Mnie osobiście martwi, ze nowy papież to zadeklarowany konserwatysta. Oczywiście nie chodzi mi o żadne małżeństwa gejów czy adopcje dzieci przez pary homoseksualne, tu akurat się cieszę, że jeszcze długo nie będzie na to przyzwolenia. Gorzej, że papież ponoć nie zamierza nawet podejmować dyskusji na temat antykoncepcji czy aborcji. Są pewne sprawy, w których Kościół musi podjąć stanowcze decyzje, zamiast zasłaniać się doktryną. Imię Franciszek budziło takie nadzieję, jako "nowy rozdział", ale okazuje się, ze nie ma na co liczyć.
Za wyborem Argentyńczyka stoi pewnie kilka całkowicie różnych powodów. Przede wszystkim, najwyraźniej kardynałowie maja już dość Włochów, a jeśli prawdą jest to, co się wszędzie pisze o liście gratulacyjnym dla Scoli napisanym przez italskich kardynałów jeszcze przed rozpoczęciem konklawe, to tym lepiej, ze Włosi się obejdą smakiem.
Po drugie wyraźnie chcieli wybrać konserwatystę, co widać po zestawieniu kandydatów, wzięli takiego konserwatystę, który jest sympatyczny, w przeciwieństwie do Scoli o wyrazie twarzy, jakby chciał wszystkich rzucić na stos. Posunięcie PR-owe - nadal nic nie zrobimy, by było lepiej, ale przynajmniej papież będzie fajny.
Co do "otwarcia na nowe rynki" - tu chyba znaczenie ma tylko sam wybór Argentyńczyka jako fakt. Szczerze wątpię, żeby Franciszek był osobiście zaangażowany w jakieś działania w Ameryce Łacińskiej. Może wybierze się w jakąś pielgrzymkę, ale pewnie nic więcej. nie oszukujmy się, to nie jest priorytet Kościoła. Chodziło o to, żeby dać znak, zwrócić uwagę na tamtejsze problemy i to się udało. Na tym raczej koniec.
Co do misjonarstwa - nie podoba mi się fakt, że zamiast rzeczywistej pomocy dla trzeciego świata mamy "nawracanie". Gdyby religia niosła ze sobą postęp cywilizacyjny, byłbym skłonny poświęcić kulturę. Ale dopóki faktyczna pomoc dla ludzi płynie raczej z innych organizacji, niż z Kościoła, to ja uważam, że Kościół marnotrawi środki. Zamiast z Biblią, niech księża jeżdżą z łopatami i pomagają budować studnie, a "nawrócenie" przyjdzie samo. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że kościół państwa w kryzysie, to nie ten sam Kościół, który my znamy. Nie bez powodu Popiełuszko nie jeździł Porsche, a Wyszyński nie handlował winem. Bardzo możliwe, że tam, gdzie nie ma bogactwa, Kościół robi o wiele więcej dobrego, niż w "cywilizowanym" świecie. Jedno jest pewne - jeśli ludzie maja egzystować w nędzy i umierać w swojej kulturze albo żyć, uczyć się i być zdrowymi w "naszej", to ja popieram tę drugą opcję. Niby nie powinno się uszczęśliwiać na siłę, ale nie może tak być, żeby w XXI wieku ludzie żyli jak w Średniowieczu.