NighTrain Station Guns N' Roses
Inne => Hyde Park => Wątek zaczęty przez: Gnatek w Września 30, 2010, 10:09:08 pm
-
Forum ostatnio ledwo zipie, więc wlejmy w nie trochę życia. A przy okazji będzie też kupa śmiechu :) . Temat jak na Joe Monster, opisujemy tutaj najśmieszniejsze / najgłupsze / najbardziej harcore'owe zabawy w jakie bawiliśmy się w szkole i na podwórku
Kiedy jeszcze na moim osiedlu był plac zabaw, to bawiliśmy się w "kto dalej skoczy z huśtawki". Po prostu stawaliśmy na huśtawce, bujaliśmy ją najwyżej jak się dało i skok. Ale z czasem nam się to znudziło i zmodyfikowaliśmy to lekko - skakaliśmy do tyłu . Ja np. jak skoczyłem to wylądowałem centralnie na brzuchu, inni podobnie, inni elegancko bili kolejne rekordy. Ale jeden z kolegów, nie wiem jak to zrobił, wylądował na plecach. Do dzisiaj mam z tego ubaw jak sobie przypomnę :D
W podstawówce na przerwach graliśmy w nogę, ale nie zwykłą piłką, tylko taką, którą robiliśmy z kartek na lekcji. Każdy wyrywał po prostu 2 - 3 kartki z zeszytu i dawał jednemu chłopakowi, który potem robił z tego kulkę i kleił taśmą. Potem na korytarzu był mecz. Zazwyczaj piłkę zabierali nam nauczyciele, ale raz podpieprzyli nam ją starsi, z gimnazjum, na dodatek była to klasa, do której chodziła tzw. 'szkolna elita' . My jednak nie daliśmy za wygraną i chcieliśmy tą piłkę odzyskać. Oni powiedzieli, że jak wygramy z nimi mecz, to nam ją oddadzą. Z tym, że mecz nie miał być w nogę, a w rugby. Nie muszę chyba mówić, że ten 'mecz' zamienił się w regularną napierdalankę :)
Kiedyś jeździłem z rodzicami do małego miasteczka na Podlasie na wakacje. Poznałem tam kilku chłopaków, z którymi lubiliśmy bawić się w różne rzeczy. Naszą ulubioną były rzuty jajkami w jadące samochody. Staliśmy na starym opuszczonym dworcu i jak jechał jakiś nieznany samochód, to sru! Leciało czasem i w taką furę 6 jaj na raz :D . Dworzec (a raczej stacja kolejowa) znajdował się w takiej odległości od ulicy, że nikt nie miał szans nas z samochodu wypatrzyć, no i najważniejsze, zawsze zdążyliśmy uciec.
Z tymi samymi kolegami lubiliśmy też bawić się w chowanego w czterogwiazdkowym hotelu, który w tym miasteczku się znajdował. Wchodziliśmy tylnym wejściem, które zawsze było otwarte i którego nikt nigdy nie pilnował. Potem rozbiegaliśmy się na różne piętra, a jeden z nas szukał reszty. Któregoś razu ktoś schował się w jakimś pokoju hotelowym, został złapany przez ochroniarza i zabawy się skończyły. Proponuje nie meldować się następnym razem w hotelach czterogwiazdkowych w Polsce, bo zabezpieczenia są tam gówniane :)
-
U mnie na podwórku też była zabawa "Kto dalej skoczy z huśtawki". Widać jest popularna. :D Graliśmy jeszce w tzw. "Nawalankę", czyli braliśmy piłkę i kopaliśmy się nią w kogo popadnie. :D W szkole była też zabawa w "Wirusa HIV", czyli po prostu w berka ze zmienioną nazwą. ;)
-
Haha też bawiłam się "Kto dalej skoczy z huśtawki" :D Hmm pamiętam jeszcze jak w podstawówce całą moja klasa grała w "prince polo" (nawet nie wiem skąd wzięła się ta nazwa). Grał polegała na tym, że wszyscy stają w kółku i każdy po kolei skakał na stopę jakieś osoby, jeśli ta osoba nie odskoczyła i została nadepnięta odpadała z gry...wiem, wiem bez sensu, ale wtedy to była największa frajda na przerwach :D
A i jeszcze kiedyś na placu zabaw bawiliśmy się, że wszyscy wsiadali na karuzele (ok.15 dzieciaków) i jeden z nas kręcił (nikt nie chciał tego robić, więc kręcił ten, który przegrywał w "papier, kamień, nożyce"). Haha przegrana osoba musiała rozkręcić nas do granic możliwości (wszyscy wtedy piszczeli, a nawet dochodziło do wydalenia wcześniej zjedzonego obiadu ;/ ), a później szybko uciec...niestety ucieczka zawsze kończyła się tragedia, bo zawsze ktoś obrywał z rozpędzonej karuzeli (jedna dziewczyna nawet rozbiła sobie głowę, auć).
