Skończyłem właśnie "Ostatniego Dobrego Człowieka" A. J. Kazinskiego. Światowy bestseller (jakżeby inaczej), reklamowany jako udane połączenie Browna i Camusa (czyli thriller filozoficzny z zagadkami w tle). Zwykle jest tak, że jak się łączy dwie świetne rzeczy, to wychodzi jedna słabsza od każdej z dwóch pozostałych z osobna. I tak jest tutaj.
Z Browna należałoby oczekiwać wartkiej akcji, pomysłowych zagadek logicznych i historycznych, nieszablonowego zakończenia... A udało się jedynie zerżnąć postać - wysoki, przystojny mężczyzna w średnim wieku, z większą ilością kasy, niż potrzebuje, flegmatyczny i z dziwna fobią... Od Langdona odróżnia go tylko zawód i mniejsze, że tak powiem, "zdolności umysłowe" (to nie on jest tu od rozwiązywania zagadek). Akcja jest, ale na pewno nie wartka i rozpędza się bardzo wolno. Zagadka jest jedna - rozwiązana szybko, łatwo i przyjemnie, jakoś specjalnie nie odkrywcza. O zakończeniu za chwilę.
Teraz Camus, czyli czas na część filozoficzna. Płyciutko, bardzo płyciutko. Rozważania autora są proste, wnioski oczywiste. To nie ma porównania z Camusem. "Rozważania o miejscu dobra we współczesnym świecie" okazują się banalne, a autor nie wysnuwa żadnej ciekawej czy odkrywczej tezy.
No i zakończenie. Do bólu przewidywalne, tak jak cała reszta (od razu wiadomo, kto będzie 2 ostatnimi "ofiarami"). Przez ostatnie 80 stron, powtarzałem sobie w duchu "proszę, niech to się tak nie skończy, to za proste, za głupie, w sam raz na film z Hollywood". A tu lipa, skończyło się właśnie tak prosto i do bólu schematycznie, jak to możliwe. No i cała idea sprawiedliwych powiązana z Bogiem... Naprawdę trzeba było się posłużyć hasłem "niezbadane są wyroki boskie", by całość książki nabrała sensu?
Zabieram się właśnie za kolejną książkę Kazinskiego, a robię to tylko dlatego, że podobno jest o niebo "głębsza". Mam nadzieję, że nie przeżyję kolejnego rozczarowania.