Ze mną jest coś chyba nie tak. Nie nadążam za tym wszystkim. Wszyscy mają wszystkiego w cholerę dużo. Kupują po 10 płyt, przesłuchają raz i odkładają na półkę. Kolekcjonują to wszystko zamiast słuchać. Nie szkoda im tej radości i ekscytacji podczas kupowania płyty? Jedną. Można wybrać jedną góra dwie i wtedy jest kalkulacja. Czy kupić swoja ulubioną, którą znam na pamięć, a może tę która ma jedną piosenkę, która przypomina Ci pierwszą dziewczynę, a może... ??? nie szkoda im tego? Ja tak mam. Ja chyba żyje jeszcze starym tempem, wiecie. Nie nadążam za tym jak w jednym temacie lub w jednym poście wrzuca 10 piosenek. Ilość po prostu mnie wykańcza. Wolę usiąść, posłuchać i porozmawiać o tym. Ehhh... byłoby cudnie znaleźć kolegę, który słuchałby w taki sposób muzyki. Lista moich zakupów jest masakrycznie długa i cały czas się powiększa. Nigdy nie kupię "ostatniej płyty". Kiedy czytam biografię zespołu, muzyka itp, to mam notatnik i zapisuję nazwiska i nazwy zespołów i tytuły utworów, żeby potem odsłuchać spokojnie i w pewnym kontekście. Potem może kiedyś kupię. Wiem, że marudzę jak stara baba, ale pamiętajcie, że muzyka to emocje...