niedawna impreza osiemnastkowa mojej koleżanki. Klasyczne skupisko towarzyskich humanistów, uwielbiających tańczyć + dobre wino i halba.
1. Na początku chcieliśmy zrobić coś debilnego, to zaczęliśmy tańczyć - tyle, że w taki sposób, iż każdy z nas zacinał się w pewnym momencie, a moja kumpela biegała dookoła nas w kółko, w pewnym momencie na raz spadliśmy na podłogę.
2. Po kilku toastach i rozmowach o poszukiwaniu "czystej formy" Gombrowicza wzięliśmy balony, poszliśmy do kibla, poobijaliśmy nimi kumpla, a potem wsadziliśmy je do pisuarów.
3. Po kolejnych toastach "za Śląsk", wyszliśmy na dwór. takie pogadanki, patrzymy: o boisko jest, fajnie, zaczęliśmy skakać po samochodzie naszej dobrej znajomej, tak z wygłupów, na szczęście chłopak jej przyjaciółki zczaił co się dzieje, dał nam do zrozumienia, że robimy źle, dziękowałem mu przez dwie minuty
No i postanowiliśmy wrócić do środka żeby wznieść toast "za Śląsk"
4. Dosłownie sekundę po powrocie mój kumpel wpadł na pomysł: "to co, może rundkę dookoła boiska"? I jak kretyni wyszliśmy z sali, potem biegliśmy dookoła boicha, w połowie powiedziałem "lygomy" i legliśmy. Leżeliśmy jak ćwoki, rozmawiając o historii Polski, Piłsudskim, Rosjanach, Niemcach, wyliczaliśmy błędy naszych przodków, omawialiśmy powstania śląskie, śpiewaliśmy Rotę, Mazurka Dąbrowskiego, Zakwitały pąki białych róż, Szarą piechotę, recytowaliśmy Dziady, zrobiliśmy kółko i krzyczeli "J*** Rosję! J*** Putina! J*** Gazprom! Nawet ruszyliśmy zbrojnie na Rosję, ale nasz atak załamał się po 100 metrowym biegu.
5. Postanowiliśmy wrócić. W sali znowu poszło kilka kolejek "za Polskę". Wszystkim opowiadałem swoje filozofie, że w tym kraju powinna rządzić inteligencja, o poszukiwaniu "czystej formy" i że wszystkich kocham
generalnie - żal