Bywa, że depresją nazywamy chwilowe, no może ciut dłuższe, obniżenie nastroju, ale z medycznego punktu widzenia to jeszcze nie depresja, bo tam występuje cały szereg objawów. Nie twierdzę, że osoba, o której mówi Canis, albo Ty owsiku nie mieliście depresji, ale nie sądzę, żeby zwykłe "wzięcie się w garść" podziałało w takiej sytuacji - własnie bardziej przemawia do mnie to Canisowe - "muszę, mimo, że nie mam siły, ochoty, motywacji", ale i w tym wypadku należy się cieszyć, że się udało, bo około 15 % pacjentów z depresją odbiera sobie życie, sporo więcej próbuje, więc to nie jest takie hop siup i absolutnie nie należy tego lekceważyć, jeśli ktoś zauważa u kogoś. Mówienie w takiej sytuacji weź się w garść, czy czegoś w tym stylu może jedynie pogłębić ten stan, bo zostawiamy tak naprawdę człowieka samemu sobie.
A żeby nie offtopować - wydaje mi się, że dla wielu "środkiem" antydepresyjnym jest, lub może być wiara. Wiara w to, że ok, tu i teraz to życie niekoniecznie wygląda najlepiej, z różnych przyczyn, ale nadejdzie dzień, gdy obecne cierpienie się skończy i dana osoba pójdzie gdzieś, gdzie już nie będzie cierpienia, gdzie będzie szczęście. To na pewno pokrzepiająca wielu ludzi, zwłaszcza starszych, schorowanych, czy cierpiących fizycznie bądź psychicznie, bo cierpienie psychiczne także istnieje, często jest nawet silniejsze od fizycznego, ale łatwiej je ukryć, więc się o nim nie mówi zbyt wiele.
Katarynka wspominała niedawno o księdzu, który zaburza jej odbiór mszy, mnie podobnie zaburzają go organiści, którym wydaje się nie tylko, że potrafią śpiewać, ale że śpiewają na tyle dobrze, że warto, żeby było ich słychać jak najgłośniej. Ale znalazłem na to sposób, przychodzę albo na mszę, gdzie jest orkiestra, albo na taką, gdzie przez większość mszy śpiewają dzieci. Zwłaszcza to drugie bardzo mi się podoba, bo jest ciszej, a dzieci wydają się być pełne pasji, czyli reprezentują dokładnie odwrotność tego, co nasi wspaniali inaczej organiści
Jeden z księży też ma tendencję do moralizowania, słowa o umartwianiu się zawsze brzmią zabawnie w przypadku, gdy wypowiada je ktoś "wielkogabarytowy", po którym śladów tego umartwiania nie znać. Ale moja relacja z Absolutem, to moja relacja, posłucham, coś z tego wyniosę, albo nie, staram się być po prostu w porządku i to nie na zasadzie, że skoro nikogo nie zabiłem, to jestem ok. Chrześcijanin ma być przykładem, bo drzewo poznaje się po owocach. Mogę mieć tylko nadzieję, że swoim przykładem dobrze wpływam na ludzi...