Śmierć jest śmiercią. Każda śmierć to osobisty dramat dla bliskich...
Mi osobiście żałoba narodowa "nie przeszkadza",ale urządzając ją często umniejsza się jej znaczenie. Oczywiście to też mi nie przeszkadza samo w sobie,tyle tylko,że chciałbym,żeby rodziny ofiar prócz 3 dni rozgłosu dostały coś więcej. Czy tak jest,czy tak będzie? Nie wiem. Śmiem wątpić mimo wszystko...
Czy jest mi żal tamtych śmierci? Tak,jak każdej śmierci. Czy jakoś szczególnie cierpiałem,bądź łączyłem się z rodzinami ofiar. Nie,bo nie znam nikogo,ale z drugiej strony :
"Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą; każdy stanowi ułomek kontynentu, część lądu. Jeżeli morze zmyje choćby grudkę ziemi, Europa będzie pomniejszona, tak samo jak gdyby pochłonęło przylądek, włość twoich przyjaciół czy twoją własną. Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością. Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on Tobie."
Co do licytowania się na liczbę ofiar: ok,dziś zginie np. 40,jest żałoba,bo zginęło 40,a za kilka dni zdarzy się,że umrze jedna,ale znacząca dla przemian po 1989 w Polsce i żałoby nie będzie,bo umarła jedna osoba? Nie wszystko da się wyliczyć w ten sposób. Statystyka to nie wszystko.
Inna sprawa,że np. koncerty,które planowano miesiącami powinny się odbyć. Myślę,że gdyby w wyniku żałoby zrezygnowano z koncertu Gunsów,to nie byłoby tak spokojnie;) Część ludzi mogłaby zrezygnować z pójścia na koncert,w ramach solidarności z ofiarami,ale inaczej wygląda to,gdy jest w pewien sposób wymuszone.
O polskich pseudogwiazdeczkach,które strasznie cierpią,po 3 dni nie koncertują nie wypowiadam się,bo to inny temat.