NighTrain Station Guns N' Roses
Inne => Hyde Park => Wątek zaczęty przez: Zqyx w Stycznia 29, 2009, 09:58:51 am
-
Skoro jest temat o tym,co nas "denerwuje" u starszych ludzi,to czemu nie zrobić tematu o tym,co nas denerwuje u młodszych,takich np. kilkunastoletnich i.t.d.
Na pewno będzie tego znacznie mnie,bo sporo tu młodszych forumowiczów,ale może coś będzie.
Najpierw przypadek z autobusów/pociągów - szpanowanie komórką: ma taki na komórce jakieś techno,więc oczywiście musi puścić na cały regulator,bo mu się podoba,zero szacunku dla innych pasażerów,o tym,że wrzeszczą jeden do drugiego przez pół autobusu,a a rozmowa często jest na zasadzie " stary no kur,coś tam kur,no ja pier." to nawet mi się gadać nie chce.
O tym,że skoro taki jeden z drugim pali,to wszyscy wokoło muszą wdychać dym,też nie wspomnę. No bo przecież on jest pępkiem świata,czyż nie?
Jasne,że nie dotyczy to wszystkich,ba,może nawet tylko garstki,jak jak garstki starszych ludzi dotyczy temat starzy ludzie,no,ale warto o tym pogadać.
Dyskutujmy.
-
Szpan, szpan, szpan i jeszcze raz k***a szpan :ph34r:
Wszystkim co się da - komórką, kto jakiej panienki nie przeleciał, jaką to furą się ostatnio nie ścigałem (no i oczywiście k***a wygrałem, bo jak może być inaczej), to że na imprezie przechlałem 5 typów itd itp. Świruje taki cwaniaka a jak jednego z takich właśnie w szkole położyłem jednym ciosem to bał mi się c**j oddać. Widziała to jedna nauczycielka, podeszła do mnie i zaczęła prawić morały, a on stał obok i się odgrażał, nic ponadto :). To tylko pokazuje ile tacy ludzie są warci. Nie tyczy się to oczywiście wszystkich młodych.
Uniosłem się, ale już mi lepiej :)
-
Popieram przedmówców, podpisuję się obiema łapkami ;)
Okazuję się że jestem już bardzo stara, nawet dla "koleżanek" z pracy młodszych o 2, 3, 4 lata. Jak się pytają ile mam lat, to słyszę: O Jezu, ale Ty stara jesteś ! - przecież nie ukrywam swojego wieku.
Oraz to że już wg. nich i starszych "koleżanek" powinnam być ochajtaną, stateczną matroną z dziesięciorgiem szkrabów, chodzić w garsonkach, mieć mieszkanie itp. :ph34r: A w chol.erę za żadne skarby (szpilki i garsonki :angry: ). Przecież to jest tylko kilka lat różnicy a nie wieków :ph34r: !
-
To ja nie mogę narzekać na młodych ludzi w moim otoczeniu, a przynajmniej w pracy - jestem jedną z najstarszych osób w naszej firmie, a mimo to świetnie dogaduję się z - jak ich często nazywam - dzieciakami :) Może wynika to z tego, że mam ogromny dystans do swojego wieku i uwielbiam ich żarty na mój temat z tym związane, np. pytania o to, co pamiętam z glacjału albo jakiego w dzieciństwie miałam w domu dzinozaura ;) Świetnie się dogadujemy, razem bawimy na imprezach i nigdy nie usłyszałam od nich "jaka ty jesteś stara!" - może dlatego, że wcale się tak nie czuję i chyba nie zachowuję zbyt adekwatnie do wieku metrykalnego ;) I pomimo tego, że jestem od Ciebie, Bloody Rose, starsza o 10 lat, szpilki miałam na nogach może dwa razy w życiu, garsonkę może z pięć, dziecko mam tylko jedno, a słowo "stateczność" jest mi kompletnie obce :) Starość nie jest więc taka straszna ;)
A co do szeroko pojętego tematu młodych ludzi, to powiem szczerze, że mam do nich mieszane uczucia. Z jednej strony przeraża mnie wszechobecne chamstwo, szpanerstwo, bezmyślność i agresja, a z drugiej - jest mi ich strasznie żal... Przede wszystkim dlatego, że, zastępując kontakty face to face rozmowami przez komórki, komunikatory, maile, graniem w sieci, itp., stają się zubożeni emocjonalnie - może właśnie z tego wynika zanik empatii wśród młodych ludzi :ph34r: A to, że znaczny procent z nich czuje się pępkiem świata, wynika, niestety, z tego, jak zostali wychowani :/
-
Mimo że też jestem jeszcze młodzieniaszek, to chyba nie przejawiam tych zachowań co wypisaliście. Mogę podać parę przykładów moich rówieśników, którzy nie są zbyt ogarnięci a próbują na siłę wywyższać się ponad wszystkich:
-najgorszy jest szpan, np. to że elo ziomek kupił sobie full wypas głośniki do swojego malucha
-zupełne ignorowanie innych ludzi, muzyka na full w swoim golfie
-kłamstwa, aby zaimponować innym co to nie on, sporo ludzi na tym przyłapałem
-zmienianie swoich czynów i poglądów jak chorągiewka na wietrze
-debilizm, kretynizm i chamstwo, to cechuje dzisiejszą młodzież
oczywiście nie wszyscy tacy są ;)
-
Nie chcę generalizować, ale najgorsze to chyba gimnazjum... Czego ja się nie nasłucham od ludzi uczących w tej szkole, mojego brata (kończy w tym roku gim.)... Mam wrażenie, że poprzedni system (8 klas podst. + 4 LO) był o niebo lepszy. Dzieciaki skończywszy jedną szkołę po 6 latach idąc do kolejnej myślą, że pozjadały wszystkie rozumy no i nie wiadomo jak dorośli już są, a przecież to raptem 13-latkowie... ja wiem, że teraz "młodzież szybciej dojrzewa", ale ja tego ani po moim bracie, ani po jego rówieśnikach nie widzę... w głowie jeszcze siano. Zero poczucia konsekwencji swoich czynów.
-
Pytanie tylko kogo mamy na mysli mowiac "mlodzi ludzie" , jaki przedzial wiekowy :D W kazdym razie, jedno jest pewne, dzisiejsza mlodziez to zło :D
-
Osoby nastoletnie i młodsze. Bo jak już jest dzieścia,to chyba już bliżej do dzieści ;) ,a dzieści się ciągnie trochę :D
Oczywiście młodość trwa wiecznie,ale bez przesady ;) :P
-
Mlodsze niz nastoletnie to w domu niech siedza i sie bawia klockami :D
A nastolatki to wielkie zło, tragedia ogolnie. Pracuje z takimi wiec wiem co mowie :D
-
Nie chcę generalizować, ale najgorsze to chyba gimnazjum... Czego ja się nie nasłucham od ludzi uczących w tej szkole, mojego brata (kończy w tym roku gim.)... Mam wrażenie, że poprzedni system (8 klas podst. + 4 LO) był o niebo lepszy. Dzieciaki skończywszy jedną szkołę po 6 latach idąc do kolejnej myślą, że pozjadały wszystkie rozumy no i nie wiadomo jak dorośli już są, a przecież to raptem 13-latkowie... ja wiem, że teraz "młodzież szybciej dojrzewa", ale ja tego ani po moim bracie, ani po jego rówieśnikach nie widzę... w głowie jeszcze siano. Zero poczucia konsekwencji swoich czynów.
Gucha - masz całkowitą rację! Często rozmawiam na ten temat z moimi znajomymi i absolutnie wszyscy, niezależnie od wieku, stwierdzają jedno - najgorsi są gimnazjaliści :angry: Nie wiem, o co w tym chodzi, ale chyba właśnie o to przejście z podstawówki do gimnazjum, czyli - w ich mniemaniu - "awans społeczny" (sic!)
Gimnazjaliści mają już siłę i możliwości, żeby zrobić komuś krzywdę, a równocześnie nie posiadają podstawowej umiejętności - przewidywania następstw i ponoszenia konsekwencji swoich zachowań...
