Jeśli mogę się wypowiedzieć, to:
Szatan wie, że ludzie lubią mieć czarno na białym, że potrzebują dowodów. Dlatego się ujawnia, właśnie poprzez opętania, itp. Daje nam znak, że istnieje, jest silny i że musimy w niego wierzyć. Myślę, że Bóg nie musi się ujawniać w tak prymitywny sposób. Bo chyba chodzi o to, żeby nie widzieć i mimo to uwierzyć.
Ja wierzę w Boga z całego serca. Nie wstydzę się tego. Wychowałam się w rodzinie, w której o religii mało się mówiło. Moi rodzice nie praktykują. Wiem, że wierzą. Mój bart jest niewierzący. Dlatego czuję się niesamowicie z tym, że nie jest to wiara wpojona we mnie. Że sama doszłam do tego miejsca w wierze, w którym teraz jestem.
Jeśli chodzi o jakieś dowody dla niewiernych Tomaszów, to moja ciocia i jej rodzina należą do Zielonoświątkowców, posiadają dary języków, czyli modląc się zaczynają mówić w dziwnych językach, których nie rozumieją. Brałam udział we wspólnej modlitwie, podczas której słyszałam te języki. Inni mogą mieć np. dar tłumaczenia i dzięki temu wiadomo, że ludzie z darem języków wychwalają Pana podczas takich modlitw. Mogłabym pisać tu ogromne posty o cudach, o których opowiadała mi ciocia i nawet o takich, których ona sama doświadczyła.
No i jeśli chodzi o ludzi, którzy nie wierzą, to nie traktuję ich ani z pogardą, ani z wyższością, ani też nie chcę na siłę nikogo przekonywać do tego, że wierzyć trzeba. Jest mi tylko smutno, że są ludzie, którzy nie czują tego co ja...