Osobiście uważam, że z roku na rok gównażeria się szerzy. Sorry, ale inaczej takich nie można nazwać. Gówniarze czują się pewnie, zbyt pewnie i na zbyt dużo sobie pozwalają.
Moja mama już nie pracuje, ale ma kontakt ze znajomymi ze szkoły podstawowej, w której uczyła. Jeśli ktoś myśli, że podstawówka to grzeczne dzieci to jest w dużym błędzie. To już nie jest zwykłe niegrzeczne dziecko. Ostatnio nauczycielka muzyki prowadzi klasę 4 do sali. Jakiś cwaniaczek stanął tak, że nie mogła otworzyć drzwi, więc poprosiła, żeby się przesunął. Oczywiście z uśmiechem na twarzy stwierdził "bo co?". Nie zareagował na kolejne prośby, więc chwyciła go za rękę i przesunęła. Nie brutalnie, po prostu go przesunęła, on sam nie stawiał oporu. Wtedy usłyszała (przypominam, 4 klasa to 11 lat), ze "niech pani mnie nie dotyka, bo jak pani przypierdolę, to pani pod pianino wleci". No chyba powinnam być pod wrażeniem, że powiedział "pani". -,- Tego typu przypadków jest więcej. Nauczyciele z 30 letnim stażem pracy mają dość, nie mogą sobie poradzić w szkołach, nie tylko tej jednej. Ludziom się zachciało bezstresowego wychowania, ale chyba zapomnieli, że to nie oznacza totalnego braku kultury i kontroli nad dzieckiem. Kiedyś jak się wzywało rodziców, to zazwyczaj coś to dawało. Teraz ludzie wychodzą z założenia, że szkoła jest od wszystkiego. Kiedyś dzieciak trochę się bał, że rodzice się o czymś dowiedzą. Teraz rodzic przy dziecku zjedzie nauczyciela od góry do dołu. Jak taki dzieciak ma mieć szacunek do nauczyciela, skoro jego rodzice go nie mają? I na dodatek wie, że czegokolwiek nie zrobi, to mamusia czy tatuś go obronią?
Polecam ten
artykuł To o mojej byłej szkole, gimnazjum i liceum. Naprawdę dobre, na wysokim poziomie, nigdy nie było żadnych ekscesów ani nic. Gdy ja szłam do gimnazjum, było wiadome, że jak człowiek coś odwali to może jeszcze tego samego dnia wrócić do domu z teczką z papierami, bo to nie było rejonowe, więc mogli spokojnie wyrzucać. Z tego co w tych artykułach wyczytałam, obecnie już nie ma takiego zapisu w statucie. Cała ta (opisana w artykule) sytuacja jest dla mnie komiczna. Gdzieś jeszcze jest taki, gdzie są wypowiedzi rodziców broniących swoich dzieci. Dla mnie to chore - niepełnoletnie dziecko upija się na wycieczce szkolnej, w obcym kraju, w zupełnie innej kulturze(!), a rodzice jeszcze mają pretensje do dyrektora, ze ich ukarał? Serio? Jest tam wspomniane, że Karaś mówił, że mógł powiedzieć trochę za dużo. Byłam świadkiem podobnej sytuacji na wycieczce w Finlandii. Wszyscy byliśmy pełnoletni, wiec mogliśmy pić, z tym, że w Finlandii nie można spożywać alkoholu mającego więcej niż 11 czy 14% jeśli się nie ma ukończonych 21 lat. Umowa była jasna - jak chcecie, to pijcie piwo czy lżejsze trunki, ale respektujcie prawo. Było powiedziane tak pierwszego dnia po przylocie na miejsce. Oczywiście 3 glorie przywiozły sobie z Polski wódkę i wino i na dodatek łaziły z tym po hostelu (z pokoju do sauny itp.), więc obsługa zwróciła dyrektorowi uwagę, że nie wyglądają na 21 lat, a tamtejsze prawo zabrania tego i tego, blablabla. Dyrektor zebrał nas wszystkich w pokoju wspólnym, ochrzanił je za nieodpowiedzialność i głupotę, za to, że nie brały pod uwagę konsekwencji jakie mogą z tego wyniknąć, że jest rozczarowany, że nie taka była umowa itp. Podniesionym głosem, ale bez przegięcia. Widziałam go nieraz jak kogoś opieprzał. Stanowczo, ale nie obrażał. Oczywiście kazał im wszystko wylać do zlewu na oczach całej grupy. Nie wierzę, żeby w tych Chinach nagle używał jakichś innych słów.