A wszystko to niesamowicie wzmacnia właśnie fałszywe poczucie "wydoroślenia" - wszak skończyli już pogardzaną przez nich "szkołę dla gówniarzy" - a to tworzy wybuchową mieszankę :ph34r:
Dlatego od dawna uważam, że poprzedni system szkolnictwa był zdecydowanie lepszy i z przerażeniem patrzę w przyszłość, która czeka mojego juniora...
-
Cwaniactwo i szpan wsród młodzieży , nie wiem z czego to wynika chyba zbyt dużo TV i internetu , za moich czasów nie było aż takiej "rozpusty" :) książki by zaczeli czytac a nie kur.. udawac ważniaków - żałośni ! :D
-
Mam aż lub zaledwie 19 lat i wcale nie czuję się dorosły, i bronię się przed tym rękoma i nogami. Ale jest wiele cech, które mnie u rówieśników lub młodszych denerwuje. Denerwuje mnie brak charakteru i zanik osobowości. Brak jakiegokolwiek zaangażowania, swoich własnych pasji. Nadinterpretacja pojęć odwagi i pewności siebie skutkuje grubiaństwem i cwaniactwem. Moim zdaniem, nie bez powodu jest taka hiperbolizacja języka. Bo dziś nikt nie jest sobie bratem, żeby być dobrym trzeba mieć wszystko przesadne w c**j a wszystko co zrobisz to masakra w c**j... Wszystko co mieści się w kanonie pojęć dobrej zabawy, towarzystwa i luzu niestety z tymi ludźmi nie wypali, pomimo, że mają takie przekonanie, tam jest ciągłe napięcie.. bycia od kogoś lepszym, nie wiem jak to nazwać. Nie mówiąc o szacunku do człowieka o niższym statusie. Podczas ostatniego stulecia chyba większość ludzi z charakterem wybili, jednych na wojnie, drugich za to, że byli w AK, innych, że byli przeciw komunie? Ci, którzy zostali nie mają wystarczającej siły przebicia, a i era komputera robi swoje... O lojalności czy własnym zdaniu nie wspomnę, tak jak chorągiewka zawieje. Moim zdaniem lepiej mieć samych wrogów niż nie mieć żadnego. Na szczęście trafiłem na w porządku ludzi, z którymi, pomimo różnic poglądów, mogę porozmawiać na każdy temat i czasami ostro się zabawić. Nie sposób zapomnieć o przyjaciołach :).
Na koniec dodam, że nie każdy taki jest. Opisałem ogólnie przypadki, z którymi się spotkałem niemało razy i kilka przemyśleń z tym związanych.
-
Młodzi ludzie
http://www.youtube.com/watch?v=67IbSCYWS8g (http://www.youtube.com/watch?v=67IbSCYWS8g)
są głupi.
-
Głośne puszczanie muzyki w autobusach. Reszta mnie nie obchodzi, bo nie odczuwam tego na własnej skórze.
-
Młodzi ludzie
[url]http://www.youtube.com/watch?v=67IbSCYWS8g[/url] ([url]http://www.youtube.com/watch?v=67IbSCYWS8g[/url])
są głupi.
Ahahaha :D . Ale jeszcze lepsza jest część druga.
http://www.youtube.com/watch?v=0IDWS0S_IoA (http://www.youtube.com/watch?v=0IDWS0S_IoA)
"Ona mówi że się podoba jak chłopacy za nią gwizdają" - leże i kwiczę :D. Panienka z kolczykami tez jest niezła :D . W sumie obie są siebie warte
-
Ja uderzę w tym samym kierunku za Guchą i Moonsun. Przede wszystkim nasz obecny system edukacji młodych wyłożył. :( Powrót do idei gimnazjów to nie był dobry pomysł. To że "kiedyś przed wojną tak było" nie oznacza że było to dobre. Teraz przeskok następuje wcześniej a każdy przeskok daje młodym poczucie dorosłości. Tylko że dzieje się to wg. mnie za wcześnie i dlatego jest to co jest. Dodatkowo następuje zanik więzi koleżeńskich, rozmów twarzą w twarz - bo po co, "pogadamy se po budzie na gg, masz granty na koncie? to zastukaj na komcia itd." spowodowany rozwojem technologii i następuje powolna dehumanizacja. Sam zauważyłem to u siebie ale już po skończeniu liceum, gdzie mój młodszy kuzyn (rocznik '82) z drugiego końca miasta miał jako jeden z pierwszych w mieście dostęp do internetu i zawsze do niego jeździłem na weekendy a nawet w tygodniu, a później kiedy ja miałem już swój modem to w ciągu 10 lat stało się tak że widujemy się na Boże Narodzenie a jego kontakt ze mną ogranicza się do przesłania mi linku na GG do czegoś śmiesznego co wypatrzy w necie. To był mój przykład a co się dzieje teraz wśród dzieciaków?
Nie mogę oburzać się na różne wyczyny młodych bo sam święty nie byłem. Podkradanie jakichś pierdół ze sklepu, picie, palenie na klatkach schodowych, bijatyki w szkole, niszczenie mienia szkolnego, szpan, zazdrość - wszystko przerabiałem za moich czasów podstawówki. To rozumiem. Ale teraz doszło do tego handlowanie prochami, spuszczanie nauczycielom/staruszkom/przypadkowym osobom wpierdolu i nagrywania tego wszystkiego na kamerki na co się będę oburzać bo to już jest przeginka spowodowana (wg. mnie) tym za szybkim wkroczeniu w "dorosłość" po SKRÓCONEJ podstawówce. Oczywiście do tych zachowań przyczynia się też wybitnie wywieranie presji na osiąganie wyników po skończeniu podstawówki aby dostać się do jak najlepszego gimnazjum (a potem liceum). I wychowanie bezstresowe przez "nowoczesne" mamusie i tatusiów które na dłuższą metę przynosi więcej szkody niż pożytku. Nie uodporni się na stres w domu to zestresuje się w szkole. Napięcie narasta a hormony buzują...
Przeskok z ciągłości 8 klas podstawówki bezpośrednio do 4 klas liceum/5 technikum to był naprawdę dobry system. Przez 7 lat się szalało, w 8 roku następowało lekkie wyciszenie bo nieukończenie podstawówki to byłby obciach ale człowiek wychodził na pewno lepiej poukładany psychicznie niż ci którym teraz po 6 latach podstawówki funduje się jeden przeskok a po następnych 3 latach (gimnazjum) kolejny w kierunku liceum. My mieliśmy jeden stres, dzisiejszym dzieciakom funduje się stres podwójny. Stres rodzi stres a gdy jest stres to musi znaleźć jakieś ujście i przez to słyszymy w tv o różnych świrach. A wszystko w wieku do 16 lat.
Jedyny plus to taki że w sumie jesteśmy jeszcze społeczeństwem monokulturowym, nie wyobrażam sobie gdybyśmy mieli mieć w jednej szkole (w domyśle gimnazjum) wiele nacji. To by dopiero było piekło, tak jak to w sumie jest teraz np. w U.K. Ja chodziłem do podstawówki (ale nie do klasy) z Romami (Cyganami), ręka ręka szacuneczek ale to tylko dlatego że liczyli się z moim ojcem bo znał ich rodziców. ;PP To jeszcze przechodziło. Ale dodajmy do tego np. Afrykańczyków, Hindusów, Pakistańczyków, Arabów w dużych ilościach - wtedy w wiadomościach newsy typu "założyli na głowę kosz na śmieci nauczycielowi" będzie można traktować jako nieco mniej śmieszny żart.
-
Co do ostatniego akapitu... nie wiem,czy tego typu wnioski nie zahaczają o rasizm... Niby dlaczego Hindusi,czy Afrykanie mieliby gorzej zachowywać się w polskich szkołach i.t.d,niż Polacy? Nie wydaje mi się,żeby to był uzasadniony wniosek,jeśli chodzi o całą nację. Na tej zasadzie można powiedzieć,że Austriacy to zbóje,bo 1) Hitler był Austriakiem 2) Fritzl jest Austriakiem 3) Austriacy chcieli nam nakopać przed i w trakcie meczu.
