Jeżeli chodzi o to świadectwo pana "Makowskiego", to... albo inaczej: Ja też byłem prawie na dnie i znam ludzi którzy byli o wiele bardziej ode mnie na dnie i się poukładali, że się tak wyrażę "bez pomocy pana boga" (przepraszam Was, że piszę z małej litery, ale nie będę nikogo oszukiwał, a już na pewno nie samego siebie). Ja wiem, że miłosierdzie itp. może ktoś taki jak Mak jest na tyle słaby, że nie wierzy w siebie i poddaje się sile wizji, że ktos mu pomógł i to musiał być jakiś bóg...
Nie wiem czy jasno sie wyraziłem.
A jeżeli chodzi o te ewangelię to roszku nie skumałem. Chyba nie był to dostatecznie obszerny fragment, abym pojął kim są celnicy...
Ale jeżeli gadamy o ewangeliach i przypowieściach, to chciałbym Was zapytać co sądzicie o filozofii wywodzącej się z przypowieści o synu marnotrawnym. Pozwolę sobie streścić:
Ojciec ma dwóch synów. Każdemu daje taką samą kasę. Jeden bierze kasę i leci w świat i chula, podczas, gdy ten drugi zostaje u ojca i pracuje dla niego. Gdy temu pierwszsemu kończy się kasa idzie do swojego ocja i prosi choc o obierki dla świń, bo nie ma już co jeść. Ojciec jednak każe zabić swiniaka i świętowac wszystkim, bo jego syn wrócił. Przy okazji ten syn, który został i nie rozumiał czemu ma świętować powrót brata, który rozpieprzył częśc majątku ojca, dostał opierdziel i nakaz aby się cieszyć z powrotu brata.
O co w tym chodzi? O to, że ten się nawrócił i czeka go taka sama nagroda, jaką otrzyma syn, który został? Jezeli tak to dlaczego?