Na dodatek jako niższa od facetów pewnie miała gorzej z dostępem do tlenu, często pewnie była szturchana. I żeby uniknąć takich akcji to właśnie zabrałbym laskę na trybuny :)
-
Wybieram trybuny, bo... nie mam innego wyboru, po czym patrz punkt pierwszy, a następnie trzeci po przecinku ;)
-
U mnie jest z tym różnie. Zależy np. od wykonawcy. Bywałem na koncertach gdzie stałem jak kołek i chłonąłem dźwięki. Czasami na jakichś koncertach "pośpiewam", poskaczę i pomacham łepetyną. W pogo się nie bawię, bo urodziłem się uszkodzonym błędnikiem i nie dam rady robić żadnych "szatańskich wywijosów".
-
Chyba tylko raz w życiu byłem na koncercie na trybunach - na KoRnie, gdzie był to jakiś większy fest, ja nie miałem siły skakać, a chciałem po prostu ich w spokoju posłuchać. Tak to wybieram GC/płytę starając się być blisko barierek, ale żeby jednak unikać ścisku. Lubię skakać, nie przeszkadza mi gdy ludzie wokół mnie robią sobie pogo, bo koncert rządzi się swoimi prawami i idąc blisko barierek każdy powinien się nastawiać na to, że niekiedy odbywa się walka o oddech i wtedy wystarczy iść trochę do tyłu ;) Oczywiście nie można tolerować bydła, jakie np przyszło na I koncert Slasha i nawet gdy żaden zespół nie grał, debile przepychali ludzi.
-
Najbardziej trzecia opcja, choć x lat temu nie raz szalałem w młynie, nie raz leżałem, nie raz był crowdsurfing. No i zdarzyło mi się mieć bilet na trybuny w Spodku, a skończyć w młynie pod sceną ;)
-
Wybieram trybuny bo....
zdrowie mam jakie mam i najzwyczajniej w świecie moge nie dać rady stać przez tyle godzin, tymbardziej że bilety kupuje na pół roku przed - cholera wie jak to będzie jutro, co dopiero za kilka miesięcy.
Co nie zmienia faktu, że pod stadionem koczuje od rana albo południa, mimo że mógłbym wejść na 30sekund przed głównym zespołem :facepalm: :D :D
Jeśli natomiast rozchodzi się o pijaństwo, to najbardziej bawię się dzień przed :D