Ale wracając do tematu - naprawdę się cieszę,że nie chodzę już do jakiejkolwiek szkoły. Widzę pewne rzeczy na ulicach,w autobusach...owszem,nie są pewnie normą,bo jednak patologie są częściej dostrzegalne,ale...i tak jest w tym coś ponurego,jakieś takie zezwierzęcenie momentami... Oczywiście nie mam wszystkich nastolatków,czy gimnazjalistów za bandytów. Na pewno w młodszych ludziach jest wiele agresji,bo w wielu sytuacjach nie radzą sobie z nagromadzeniem emocji,stresem...często może to doprowadzić do tego,że zamykają się w sobie...albo dla odmiany dołączają do jakiejś grupy,bo wiadomo,że poczucie przynależności jest szczególnie silne,gdy się jest w szkole.Trza jakoś zamaskować samotność,trza zaimponować innym. A czasy,gdy w szkołach były grupy hipisów już się skończyły. Teraz mamy raczej czas na hip-hop i podobne...a to wiąże się z określonym stylem,określonym sposobem bycia,pozerstwem i rzecz jasna przemocą...
Szkoła to zło :P
-
Co do ostatniego akapitu... nie wiem,czy tego typu wnioski nie zahaczają o rasizm... Niby dlaczego Hindusi,czy Afrykanie mieliby gorzej zachowywać się w polskich szkołach i.t.d,niż Polacy?
Marcinowi chodziło chyba raczej o fakt, że wówczas polscy uczniowie z tymi drugimi po prostu by się bili, itp a nie, że Hindusi itd. zachowywaliby się gorzej od polskich dzieciaków.
-
Nie mogę oburzać się na różne wyczyny młodych bo sam święty nie byłem. Podkradanie jakichś pierdół ze sklepu, picie, palenie na klatkach schodowych, bijatyki w szkole, niszczenie mienia szkolnego, szpan, zazdrość - wszystko przerabiałem za moich czasów podstawówki.
Ta, to każdy przerabiał, tylko wydaje mi się, że dzisiaj jest o wiele gorzej :)
-
sam jestem nastolatkiem , mam swoje wady , ale nie godzę się na to co prezentuje moje otoczenie (oczywiście nie wszyscy)ale mocno denerwuję mnie
- brak indywidualizmu ,o totalne podporządkowanie się grupie - brak subiektywnych opinii na tematy społeczne , kulturalne , muzyczne itd..
- każda pierd.... dyskoteka - na które przestałem chodzić dla własnego dobra psychicznego opiera się na rytmie bumcykcyk basssss itd. + Rihanna i Biały Miś nawet się zabawić nie można - dlatego wolę imprezy organizowane prze ze mnie
- komórki , fotki , umieszczanie zdjęć na portalu nasza klasa bez zgody innych osób , brak szacunku dla jakichkolwiek wartości
- chodzenie w grupie kilkunastosobowej przez miasto w dresach i łysej głowie i twierdzenie że jest się dzięki temu kimś mimo że samemu tacy ludzie boją się wejść na własną klatkę schodową
- wyśmiewanie się z ludzi starszych tylko dlatego że są starsi
- ja "no ostatnio kupiłem sobie plytę z 1992 roku " ktoś "ale debil kupuje oryginalne płyty i jeszcze z taką stara muzyką"
- powtarzanie idiotycznych tekstów z reklam
- picie tylko dla awantury a nie dla zabawy
- brak otwartości dla innych poglądów
-
Nie mogę oburzać się na różne wyczyny młodych bo sam święty nie byłem. Podkradanie jakichś pierdół ze sklepu, picie, palenie na klatkach schodowych, bijatyki w szkole, niszczenie mienia szkolnego, szpan,
slabo, ja z kumplem zjaralismy dach w jakiejs pustej chacie XD
A tak patrzac gimnazjum niby zle ale jeszcze rocznik 86 czyli pierwsi z tego rzutu jakos ma troche oleju w glowie, dopiero im dalej tym gorzej
-
Dziękuję Solid :wub:
-
50 zl
-
Młodzi ludzie są biedniiiiiiiiiiiiiiiiii xD Kryzys idzie xD
-
jejku, to ja też mam trochę oleju w głowie. wspaniale :sorcerer:
-
tam powinno byc "nie wszyscy"
-
a już się cieszyłam ze będą ze mnie ludzie..... :'(
-
heheh
Nie no to są skrajności. znakomita większość jest raczej o połowę mniej ekscentryczna.
Mnie najbardziej wkurza szpan. Zwłaszcza młodych chłopaczków tzw. "kozaków", którzy nie maja zbyt wiele do powiedzenia.
No i wtedy muszą to przykryć furą, albo telefonem. A przechwalanie się kto ile panienek przeleciał w wieku 17 lat jest dla mnie najśmieszniejsze na świecie. Pewnie by pouciekali dyby zobaczyli nagą Pannę :lol:
wczoraj miałem taka sytuację:
Poszedłem sobie z narzeczoną na deser. Było miło dopóki banda gówniarzy nie zaczęła krzyczeć i śmiać się baaardzo głośno.
Cały czar prysł. A było tak spokojnie i miło (znacie te małe kawiarenki, do których nikt prawie nie zagląda i gdzie jest święty spokój?).oczywiście nie zareagowałem w żaden spokój, bo moja narzeczona powiedziała, żebym dał spokój.
Dlatego apeluje:
GÓWNIARZE ZWRACAJCIE UWAGĘ NA TO, CZY KOMUŚ NIE PSUJECIE MIŁEGO DNIA, BO GDYBY TAM NIE BYŁO MOJEJ NARZECZONEJ SPRAWA SKOŃCZYŁABY SIĘ CAŁKIEM INACZEJ.
-
- brak indywidualizmu ,o totalne podporządkowanie się grupie - brak subiektywnych opinii na tematy społeczne , kulturalne , muzyczne itd..
- chodzenie w grupie kilkunastosobowej przez miasto w dresach i łysej głowie i twierdzenie że jest się dzięki temu kimś mimo że samemu tacy ludzie boją się wejść na własną klatkę schodową
Tymi zdaniami wyraziłeś większość, co próbowałem wcześniej pięknie opisać. W 15 jednego pobiją, jak później chcesz dojechać każdego 1 vs 1 to mają kolesie nasrane w gaciach.
-
Zawsze myslalem ze problemy z mlodzieza sa w wieku 16-17 lat, teraz stwierdzam ze nawet 20-latkowie prawie wszyscy to masakra, co oni maja w glowach to brak słów :ph34r:
-
niestety brak wzorców, łatwy dostęp do wszystkiego... dają się we znaki.
ci ludzie nie słyszą w domach od rodziców, ze są fajne książki i nie słyszeli o "Panu samochodziku", "głowie na tranzystorach" itp. Ciemna masa.
Oczywiście nie wszyscy, ale większość.
Rodzice wychowujcie swoje dzieci, bo kiedyś spotkają się ze mną a wtedy ja ich nie będę wychowywał, bo będzie za późno. pomoże tylko MUKA - "stawiam na Tolka Banana"
-
Heh-ja często wręcz nie rozumie dzisiejszych młodych ludzi...Towarzystwo nie ma wzorców,nie ma autorytetów,bo one same poupadały,albo młodzież nie chce ich mieć,bo wolą:komputer,wirtualne znajomości,układy,układziki i często chamstwo i kpiny ze wszystkich i wszystkiego :/ To mam do zarzucenia dzisiejszym młodym ludziom :megafon:
-
Szpan, szpan, szpan i jeszcze raz k***a szpan :ph34r:
Wszystkim co się da - komórką, kto jakiej panienki nie przeleciał, jaką to furą się ostatnio nie ścigałem (no i oczywiście k***a wygrałem, bo jak może być inaczej), to że na imprezie przechlałem 5 typów itd itp. Świruje taki cwaniaka a jak jednego z takich właśnie w szkole położyłem jednym ciosem to bał mi się c**j oddać. Widziała to jedna nauczycielka, podeszła do mnie i zaczęła prawić morały, a on stał obok i się odgrażał, nic ponadto :). To tylko pokazuje ile tacy ludzie są warci. Nie tyczy się to oczywiście wszystkich młodych.
