"A krzywdę może mojemu zrobić jakiś ksiądz pedofil." - Myślę, że w takiej sytuacji każdy by zareagował. Ale nie każdy ksiądz to pedofil i nie każdy pedofil to ksiądz. Nie ma co uogólniać. Te przypadki są nagłaśniane i słusznie, że są, ale nie widzę powodów, żeby myśleć, że wśród księży jest więcej pedofilów niż wśród chociażby kucharzy, czy informatyków. Tyle, że tamte przypadki nie są tak nagłaśniane, bo jednak hasło ksiądz - pedofil jest zdecydowanie bardziej medialne niż mechanik samochodowy - pedofil, a ksiądz morderca bardziej przyciąga uwagę niż bibliotekarz sadysta
Zgodzicie się? Nie mówię, że zjawiska nie ma, bo jest. Absolutnie go nie neguję, czy nie usprawiedliwiam.
Zostaje kwestia proporcji. Tyle, że to kwestia tego, co się czyta, co się ogląda. Gdyby bezkrytycznie podchodzić do wszystkiego, co mamy w mediach to nasze życie kompletnie nie ma sensu, bo w każdej chwili możemy zostać pobici, zabici, okradzeni itd. Statystyka statystyką, a życie życiem. Jestem przekonany, że o wiele więcej osób padło ofiarą przemocy ze strony bliskich osób/ rodziny niż ze strony jakiegokolwiek przedstawiciela kościoła.
Czy dla osób niewierzących cierpienie ma sens?