-
Owijanie się folią i wtaczanie się do kupy nie/świeżego obornika . Szczyt zabawy. :rolleyes:
-
U mnie szczytem zabawy było w podstawówce grupowe przyciskanie się do ściany, kto wypadł to szedł na koniec i przyciskał pozostałych :P
-
W podstawówce na przerwach graliśmy w nogę, ale nie zwykłą piłką, tylko taką, którą robiliśmy z kartek na lekcji. Każdy wyrywał po prostu 2 - 3 kartki z zeszytu i dawał jednemu chłopakowi, który potem robił z tego kulkę i kleił taśmą. Potem na korytarzu był mecz. Zazwyczaj piłkę zabierali nam nauczyciele
To samo było i u mnie w szkole :P
Acha, no i na w-fie wszyscy chłopacy upychaliśmy się w takim małym kibelku. Za każdym razem wchodziło nas coraz więcej, ostatecznie doszło do ok. 20 osób jeśli dobrze pamiętam :D
-
Hmm u mnie grało się na przerwach korkiem od butelki, z głupszych zabaw to nie wiem, może granie w rugby w klasie takim woreczkiem z kuleczkami czy kukurydzą czy czymś tam jeszcze :P
-
kanapka - wywracało się kogoś i wszyscy skakali na kupę
rzucanie przez okno workami z wodą
zdjęcie - bierzesz piłkę i kopiesz w kogoś z całej siły z bliska
To tak na szybko, dużo głupot się robiło więc pewnie z czasem sobie przypomnę coś jeszcze ;)
-
Przypomniała mi się jeszcze jedna zabawa - w podstawówce zdarzało się, że na przerwach ktoś był wrzucany do damskiego kibla. Z czasem dziewczynom ta zabawa też się spodobała i jak któryś chłopak przechodził obok to one po prostu go tam wciągały i zamykały w środku. Raz postanowiliśmy zrobić akcję ratunkową, i jak nieszczęśnik został zaciągnięty do łazienki, ruszyliśmy mu pomóc :D . Razem z jednym kolegą udało nam się przebić przez kordon wściekłych bab i trafiliśmy do pomieszczenie, gdzie ten zaciągnięty się znajdował. Dziewczyny okazały się silniejsze niż przypuszczaliśmy i we trójkę nie daliśmy rady otworzyć drzwi. W końcu wkurzyliśmy się nie na żarty i po prostu te drzwi wyważyliśmy. Skończyło się to płaczem dziewczyn w pokoju pani pedagog i wina jak zwykle spadła na nas :) .
-
My w szkole dla zakładu wyrzucaliśmy kwiatki w doniczkach za okno. Poza tym często się zdarzyło łazić po dachach czy to szkoły czy bloków na podwórku.
Z tym zamykaniem to u nas było podobnie, kiedyś w szatni od WF-u zamknęliśmy kolegę jednocześnie trzymając drzwi od zewnątrz. Ten kolega był większy i silniejszy od pozostałych, dlatego jak się wkurzył to wyszedł razem z drzwiami wyrywając je z framugi - nie daliśmy mu rady :)
-
Moja najgłupsza zabawa z dzieciństwa, to lezenie plackiem na trawie, głową do ziemi, bez ruchu i kto najdłuzej wytrzyma. Mieliśmy wtedy po 6-7 lat i nie pamiętam za dobrze cóż to za ideały nam przyświecały, czy to było coś wzniosłego czy zwykła głupawka, ale i tak było fajnie.