Uniosłem się, ale już mi lepiej :)
To napisałem w styczniu. Dzisiaj do tego dodałbym puste slogany w stylu "jedność, lojalność, braterstwo" albo "braci się nie traci". Pieprzenie dla samego pieprzenia, jak słyszę coś takiego to zaczynam się histerycznie śmiać. Osoby, które tak krzyczą zazwyczaj okazują się ***** warte - poznałem na własnej skórze. Są przyjaciółmi, dopóki jest dobrze, a jak jest źle, to nie usłyszysz ciepłego słowa, nie mówiąc już o jakiejkolwiek pomocy. Dzięki takim osobom straciłem wiarę w ludzi, stałem się mniej czuły na ludzkie nieszczęścia i tragedie. Nie wiem, czy tylko ja mam takie szczęście, czy tak po prostu jest, a ja się o tym boleśnie zacząłem przekonywać.
-
http://www.pardon.pl/artykul/10174/bija_kopia_i_wyzywaja_rodzicow_takie_sa_polskie_nastolatki (http://www.pardon.pl/artykul/10174/bija_kopia_i_wyzywaja_rodzicow_takie_sa_polskie_nastolatki)
-
Skutki wychowywania dzieci przez żłobki, przedszkola i szkoły, a tak naprawdę przez rówieśników.
-
Nie zgadzam się z Tobą. Ja wychowałem się w żłobku, przedszkolu, szkole i na podwórku, ale mimo wszystko rodzice potrafili mi włożyć do głowy, to ze warto czytać książki, warto pracować, warto się starać być kimś i mieć jakieś ambicje. To tylko i wyłącznie wina rodziców, którzy nie potrafią być autorytetem dla swego dziecka. Szkoła powinna kształcić i wychowywać, ale głównie wychowanie spoczywa na rodzicach i całej rodzinie.
-
I myślisz, że czas jaki rodzice poświęcają dziecku nie ma znaczenia? 6 dni pracy i odsypianie w niedzielę, aby dziecko miało wszystko, a tak naprawdę wyrządzają mu wielką krzywdę.
Druga sprawa to rodziny wielopokoleniowe. Kiedyś na porządku dziennym: dziadkowie, ich dzieci i wnuki pod jednym dachem. Dzieci uczą się szacunku dla starszych, starsi bardziej rozumieją problemy młodych. No i rodzina była chyba bardziej żżyta. Teraz każde pokolenie żyje raczej w izolacji.
-
I myślisz, że czas jaki rodzice poświęcają dziecku nie ma znaczenia?
A czy ja coś takiego powiedziałem? Uważam, że ma i to wielkie.
Jeżeli natomiast chodzi o 6 dni w pracy i odsypianie w niedzielę, to może będę surowy, ale k***a... Jeżeli zakłada się rodzinę i jest w niej dziecko, to trzeba się liczy z tym, że skończyło się życie dla siebie i zaczynasz, żyć dla swej latorośli i to całym swoim życie, chyba, ze jesteś sprytny i i potrafisz zorganizować dziecku czas i masz czas wtedy troszkę tez dla siebie. A po drugie to mamy ciężkie czasy i trzeba pracować więcej :)
i w jaki sposób dziecku wyrządzają krzywdę Ci rodzice?
-
Taką, że dziecko potrzebuje chyba czegoś więcej od pieniędzy.
-
No ale ja wyraźnie napisałem w poprzednich postach, ze rodzice nie potrafią nauczyć niczego swoich dzieci. Zgadzam się z Tobą. Tylko napisałeś swój poprzedni post tak, jakbyś się ze mną nie zgadzał.
Ja byłem w żłobku i w przedszkolu. Moi rodzice pracowali. potem tylko tata pracował, ale ja cały czas chodziłem do żłobka i przedszkola no i kurcze jakoś dali rade mnie wychować i poświecić mi swój czas. chodzi o to, że w tą wolną "niedzielę" od pracy poświęcić czas dziecku a nie odsypianiu tygodnia.
-
Otóż to :D
-
Tia.. Jak łatwo jest teoretyzować...
Douger, owsik - pracujecie na pełnym etacie? Macie dzieci? Macie pojęcie, jak wyczerpujący bywa tydzień pracującego rodzica dziecka w wieku szkolnym? Dacie wiarę, że taki rodzic ma "dla siebie" - cudzysłów nieprzypadkowy - półtorej godziny rano, kiedy szykuje się do pracy i jakąś godzinę wieczorem, kiedy dziecko po odrobieniu lekcji, wykąpaniu, wygadaniu się i zapadnięciu w sen daje rodzicom czas na pogadania/obejrzenie filmów w tv/poczytanie książk/itp.?
-
Nie mam dziecka. Pracuje na cały etat. Wiem, że pewnie jest cholernie trudno. Ja nie teoretyzuje i nikogo nie neguje tylko no kurde takie jest życie i zamiast marudzić trzeba się wziąć w garść i tyle. "Marudzenie" niczego nie zmieni, więc po co to robić ??
-
Nie marudzę tylko mówię jak nasz kochany system produkuje kolejne zastępy takiej młodzieży. Byłeś przy rodzicach przez 18 lat? Nie martw się, pójdziesz na studia. Rodzice po prostu nie wiedzą nic o swoich dzieciach, zresztą sami to wiecie.
-
ale ja pisałem o "marudzeniu" do Moonsun 8)
-
Owsik: przestań marudzić, że marudzenie niczego nie zmieni. Bo zaczne marudzić!!! :D ;)
-
świat idzie coraz bardziej do przodu fizycznie, postęp cywilizacyjny itd., a duchowo coraz bardziej się zacofujemy, widzimy tylko swój własny nos, i to jest taka równia pochyła przez cały czas. Narzekamy na młodych, ale kto ich wychowywał i kto im dał taki świat jaki jest? Pokolenie poprzednie.
-
No to mówię, że rodzice nie dają rady.
-
"Marudzenie" niczego nie zmieni, więc po co to robić ??
Ależ ja absolutnie nie marudzę - fakt, często bywam maskarycznie zmęczona swoim życiem, ale nie zamieniłabym go na żadne inne :)
Chodziło mi o to, że kategorycznie nie zgadzam się z tym, że w chwili narodzin dziecka dla jego rodziców kończy się życie dla samych siebie. Rodzic ma prawo do odpoczynku, odespania pracowitego tygodnia i chwil tylko dla siebie. A dziecko w pewnym wieku musi umieć zająć się sobą przez jakiś czas (nie mówię tu, oczywiście, o skrajnych przypadkach, kiedy rodzice kompletnie nie zajmują się własnymi dziećmi i pozostawiają je puszczone samopas). Kocham młodego do bólu, ale nie zamierzam podporządkować mu swojego życia w 100%, bo nie chcę, żeby wyrósł na człowieka przeświadczonego o tym, że jest pępkiem świata. Musi nauczyć się, że inni ludzie, ich potrzeby, pasje, przyjemności są równie ważne, jak jego. Niestety, nigdy nie będę Matką Polką ;)
Nie zgadzam się również z opinią, że żłobki, przedszkola czy szkoły źle wychowują dzieci. Nie wiem, może akurat miałam szczęście, ale w przypadku młodego zarówno przedszkole, jak i szkoła bardzo dobrze go wychowują - wpajają wiedzę i wartości, dyscyplinują i uczą życia w grupie.
