Ja straciłam wiarę...w swojego proboszcza. Od zawsze wiadomo było, że ma ciężki charakter, że nie lubi za bardzo sprzeciwu, że ciągle "nadaje" na ludzi. Jednak w tym wszystkim zdarzało się, że miał trochę racji. Co mnie wkurzało to głównie to, że mało kiedy w swoich kazaniach odnosił się do Ewangelii, którą czytał. 2 zdania na temat a później jechał już ze swoimi tematami. Wczoraj siedzę sobie w kościele i słyszę: "Dzisiaj przyszedłem do kościoła, widzę, że ministranci pootwierali drzwi w zakrystii, główne kościelne, boczne kościelne. I mówię im: a Pan Jezus za Was na krzyżu umarł! (I teraz do ludzi) No właśnie, moi drodzy, chcemy mieć klimatyzacje, wygody (...)". SERIO??!! To naprawdę nie była przenośnia, myślałam, że może ja czegoś nie zrozumiałam, że coś przeoczyłam, ale pytałam zarówno swojej mamy jak i znajomej i obie to potwierdziły. To jest załamujące. I co najmniej dziwne. To znaczy, że ludzie mają się umartwiać? Że chorzy na serce, nadciśnienie itp. mają się przekręcić w kościele? Mój niezbyt wierzący szwagier stwierdził "A on (ksiądz) ciekawe czy ma klimę w samochodzie, ciekawe czy z niej korzysta. Powinien popier.....na osiołku". Pierwszy raz w 100% się z nim zgodziłam.
Żeby nie było tak depresyjnie to dodam, że w sąsiedztwie pojawił się ksiądz, który jest przekochany: mały, starszy człowieczek o głosie lektora z telewizji i ciepłych, chwytających za serce kazaniach. I wiem, że mogę sobie jeździć na Jego msze itp. ale jestem związana ze swoją parafią, mój tata jest tam pochowany na cmentarzu i naprawdę mi przykro z powodu tego, co się obecnie dzieje. Pozostaje mi chodzić na msze, czekać na gościnne wizyty księdza z sąsiedztwa a podczas kazań proboszcza odmawiać różaniec albo koronkę - tak jak w tym tygodniu.