-
Ehh... chciałbym powiedzieć, że "słoneczko", ale cóż nie te czasy. Moja najgłupsza zabawą było chowanie (w podstawówce) mioteł sprzątaczkom.
-
Moja zabawa z bardzo wczesnego dzieciństwa trochę przypomina tą wspomnianą przez Roxy. Nazywaliśmy to "śpiące niedźwiedzie" i polegało na tym, że udawaliśmy, że śpimy. Generalnie chodziło o to, żeby mieć nas z głowy. :D
-
Ale wy też się przy tym dobrze bawiliscie, czy tylko rodzice? :D
-
wylewanie sprzątaczkom wody na korytarzu w podstawówce :D coś koło 1-2 klasy :D
-
poza wiekszoscia gier i zabaw małych dzieci, szczegolnie w pamiec wbilo mi sie udawanie power rangers (razem z najblizszymi sasiadami bylo nas piecioro) oraz zabawa wymyslona przez nas o nazwie Mózguś xD chodziło w niej o to, że jedna osoba jest wlasnie Mózgusiem, nie moze ona biegać, jedynie chodzic z wyprostowanymi rekami (jak zombie), podczas gdy reszta biegala po calym moim domu. Gdy Mózguś kogos dotknal, osoba ta nie mogla juz dalej uciekac, Mózguś łapał ja za szyję i udawał, że zjada jej mózg xD
-
Mózguś łapał ja za szyję i udawał, że zjada jej mózg xD
Milsze :rolleyes:
-
Moja kuzynka topiła kiedyś biedronki w kałuży bardzo mi się to nie podobało poleciałam naskarżyć na nia :P
-
Kiedyś, podczas zabawy w żółwie ninja złamałem sobie rękę :sorcerer:
-
A jak to jest się bawić w żółwie Ninja ? :P
-
złamałem sobie rękę :sorcerer:
Walnąłeś w skorupę? :D
-
A jak to jest się bawić w żółwie Ninja ? :P
chyba chodzi o wpierdzielenie pizzy :P
-
Ej nie bawiliście się w żółwie Ninja?:P
-
Taa, ja zawsze byłem Donatello (fioletowe gadżety) bo miałem jego figurkę z targu
-
chyba chodzi o wpierdzielenie pizzy :P
Przy wpierdzielaniu pizzy ciężko złamać rękę w sumie ;)
Nie bawiłem się. Na czym to polega ? :)
-
http://www.youtube.com/watch?v=HUll5SnavOw (http://www.youtube.com/watch?v=HUll5SnavOw) jak tak wyglądała ta zabawa w żólwie Ninja to na to nigdy się nie jest za starym :D
-
Taa, ja zawsze byłem Donatello (fioletowe gadżety) bo miałem jego figurkę z targu
Tej, ja tez byłem Donatello. Yeah !!!
-
U mnie najgłupszą zabawą była zabawa w tzw "oddychanie". Kucasz, oddychasz głęboko przez minutę, potem wstajesz i przestajesz oddychać. Zaraz mdlejesz... po paru chwilach odzyskujesz przytomność. Bez sensu, poza tym (jak widać) zostaje rysa na psychice. ;)
-
o kurde musze sprobowac :D
-
haha, chyba wiem jak się wymigać od kartkówek :D
-
Szczerze nie polecam. Niektórzy robuli to podczas pytania przy tablicy - kucali zawiązać buta, wstawali i mdleli. My przestaliśmy, kiedy kumpel mdlejąc walnął głową o kuchenkę. Głupia zabawa głupich dzieci, ot co :).
