W naszej salezjańskiej wspólnocie jest o tyle fajnie, że organizowane są festyny rodzinne. Co prawda rzadko, chyba raz na rok, ale jest to okazja, żeby księża, dzieci i rodzice spotkali się, razem potańczyli, grali w przeróżne gry, razem grillowali, bawili się. Oczywiście pewnie można taką okazję wykorzystać do rozmowy na nurtujące tematy.
Zresztą chodząc do salezjańskiej szkoły miałam wiele okazji, żeby z księżmi tak po prostu porozmawiać. Lub z klerykami. Z klerykami rozmawiało mi się w sumie o wiele łatwiej. Byli hm no cóż bardziej "wyluzowani", jeśli można to tak nazwać. I raczej nigdy nie unikali rozmowy (ani klerycy ani księża) i pewnie nie unikaliby jej, gdybym np. jutro wyszła z domu, poszła do salezjańskiego zakładu i poprosiła o rozmowę z którymś z nich.
A jednak mimo wszystko to ja musiałabym do nich pójść, a nie oni do mnie, więc wiem o co Ci chodzi, Katarynko i uważam, że masz rację. Choć ktoś pewnie może napisać: "A skąd ksiądz ma wiedzieć, że potrzebujesz rozmowy, skoro do niego nie pójdziesz i mu o tym nie powiesz?" No niby tak, ale z drugiej strony wierząca osoba powinna zawsze znaleźć czas i chęci na taka rozmowę, więc wizyta księdza zawsze byłaby taką "we właściwym czasie"