A co do pieniędzy - to, że dziecko potrzebuje czegoś więcej, jest jasne jak słońce. Tyle tylko, że to nie jest taka prosta sprawa - imo jeśli matka i ojciec pracują 6 dni w tygodniu, na pewno nie robią tego dla własnej przyjemności, bo są pazerni i zależy im na kasie, a nie na dziecku. Według mnie robią to dlatego, że muszą - po to, żeby mieć za co przeżyć kolejny miesiąc i żeby ich dziecko nie chodziło głodne. Nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby rodzice, którzy mają dobrą sytuację finansową, dobrowolnie wybierali pracę zamiast zajmowania się własnym dzieckiem.
Wydaje mi się, że podstawą wychowania dziecka jest znalezienie złotego środka - jeśli jeden rodzic dużo pracuje (bo lubi swoją pracę i realizuje się w niej, a przy tym sporo zarabia), drugi powinien swoją pracę ograniczyć do minimum, a maksymalnie dużo czasu poświęcać dziecku. W każdym razie, u nas taki model całkiem nieźle funkcjonuje ;)
-
No to się zgadzamy.
-
To jasna sprawa. Ja tez nie mówiłem, że należy poświęcić się w 100% i olać całyb świat. Złoty środek to dobry zwrot. Zresztą w każdej sprawie.
-
Odgrzebuję.
Miałem wczoraj taką sytuację:
Byliśmy na małym grillu u kumpla trzy domy ode mnie w sześć osób.
O północy jechaliśmy odwieźć moją dziewczynę, kumpel poszedł otworzyć bramę i woła nas ręką.
Podjeżdżamy, a mówi, że ktoś grzebie przy moim autku, które stoi przy ulicy. No to jedziemy, kolesie spierniczają,
jeden to syn jednego sąsiada, drugi to syn drugiego sąsiada, czyli po obu stronach mojego domu. Jeden 16, drugi 17 lat,
a na tylnej zakurzonej szybie mam narysowane dwa kutasy. Do jednego sąsiada chodzę często pomagać przy kompie, bo nawet
sterowników nie potrafi zainstalować, ogólnie z wszystkimi sąsiadami żyjemy w zgodzie, a z tymi chłopakami zawsze cześć cześć,
pogadamy o piłce itp. Dzisiaj poczekałem do południa, może przyjdą i przeproszą. Właśnie byłem u jednego z nich, opierniczyłem go kulturalnie (Czyli z chujami i kurwami). Najpierw wsypał, że to nie on, tylko ten drugi, potem stwierdził z uśmiechem, że eeee to przecież nic takiego. "To k***a tacie narysuj na szybie!". Dla mnie to są jeszcze dzieci oczywiście rodzicom też powiedziałem i nie miałem w tej kwestii skrupułów. Jak wrócą rodzice drugiego to idę do niego. Dobrze, że wczoraj nas dziewczyny powstrzymywały, bo byliśmy wcięci i byśmy im nogi z dupy powyrywali.
Za moich czasów jak się miało 16 lat i ktoś o 12 lat się z tobą przywitał i pogadał, to się człowiek czuł wyróżniony. Kumpel z którym byłem wczoraj na grillu trenuje drużynę piłkarską, w której grają te chłopaki i mówi, że na prawdę trudno te roczniki ogarnąć, bo to są już takie przemądrzałe dzieciaki bez szacunku dla starszych, że masakra. Poza tym dawniej człowiekowi nie przychodziło do głowy, żeby takie rzeczy zrobić komuś starszemu z kim się dobrze żyje, tym bardziej, że nie jestem dla niego kolegą z klasy, tylko jednak 12 lat starszym sąsiadem. No i jak się było młodszym i się nabroiło, to się człowiek ze skruchą przyznawał, no i gdzie by ktoś wydał kumpla, a ten od razu :facepalm:
Ogólnie coraz częściej młodzież już jest tak zajebista i tak im wpajają to że mogą wszystko, że zapominają o jakimkolwiek szacunku.
-
Mam totalnie takie samo zdanie, Knife. Zaczynam mieć coraz większą alergię na młodzież, kiedy ich obserwuję :/ (bez urazy dla młodych oczywiście, bo wiem, że nie wszyscy są tacy)
-
Canis co by nie mówić, to Ty też zaliczasz się jeszcze do młodzieży ;)
-
ja mam 17 lat i ciągle głupio się czuje gdy znajomy mojego taty, który ma 30 lat, mówi mi cześć gdy ja mówię mu 'dzien dobry' :D :facepalm:
-
jestem gówniarą jeszcze, ale wstyd mi za to co dzieje się z młodzieżą i czasem sama sobie współczuje w jakich czasach przyszło mi żyć..
"We live in the era of the smart phones and stupid people" :'(
-
głupota była zawsze tylko teraz łatwiej głupcy się nią dzielą ;) cytując Lema "Dopóki nie skorzystałem z internet'u, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów."
ja wiem że są ludzie młodzi którzy są tacy jak ich opisuje Knife i inni ale też znam takich których życzyłbym każdemu w swoich okolicach ;)
-
Wczoraj, poszłam sobie z koleżanką na huśtawki, koło nas było dwóch chłopaków jeden może z 10 lat, drugi maks. 7. Bawili się grzecznie i w ogóle, w pewnym momencie przechodzi jakiś łysawy pan, a ten młodszy na cały regulator: "O, łysy ch*j idzie." Mnie z koleżanką zamurowało kompletnie. o.O
Ostatnio coraz częściej słyszę jak takie dzieciaki z 1-3 podstawówki, co raz częściej przeklinają. :???:
W sumie, to wiadome, że takie rzeczy wynosi się z domu, lub ze szkoły.
-
głupota była zawsze tylko teraz łatwiej głupcy się nią dzielą ;) cytując Lema "Dopóki nie skorzystałem z internet'u, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów."
O właśnie. Sama mam niewiele lat, ale też widzę co się dzieje. Ostatnio jakiś czternastolatek pytał, czy dam mu fajkę, kiedyś jeszcze jakieś dzieci pytały mnie, czy kupię im po piwie (sama wtedy nie mogłam legalnie kupować :P). Ogólnie źle się dzieje, ale działo się tak zawsze. Grunt, to nie oceniać pochopnie :)
-
Ja też mam te naście lat i jak patrzę na ludzi w mojej szkole to szczerze na widok niektórych i na ich zachowania rzygać mi się chce. Niby chodzę do LO i myślałam idąc, tam, że już nie będę musiała patrzeć na plastikowe dziunie ukrywające się pod tonami zaprawy (bo to już nawet tynk nie jest) a tu takich cosiów na pęczki -.- i ja szanuję gusta muzyczne innych ale jak takie coś idzie z telefonem i puszcza przeróbkę klubową klasyka jakim jest "Hotel California" The Eagles to szewskiej pasji dostaję
-
No cóż, ja nie mogę się zaliczyć do grupy "tych starszych", ale w sumie cieszę się. Bo jestem chyba jedyną normalną osobą w mojej szkole. I szkoda, że dorastam. Chociaż jak mam rozmawiać z rówieśnikami... szlag mnie trafia. Co mnie w nich denerwuje? To, że każda dziewczyna chce się zadawać z jakimś chłopakiem. Nie, żebym ja nie chciała mieć kolegów (jeszcze jakby był ktoś, kto mi odpowiada...), ale latanie za chłopakiem, kręcenie przed nim tyłkiem i pokazywanie cycków to chyba nie mówi o nas za dobrze ;) Zwłaszcza, kiedy jestem na jakiejś imprezie. Siłą powstrzymuję się przed wyjściem. Wszyscy chcą pić, żeby pokazać, że są dorośli. Gówno prawda... kiedyś (wiem z opowieści matki) nie było czegoś takiego, że DZIECI stały przed szkołą "na fajeczce". Teraz wszyscy są pozbawieni wyobraźni, pozbawieni ambicji, pozbawieni mózgu. Zależy im tylko na szpanie, "wyrwaniu dobrej dupy", czekaniu na weekend : bo jest chlanie i ewentualnie siedzeniu na facebooku. 14 latki puszczają się z 17 letnimi lub starszymi "koksami z dzielni", kłócą się o to kto ma większe cycki i stoją pod blokiem pokazując, że są lepsze od dziewczyn, które wolą usiąść w nocy na balkonie i przeczytać dobrą książkę. Rozumiem, zabawa, okej, sama się bawię, ale z umiarem. I przynajmniej potrafię się bawić bez alkoholu. I nie słucham wysysającego mózg rapu. Dobre rapowe kawałki są, słyszałam kilka, ale te wszystkie słonie nie słonie, demonologie... aż mi się czerwona lampka zapala, kiedy coś takiego słyszę. Jednym słowem; nienawidzę czasów, w których żyję. Wolałabym czuć się mniej unikatowa i żyć w czasach, kiedy wszyscy słuchali rocka i nie było to takie wyjątkowe. Przynajmniej jako rasowa hipiska pojechałabym na koncert Hendrixa, Janis, później Led Zeppelin itd.