PS. Nie brakowało Wam moralizatorstwa na forum? ;D
-
"Naskakiwany" - zabawa, której nie zapomnę do końca zycia :lol: bawilismy sie w to na przerwach w podstawówce. Jedna osoba "naskakiwała" jako pierwsza, pozostałe stawały w rządku, ustawiając każda po jednej stopie obok stopy drugiej osoby. "Naskakująca" osoba, odskakiwała od ściany próbując nadepnąć na stopę inne osoby. Uciekac można było tylko odskakując w różne strony. Już dobrze nie pamiętam czy osoba na której stopę naskoczono odpadała z gry czy stawała się jak w berku "naskakującym", wiem tylko ze sporo krzyku było przy tej zabawie ;) i baaardzo długo była popularna
-
U mnie najgłupszą zabawą była zabawa w tzw "oddychanie". Kucasz, oddychasz głęboko przez minutę, potem wstajesz i przestajesz oddychać. Zaraz mdlejesz... po paru chwilach odzyskujesz przytomność. Bez sensu, poza tym (jak widać) zostaje rysa na psychice. ;)
U mnie była podobna zabawa, aczkolwiek dochodziło jeszcze kręcenie się wokół siebie. Zakończyliśmy ją jak kumpel upadając uderzył głowa o kamień i miał wstrząs mózgu.
-
Jeżeli chodzi o to wstrzymywanie oddechu to mój kolega kiedyś zamiast stracić przytomność dostał ataku padaczki. Początkowo wszyscy myśleli że udaje i zamiast ktoś mu pomóc wszyscy zaczęli się śmiać. Chłopak po chwili w końcu sam się ogarnął :)
-
Aaaa no miałem też kumpla który reagował panicznym śmiechem.
A jeszcze jedna zabawa mi się przypomniała. Jak jeszcze na mojej ulicy nie było asfaltu tylko droga z kamieni, to ustawialiśmy się po dwóch w odległości ok 10 metrów i napierdzielaliśmy się kamieniami. Było trochę siniaków itp, potem szliśmy wszyscy na oranżadę :).
-
Ogólnie rzucanie się kamieniami było modne ;)
-
No teraz już dzieci się tak fajnie nie bawią, teraz mają gormity i inne bajery... :)
-
zabawy z dzieciństwa.... "czarno-białe" na podłodze na korytarzu w szkole płytki były położone tak że czerne po bokach a białe na środku, jedna osoba stała w środku i była bekiem a utrudnieniem było to że mógł łapać tylko tych którzy weszli na białe płytki, drugą zabawą było to że siadaliśmy w drzwiach na salę gimnastyczną i się nawzajem łapaliśmy za ręce zadaniem jednej osoby było wyciągnięcie osoby siedzącej i zajęcie jej miejsca, nasza szkoła miała duże piwnice ulubionym zajęciem było uciekanie/ukrywanie się przed woźnym który nas ścigał i próbował wygonić
krótko też funkcjonował regularny Fight Club :D
-
krótko też funkcjonował regularny Fight Club :D
U nas też był. W piaskownicy na podwórku przed szkołą organizowaliśmy regularne walki bokserskie na pieniądze :) A w szkole często na korytarzu były ustawki klasa na klasę aż do momentu wjazdu psów, yyyyy tzn. nauczycielek :D
-
hehe, u mnie w gimnazjum stałym miejscem walk było stare boisko oddalone kawałek od szkoły, żadnych bloków w koło, więc można się było lać :P w I klasie stoczyłem chyba 3 bitwy, 2 wygrałem, przynajmniej tak twierdzili koledzy, w trzeciej chłopak już nieźle dostawał, to dobiegło do mnie dwóch jego ziomków i skopali dupę :_: po tym incydencie, gdy przyszedłem z podbitym okiem do chaty i musiałem wszystko wyśpiewac, moja mama zadzwoniła do dyrektora i od tamtej pory w okolicy starego boiska zaczęły się regularne patrole straży miejskiej, a bitwy przeniosły się na korytarze szkolne, ja jednak zmądrzałem i nie brałem w nich udziału, wolałem zeby mnie obrazali slownie niz mialbym pozniej problemy w szkole i na dobre mi to wyszło :P
co do piaskownic - na podwórku latem, gdy większośc szła na kolację, zostawało nas czasami 3-4 i w piaskownicy budowaliśmy małe miasta, kazdy swoje, zwykłe babki z piasku na szybko ulepione, po 10 małych i 5 dużych, w jakiejś tam odleglosci od siebie, potem stawalismy za swoimi miastami kazdy, brało się jakis większy kamien i trzeba było zniszczyc miasto rywali :)
-
jja z psem sie bawilem :)
-
My jeszcze łaziliśmy po drzewach. Duże boisko od mniejszego dzieliła górka i rosły na niej takie naprawdę olbrzymie i stare drzewa. A że szkoła stoi na terenie dawnego cmentarza (sprzed I lub II wojny) uwielbialiśmy sie straszyć nawzajem historyjkami z dreszczykiem. Ale to raczej typowe dziecinne zabawy, (to znaczy były, bo teraz z własnych obserwacji wnoszę, że dzieciaki w wiekszości wola komputery niż wspinaczkę po gałęziach).
