chociażby to że starają się zrozumieć ludzi a nie wciskają im jakiś chorych, nierealnych "rad" , które w ogóle nie mają pokrycia w rzeczywistości, widzą co się dzieje w społeczeństwie i potrafią się dostosować do warunków - oczywiście od razu zaznaczam, że nie mówię o przyzwalaniu na wszystko co się dzieje i zmienianiu Kościoła pod obecne czasy i model zachowań itp, ale jeśli tylko ktoś chce to może trzymać się swoich poglądów ale jednocześnie przekazywać je i trwać przy nich w bardziej normalny, ludzki sposób
jest cała masa księży, którzy zachowują się jakby żyli w jakimś innym świecie, w innym wymiarze, innych realiach i przykład mojego proboszcza który potrafi rok w rok po kilka razy (głównie na jakieś święta, uroczystosci itp) wypominać, ganić, oskarżać ludzi podczas kazania że nie chodzą do kościoła, że się nie modlą, że nie przystępują do Komunii, a później narzekają na swój los a tak naprawdę nie mają prawa się uskarżać i żalić bo sami postanowili oddalić się od Boga, więc teoretycznie jeśli zachorujesz, jeśli stracisz pracę, jeśli coś Ci się w życiu nie uda to jest to wyłączna wina tego, że nie uczestniczysz we mszy świętej i tak dalej i nic takiego by się nie stało gdybyś pojawiał się i w pełni uczestniczył w cotygodniowej mszy
czy to jest normalne podejście? bo nie wydaje mi się i hmm... śmiem twierdzić że to lekkie zacofanie, zwłaszcza w obecnych czasach
z drugiej strony mamy też wikarego, który ma dość konserwatywne poglądy i często o nich mówi, ale nie jest oderwany od rzeczywistości i nie żyje w jakimś idyllistycznym świecie gdzie wystarczy być pobożnym i wszystko od początku do końca się udaje czy to w pracy, w rodzinie czy na innych płaszczyznach. Zdaje sobie sprawę z tego co się dzieje w społeczeństwie, wie jakie są czasy, jaka jest mentalnosc ludzi i on wie, że może wskazywać drogę, że może dawać wskazówki i tak dalej ale nigdy przenigdy nie może narzucić ludziom swojego zdania, zmusić ich do zmiany podejścia i oskarżać ich o wszystko i nic tak naprawdę, wie że pokazując ludziom że "sami zasłużyli na swój los bo nie wystarczająco dużo chodzą do kościoła" niczego nie osiągnie prócz większej niechęci tych ludzi, skoro nawet w kościele nie mogą znaleźć pocieszenia. Zamiast narzucać własne zdanie i "kazać" komuś się dostosować, woli porozmawiać (niekoniecznie czysta rozmowa o Bogu w życiu danego zagubionego człowieka, tylko czasem po prostu zwykła gadka jakbyś poszedł do hmm przyjaciół, rodziców, psychologa, zwykłej osoby świeckiej blablabla z chęcią pogadania) czemu postępujesz w ten czy inny sposób, czemu mogłoby to być złe, co można by zrobić żeby to poprawić albo jak można sobie poradzić, nie wrzucając do każdego zdania banałów "bo ma byc tak a nie inaczej, bo tak Kościół każe, bo to co robisz to grzech i będziesz potępiony"
po prostu praktyczne i zdrowe podejście do życia...
ok nie zauważyłam dopisku o sprzeczności
kto mówi o sprzeczności? ja nie mówię nigdzie że przykladowo... mają zmieniać przykazania... na przykład "nie kradnij" bo w sumie takie czasy że połowa spoleczeństwa kradnie więc niech to przestanie być grzechem
poza tym wiele "zasad" które są katolikom narzucane nie ma jakiegoś wybitnie ścisłego pokrycia z tym co kiedyś tam dawno temu było ustalone
świat idzie z postępem i wątpię żeby te 2 tysiące lat temu było wiadomo co się będzie działo teraz
kolejny przykład zacofanego księdza - mój katecheta... facet był trochę po 30. i wszystko o czym nie miał pojęcia było złem i było sprzeczne z nauką Kościoła, mimo że nawet nie wiedział co to jest i jakie stanowisko ma do tego paru duchownych, którzy ustalają zasady, on nawet nie do końca wiedział czym jest słowo X czy Y a i tak twierdził "nie, to jest złe". czemu złe? bo z zasady wszystko co nowe i nieznane ma być złe