-
no sorry ale wcześniej nie było szpanu? szpan na dżinsy z peweksu, szpan na to że się miało jakąś płytę czy inny bajer, dziewczyny też się zawsze "wyrywało", papierosy dopiero się jarało i jakich paskudnych marek, teraz usłyszy się czasem że ktoś nie pali ze względu na zdrowie itd. piło się tak samo, w opowiadaniach rodziców wszystko brzmi łagodniej bo co? mają ci prawdę mówić że czasami zachowywali się jak ostatni idioci? przez lata zmieniła się forma treść została ta sama, dzieci kiedyś nie stały przed szkołą na fajeczce, stały za szkołą bo tam ich nie było widać, teraz prawo ich chroni, kiedyś dostali by po łapach i wiedzieli by że pali się tam gdzie nikt nie widzi żeby nie bolało, nie wybielajcie przesadnie przeszłości, wtedy też dzieci robiły głupoty tylko nikt z dorosłych o tym nie wiedział, to co się zmieniło to szacunek dla starszych był większy czasami niesłusznie bo często popierany linijką po łapach w podstawówce czy laniem ojca na kolanie, teraz nauczyciel ma milion przepisów przez które musi przebrnąć aby ukarać ucznia, a rodzic który spierze tyłek dziecku się nad nim znęca, drugim powodem naszego marudzenia jest to że dzieci i młodzież mają łatwiejszy dostęp do wiedzy którą kiedyś samemu się poznawało bo nikt nie mówił co i jak, samemu człowiek poznawał świat dlatego trwało to dłużej, teraz wszystko jest wyłożone na tacy
-
Skoro tak... spierać się nie będę, w tamtych czasach nie żyłam, faktycznie znam je tylko z opowieści rodziców, ciotek, rodziców przyjaciółek itp. Ale kiedyś.. kiedyś dzieci nie były tak pozbawione wyobraźni, nawet w roku, w którym urodziłam się ja. Komputer dostałam dopiero w pierwszej gimnazjum i coś z mózgu jeszcze mam, a te wszystkie dzieci, które napieprzają w LOLa w wieku 10 lat to... błagam, co z nich wyrośnie? Nie przeżyją nigdy czegoś takiego jak pozdzierane kolana, domek na drzewie i mnóstwo innych zabaw, które pozwalały dziecku prawidłowo się rozwijać. Teraz nic tylko siedzi się na kompie, przegląda kwejka i cholera wie co robi. Wszystko ma swoje wady ;) Jednakże wolałabym musieć akceptować wady z takiego powiedzmy 1960r, kiedy miałabym te 15 lat.
-
Canis co by nie mówić, to Ty też zaliczasz się jeszcze do młodzieży ;)
Dziękuję Gnatku :kwiatek: chodziło mi jednakowoż o młodzież szkolną
I po części muszę zgodzić się zarówno z Rockslave bo przedstawiła obraz wielu młodych ludzi w wieku szkolnych tak jakby patrzyła moimi oczami, ale i po części zgadzam się ze Slitherem. Tylko, że mam wrażenie, że wtedy kiedy jarało się beznadziejne szlugi, piło jakieś tanie piwo, wtedy w czasach naszych rodziców miało to jakiś większy sens, ten cały bunt, poczucie wolności. Kiedy nie miało się wszystkiego, na wszystko trzeba było sobie zarobić i przez to rozumiem ten szpan choćby dzinsami. Ale nie mam wrażenie, że nie myślało się tylko o sobie. Dokąd ten świat zmierza? :???: Dobre lanie pewnie przydałoby się niektórym małolatom ;)
-
Kiedyś jak dziecko było niegrzeczne, dawało się klapsa, teraz wykrywa się ADHD :facepalm:
-
Będę kolejną nastoletnią istotą, która ponarzeka tu sobie na swoje pokolenie.
Wku*wia mnie niesamowicie pewien dziwaczny stereotyp - jak dobrze się uczysz, masz dobre oceny, to musisz być już kujonem, który spędza całe życie nad podręcznikami. :???: Do niedawna myślałam, że taki sposób myślenia zanika w okolicach 5-6 klasy podstawówki, a tu... zonk! Okazuje się, że jeszcze w gimnazjum niektórzy tak twierdzą.
No i to, że myślą, jak powiedzą, że nie cierpią czytać książek bo to "takie lamerskie", to myślą, że będą nie-wiadomo-jak cool :facepalm: Ciekawa jestem, czy kiedykolwiek dotrze do nich, że kiedy tak mówią, robią z siebie tylko idiotów.
Już chyba było to tutaj wymieniane kilkukrotnie, ale szpanowanie piciem, paleniem, itp. Na facebooku posty: "Rany ale sie wczoraj naje*ałam pozdro dla [tutaj padają imiona/ksywki słit koleżaneczek] :*:*:*:*" :facepalm: średnia wieku autorek (chyba rzadziej autorów) takich postów: 13, 14 lat.
Zrażanie się z góry do muzyki innej niż pop czy hip-hop. Wszystko, co ma więcej niż rok, jest już "stare" i nie należy tego słuchać. Znam przypadek, że jedna dziewczyna, słuchająca przedtem głównie rapu, wkręcila się trochę w starego rocka, a jej mądre towarzystwo skomentowało to, że "zeszła na psy" :facepalm: Tak samo jak Rockslave napisała, rap/hip-hop to nie jest samo zło, jest kilka porządnych raperów, którzy potrafią napisać sensowny tekst, ale jak słyszę teksty o je*aniu policji, "zalegalizować!", itp, itd, no to nóż w kieszeni mi się otwiera.
Chłopaki w wieku 15, 16 lat, i ich niekonwencjonalne sposoby "podrywu", chociaż to jest zbyt wiejskie i chamskie, żeby nawet tak to nazwać. Krzyczą, zaczepiają, rzucają kretyńskimi tekstami prosto z remizy, i myślą chyba, że dziewczyny powinny się do nich rzucić prosto w ramiona po takim zawołaniu. A "najlepsze" jest to, że i takie się najwidoczniej zdarzają.
I przechodząc do młodszych dzieciaków... Jak patrzę na takie chociażby z 6 czy 7 lat młodsze ode mnie, to już chwilami mi kopara opada. Jak ja chodziłam to młodszych klas podstawówki, nie miałam wypasionego telefonu, z którym łaziłam, puszczając Peję, czy inne Firmy i tego typu rzeczy. A jak często teraz coś takiego widzę...
-
Chciałam tez się u wypowiedzieć, ale WindOfChange świetnie ujęła to wszystko co myślę :D I zgadzam się z każdym słowem wyżej :)
Dodałabym jeszcze brak szacunku dla nauczycieli i rodziców, no i samo lekceważące zachowanie na lekcjach i przerwach, popisywanie się kto zrobi z siebie większego idiotę (by zaimponować ''swoim ziomom joł ku**a'')
-
Będę kolejną nastoletnią istotą, która ponarzeka tu sobie na swoje pokolenie.
Wku*wia mnie niesamowicie pewien dziwaczny stereotyp - jak dobrze się uczysz, masz dobre oceny, to musisz być już kujonem, który spędza całe życie nad podręcznikami. :???: Do niedawna myślałam, że taki sposób myślenia zanika w okolicach 5-6 klasy podstawówki, a tu... zonk! Okazuje się, że jeszcze w gimnazjum niektórzy tak twierdzą.
