O zdradach partnerów obojga płci wiadomo nie od dziś, nie potrzeba było do tego żadnych "badań", więc uważam to pseudobadanie za jałowe.
Mój ulubiony dowcip na ten temat:
Kowalski wyjechał z domu w delegację, zadowolony z siebie, po zaliczeniu wszystkich dodatkowych atrakcji wraca i nie może otworzyć drzwi. Najpierw szuka kluczy, potem szarpie klamkę. Wtem zza drzwi obok wynurza się sąsiad:
- Rogami, sąsiedzie, rogami!
Nie zawsze jednak zdrada w wykonaniu żony jest traktowana tak samo jak zdrada będąca dziełem męża.
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/ludy_prymitywne_zdrade_traktowaly_jak_przestepstwo_50332.htmlMy nie powinniśmy zachowywać się jak ludy prymitywne.
Niektórzy ludzie są w stanie wybaczyć zdradę, zwłaszcza, gdy seks i uczucia nie stanowią dla nich jednej sfery. To pragnienie wyłączności jest tak naprawdę egoizmem i to ono wymusza obietnice i przysięgi. Niechęć do wybaczenia i brak wyrozumiałości to efekt obrażonego ego ("to je moje, tylko moje!", "czyż nie jestem ideałem, przy którym 'inni' nie istnieją?"). Taki urażony obecnością innego kochanek będzie ratował swoje ego, stawiając się w roli niewiniątka i rzucając kamieniami w kogoś, kogo ponoć dawniej kochał. To wcale nie jest szlachetne.
Tyle moich refleksji o zdradach.
A ja mam takie inne pytanie (może już było, nie jestem w stanie przeczytać całego wątku): kiedy jako dzieci dowiedzieliście się, jak wygląda i na czym polega stosunek seksualny, jaka była Wasza reakcja?
Moją pierwsza reakcją było obrzydzenie, a źródłami informacji jeden z dowcipów, a później podręcznik do biologii. To obrzydzenie wcale mi z wiekiem nie minęło, a w miarę zdobywania wiedzy nasiliło się. Seks to nie tylko tzw. stosunek seksualny (coitus) - niektóre formy szeroko rozumianego seksu są ok, natomiast inwazyjne stosunki płciowe permanentnie mnie brzydzą. Rozumiem, że większość ludzi ma odmienne zdanie (chociaż na pewno nie wszyscy ludzie na tej planecie), ale czy pierwsza informacja w dzieciństwie nie była dla Was równie obrzydliwa?