Za to po szkole z przyjaciołką i siostrą bawiłysmy się w tzw. "brudne koszulki", ulica na której mieszkam jest ślepa i rzadko jeżdżą po niej samochody, więc można się było bawić do woli i dawno temu była tam olbrzymia dziura, która po deszczu oczywiście nabierała wody. Wykorzystywałyśmy to do zabawy właśnie w "brudne koszulki". Zabawa polegała na tym, że każda z nas zrywała sobie liść, który był jakąś osobą, ubraną w koszulkę z czymś tam - obowiązkowo trzeba było podać wzór koszulki, po czym tarzałysmy te liście w tej wodzie i błocie tak długo aż się podarły. Wtedy brało się nastepnego, mowiło się z czym jest koszulka i tak w kółko xD niby nic, ale jaka radocha, że można pobawić się błotem.
Tworzyłysmy też hodowle ślimaków. Przyjaciółka miała domek dla Barbie i mnóstwo mebli. Każda z nas brała kilka ślimaków, okreslała kto jest kim w rodzinie ;) i na określonej przez siebie powierzchni ustawiałysmy meble, tak żeby wyszedł domek. Ślimaki rozłaziły się po tym wszystkim, a my miałyśmy niezłą frajdę, głównie dlatego, że każdy miał imie. Pamiętam że najwięcej śmiechu było, kiedy ślimak będący dziadkiem i głową rodziny złożył jajka :???:
-
jja z psem sie bawilem :)
O k...a nie zdziw się, jak na zlocie nikt nie będzie chciał z Tobą siedzieć ;)))
-
Ej no to jeszcze nie zoofilia bez przesady. Ale zdarzały się głupie pomysły jak np. podkradanie nauczycielom różnych rzeczy z biurka ;) raz dziennik zakosiliśmy bo 1 były z kartkówki i schowaliśmy go pod szafą. Pół miesiąca nie było dziennika a póżniej sprzątaczka go znalazła ;/
-
to masz dziwną szkołę, jeśli przez tak długi czas nauczyciele się tym nie przejeli, że nie ma dziennika. U mnie w gim jak nie było dwa dni z rzędu było wielkie szukanie, straszenie przez nauczycieli że jesli sie nie znajdzie to musimy wszystkie sprawdziany na nowo pisac...co prawda nikt nie pomyslał o tym że nasza wychowawczyni jest chora i ma ten dziennik w chacie bo przez weekend sobie coś tam uzupełniała :P
-
To było w podstawówce jeszcze :D I wszędzie go szukali było latanie po szkole itd. i już mieliśmy nowy i wtedy znaleźli tamten :facepalm:
-
u mojej babci był taki stary ceglany garaż, z dzieciakami ścieraliśmy cegłę ze ścian (bardzo się sypała) i robiliśmy z niej różne dziwne rzeczy... np. smarowanie się nią dla uzyskania efektu indianina (wykorzystywana też była zielona kreda do shreka), farbowaliśmy psa, rzucaliśmy w ludzi takim pyłem i różne takie tego typu rzeczy...