No i to, że myślą, jak powiedzą, że nie cierpią czytać książek bo to "takie lamerskie", to myślą, że będą nie-wiadomo-jak cool :facepalm: Ciekawa jestem, czy kiedykolwiek dotrze do nich, że kiedy tak mówią, robią z siebie tylko idiotów.
Nie tylko w gimnazjum panują takie stereotypy. Ja chodzę do Liceum Ogólnokształcącego nawet w mojej szkole, ba! w klasie nawet jest coś takiego. Bo Gośka (znaczy ja) ma wiedzę większą niż ta szkolna i czyta sporo książek to jest kujonem :facepalm: co ja poradzę na to że lubię czytać książki i lubię poszerzać swoja wiedzę (i nie chodzi mi tu o wiedzę czysto szkolną, bo ta nie jakoś nie interesuje tylko o wiadomości ogólne i ciekawostki na różne tematy)
-
Hm, no ja to raczej stara nie jestem, dopiero gimnazjum skończyłam, ale powiedzieć w sumie mogę. ;)
Wkurza mnie np. jak ludzie w moim wieku myślą sobie, że są taaaacy dorośli, a zachowują się na prawdę jak banda niedorozwojów. Albo jak włączą sobie na telefonie jakąś imitację muzyki i uważają że są tacy fajni, "cool" i się z tym obnoszą jakby byli nie wiadomo kim. Jakby nie stać ich było na słuchawki, w końcu nie wszyscy słuchają tego samego i komuś może to przeszkadzać :_:
-
Z racji mojej ledwo co zakończonej praktyki w gimnazjum, odgrzebuję wątek. Odgrzebuję, bo czuję się naprawdę skołowana, zdezorientowana, zawiedziona i zniechęcona. Poszłam na kolejną już z rzędu praktykę, jak zwykle do gimnazjum. Poprzednie moje doświadczenia były raczej pozytywne - wprawdzie młodzież gimnazjalna jest specyficzna, mają swoje fochy, "odchyły", ale jakoś zawsze potrafiłam się dogadać i zawsze prowadzenie lekcji sprawiało mi przyjemność. W tym roku wszystko się zmieniło. Uczyłam klasy pierwsze, drugie i trzecie, ale to klasa pierwsza dała mi tak w kość, że nie tylko moja psychika, ale i moje ciało dosłownie buntowało się przed lekcjami z nimi.
Na początku byłam naprawdę pozytywnie nastawiona, ale z pierwszą lekcją wszystko się zmieniło. Ta konkretna grupa, którą uczyłam, była bardzo liczna, więc już ten fakt był sporym utrudnieniem. Na zajęcia wchodzili trzaskając drzwiami, krzesłami, rzucając torby, z głupimi uśmiechami na twarzy. W klasie były 4 osoby które nią "rządziły" w negatywnym tego słowa znaczeniu, ze 3, które chciały się czegoś nauczyć i reszta, która nic nie umiała, nic nie rozumiała i była niezmiernie rozbawiona każdą akcją przygotowaną przez klasowych prowodyrów. Na pierwszej lekcji osoby rządzące zaczęły mnie testować - jeden zaczął mnie zaczepiać głupimi docinkami, drugi chodził po klasie i dokuczał innym, trzeci wychodził z sali itd. Temu, który najbardziej mnie wkurzył kazałam zabrać krzesło i usiąść przy moim biurku. Zajęło mu to jakieś 5 minut, bo przesuwał krzesło co 2 cm, aż dojechał z nim do mojego biurka, wcześniej wykłócając się przez jakieś 10 min. Potem, ponieważ sięgał ręką do tablicy, zaczął rysować tam różne zboczone rzeczy, podczas gdy ja na bieżąco musiałam to ścierać i tłumaczyć zadania, w czasie gdy cała klasa pękała ze śmiechu. Kazałam mu się przesunąć z krzesłem, więc znowu zaczął przesuwać się po centymetrze. Następnie stwierdził, że podokucza osobom z pierwszych ławek, zabierając im piórniki, drąc kartki itp., kiedy chciałam mu wyszarpnąć te rzeczy powiedział mi, że mam sobie uważać, bo oskarży mnie o molestowanie. W tym samym czasie pozostałych kilku "bossów" skakało po parapetach i waliło w szyby, więc znowu musiałam kierować całą energię na nich, żeby nie stała im się krzywda, latałam za nimi jak idiotka. Całą lekcję krzyczałam, żeby przebić się przez te krzyki i śmiechy co zaowocowało tym, że straciłam pod koniec głos. Zrobiło mi się niedobrze, naprawdę myślałam, że zwrócę całą zawartość swojego żołądka. Mimo, że miałam klucz do zadań, nie mogłam go odczytać, gubiłam się we wszystkim, plątał mi się język. Pod koniec powiedziałam temu, którego wystawiłam na środek, że ma zostać po lekcjach bojąc się, że mnie po prostu oleje, a jak będę starała się go powstrzymać to po prostu mnie popchnie (był dosyć mocno zbudowany). Został na przerwie, a ja żałowałam, że go o to prosiłam, bo chciało mi się płakać. Przeżyłam szok, bo zupełnie się czegoś takiego nie spodziewałam po sobie. Co jedno zdanie robiłam przerwę, żeby się pozbierać, a on wysłuchał, coś tam odburknął i poszedł sobie.
Na kolejnych lekcjach nauczycielka była obecna, więc lekcje zaczynały się od tego, że wywalała prowodyrów do pani pedagog albo do wychowawcy. Byli wzywani rodzice, którym przez jedno ucho wszystko wchodziło, a drugim zaraz wychodziło. Nauczycielka co lekcję dzwoniła do rodziców, którzy odpowiadali, że oni sobie też z tymi dziećmi nie radzą, więc sorry. Ta młodzież nie ma żadnych zainteresowań, co drugi pewnie coś bierze, nie mają motywacji, ponieważ testy gimnazjalne nie odgrywają żadnej roli jeśli chodzi o dostanie się do szkoły, co więcej, teraz mamy niż demograficzny, więc szkoły średnie biorą wszystkich uczniów jak leci. Pyskowanie, zabieranie prywatnych rzeczy nauczyciela, chamskie odzywki i zwracanie się per "ty" do nauczyciela to chleb powszedni. Nie potrafią czytać po polsku, a co dopiero po angielsku. Zapisuję temat i stronę w książce na tablicy olbrzymią czcionką i dostaję ok. 10 pytań, na której stronie jesteśmy. Oni po prostu nie rozumieją otaczającego ich świata. Wiadomo, że zawsze w szkole zdarzały się łobuzy, ale pewnych granic się nie przekraczało, i niestety każdy nauczyciel przyzna, że młodzież teraz jest inna. Nic nie robią, nie starają się, ja zrobię za nich wszystkie zadania, zadam pytania i sama sobie na nie odpowiem a oni żądają ode mnie plusów za aktywność i dziwią się, że nie chcę ich im dać. Co może zrobić nauczyciel:
1. Wpisać uwagę - nie działa, mają ich tyle, że się nie przejmują, poza tym rodzice też się tym nie przejmują.
2. Zachować spokój i nie zwracać uwagi na to, że inni biegają po stolikach i parapetach i krzywdzą innych - nie, bo jak te osoby zrobią sobie krzywdę, to będzie na nauczyciela, że nie upilnował.
3. Wyjść i pójść po dyrektora lub wychowawcę - nie, bo jak opuszczę klasę i coś im się stanie będzie na mnie.
4. Zadzwonić do rodziców - nie, bo rodzice "też sobie z nimi nie radzą".
5. Siłą usadzić - nie, bo stosuję przemoc i molestuję.
Poza tym muszę nie tylko upilnować i wychować, muszę jeszcze nauczyć, bo jak wyjdzie, że wyniki w nauce są kiepskie, to rodzice podniosą krzyk. Więc jak jeszcze raz ktoś mi powie, że zawód nauczyciela to lekki chleb, że nauczyciele mają mało godzin i dużo wakacji, to zwariuję. Z praktyk wyniosłam chore gardło, przewlekły kaszel, szumy w uszach i przekonanie, że nauczycielem nie będę.
