Wierzę. Ale nie w Boga jako... wielką siłę prosto z nieba. Wierzę w człowieka. W naukę. I w przyrodę. Ale też w siłę, która jest dla człowieka niepojęta. Czyli wierzę w "Boga" (chociaż nie lubię tego tak nazywać) na nieco innych zasadach niż wszyscy. W chrześcijanach denerwuje mnie to, że targują się ze swoim Bogiem. To dla mnie wiara dla tych, którzy się boją. Boją się czegoś, czego nie rozumieją lub tego, co spotka ich po śmierci, kiedy przestaną wierzyć na ślepo i zaczną podążać za tym, co w nich siedzi. Chociaż nie mam nic przeciwko chrześcijanom, którzy są prawdziwi w swojej wierze. Znam kilku
Jestem po prostu realistką i jeżeli nie mam na coś dowodów to trudno mi w to uwierzyć. W dodatku nienawidzę kościoła. Cały czas wytyka ludziom ich błędy. Człowiek zamiast iść na mszę i wysłuchać czegoś sensownego, co podniesie go na duchu.. słucha o tym, że wszyscy ludzie to grzesznicy, którzy nie chodzą do kościoła, piją, palą, ćpają i wiele, wiele innych.