P.S. Zachęcam Was do obejrzenia filmu "Detachment" ("Z dystansu") - bardzo dobry film, pokazuje, jak to wszystko wygląda z punktu widzenia nauczyciela, i co najważniejsze, przedstawia codzienne sytuacje rozgrywające się w szkołach.
-
ale co to za wytłumaczenie, że rodzice sobie nie radzą :facepalm: każdy rodzic odpowiada za swoje dziecko, jeżeli sobie nie radzą to znaczy, że od małego wykazywali się ignorancją jeśli chodzi o wychowywanie dziecka. Tak więc w tej sytuacji konsekwencje powinny być wyciągnięte zarówno wobec tych rodziców i jak i tych dzieciaków. W ogóle na takie zachowania reaguje się od razu, czyli idzie się do dyrektora, dyrektor wzywa rodziców, jak okazuje się, że to nie pomaga to wtedy wzywa się kuratora (czy jakikolwiek organ wymiaru sprawiedliwości), w każdym bądź razie moim zdaniem tak powinno to wyglądać (chociaż oczywiście nie wiem czy to jest zgodne z naszym pprzonym prawem).
-
Nie wiem właśnie, jak to wygląda od strony prawnej, jak się takie sprawy "zgłasza", czy szkoła może zgłosić, że nie radzi sobie z uczniem i że rodzice też sobie z nim nie radzą. Najlepiej z punktu widzenia nauczyciela byłoby, gdyby tacy, delikatnie mówiąc, nieprzystosowani uczniowie mieli nauczanie indywidualne, ale tutaj znowu jest problem, bo trudno jest taki papier otrzymać, jeśli nie ma się stwierdzonej choroby ADHD, schizofrenii, jakiejś fobii itp.
-
Też za bardzo nie znam prawa, ale pewnie jest tak, że od razu w ten sposób zareagować nie można, jedynie jak się taka sytuacja powtarza to dopiero można zareagować i wtedy takiego trudnego dzieciaka przenosi się do innej klasy/szkoły, co oczywiście nie rozwiązuje problemu. Niby są też te pogotowia opiekuńcze, ale w jakiej sytuacji dzieciak trafia do tego pogotowia to też nie wiem. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że inne dzieciaki przez to cierpią.
-
Został na przerwie, a ja żałowałam, że go o to prosiłam, bo chciało mi się płakać.
to trzeba było się popłakać. gwarantuję Ci, że byłoby lepiej. nawet największa gnida ma ludzkie odczucia, a świadomość dla takiego gówniarza, że starsza od niego, ale w dalszym ciągu młoda i atrakcyjna dziewczyna płacze przez niego wzbudziłaby w nim takie wyrzuty, że ciszę na lekcji miałabyś najprawdopodobniej do końca praktyk
-
Katarynko, jeżeli chcesz to zaoferuję Ci moją pomoc :D
Jestem w stanie poświęcić się i zrobić porządek z gnojami, bo też mi niejeden gimnazjalista za skórę ostatnimi czasy zalazł. Gówniarze czują się silni do momentu, kiedy nie ruszysz w ich stronę i niewerbalnie, acz z dystansem pokażesz im, że z Tobą nie ma żartów.
Bardzo chętnie zastosowałbym praktyki, które obowiązywały może nie za moich czasów, ale za czasów moich rodziców i dziadków już owszem. Linijką po łapskach, wykręcenie ucha itp. I za przeproszeniem, mało obchodziło by mnie to, że przyjdą do mnie rodzice gnojka i oskarżą o molestowanie, znęcanie się itp., takiemu rodzicowi jednemu z drugim też należy się solidny strzał w twarz za to, że skrzywdził dziecko swoim wychowaniem.
Uważam, że przywracanie gimbazy do porządku metodami stosowanymi "kiedyś" sprawiłoby mi pewnie satysfakcję i poczucie ulgi, np. po stresującym dniu. :D
Przypominam sobie moje czasy gimnazjum, które były stosunkowo niedawno bo w latach 2001-2004. Wtedy uczniowie byli doroślejsi. Zdarzały się wyjątki typu klasowi bossowie, prowodyrzy gówniarskiego zachowania, ale było to raczej nieszkodliwe. Pamiętam nawet sytuacje, kiedy ktoś z młodszej klasy wplątał się w bójkę to starsze klasy reagowały słowami "to nie podstawówka, nie szarpać się" itp. I to skutkowało, bo wtedy młodszy tracił w oczach starszego i było mu wstyd, pokazywanie starszym rocznikom dojrzalszego zachowania wzbudzało w nich szacunek i tego większość uczniów sie wtedy trzymała...
-
To Ty do jakiegoś dziwnego gimnazjum. Może po prostu im dalej od Warszawy tym spokojniej.
Ja zacząłem gimnazjum rok później. Klasowi bossowie byli, bójki były na prawie każdej przerwie (czasem nawet klasa na klasę), a starsi tylko mieli z tego radochę i nikt nikomu nie mówił, żeby się nie szarpać (nauczyciele też nie). Gówniarskie zachowanie było na porządku dziennym (kwiatki lecące przez okno, zniszczenie zamka od sali, "hajlowanie" uczniom z wymiany niemieckiej itp.). Do tego trzeba dodać, że dziewczyny ubierały i malowały się jak dziwki, chłopaki jarali zioło w kiblach i w szatniach przy sali gimnastycznej. No i bez przerwy coś komuś ginęło. Ale nie dziwiło mnie to jakoś specjalnie, bo myślałem, że tak jest wszędzie.
A co najlepsze - nasza szkoła podobno była jedną z bezpieczniejszych w okolicy. Poziom nauki też podobno mieliśmy najwyższy.
-
to trzeba było się popłakać.
A Ty byś się popłakał w takiej sytuacji? :rolleyes:
-
Osobiście uważam, że z roku na rok gównażeria się szerzy. Sorry, ale inaczej takich nie można nazwać. Gówniarze czują się pewnie, zbyt pewnie i na zbyt dużo sobie pozwalają.
Moja mama już nie pracuje, ale ma kontakt ze znajomymi ze szkoły podstawowej, w której uczyła. Jeśli ktoś myśli, że podstawówka to grzeczne dzieci to jest w dużym błędzie. To już nie jest zwykłe niegrzeczne dziecko. Ostatnio nauczycielka muzyki prowadzi klasę 4 do sali. Jakiś cwaniaczek stanął tak, że nie mogła otworzyć drzwi, więc poprosiła, żeby się przesunął. Oczywiście z uśmiechem na twarzy stwierdził "bo co?". Nie zareagował na kolejne prośby, więc chwyciła go za rękę i przesunęła. Nie brutalnie, po prostu go przesunęła, on sam nie stawiał oporu. Wtedy usłyszała (przypominam, 4 klasa to 11 lat), ze "niech pani mnie nie dotyka, bo jak pani przypierdolę, to pani pod pianino wleci". No chyba powinnam być pod wrażeniem, że powiedział "pani". -,- Tego typu przypadków jest więcej. Nauczyciele z 30 letnim stażem pracy mają dość, nie mogą sobie poradzić w szkołach, nie tylko tej jednej. Ludziom się zachciało bezstresowego wychowania, ale chyba zapomnieli, że to nie oznacza totalnego braku kultury i kontroli nad dzieckiem. Kiedyś jak się wzywało rodziców, to zazwyczaj coś to dawało. Teraz ludzie wychodzą z założenia, że szkoła jest od wszystkiego. Kiedyś dzieciak trochę się bał, że rodzice się o czymś dowiedzą. Teraz rodzic przy dziecku zjedzie nauczyciela od góry do dołu. Jak taki dzieciak ma mieć szacunek do nauczyciela, skoro jego rodzice go nie mają? I na dodatek wie, że czegokolwiek nie zrobi, to mamusia czy tatuś go obronią?
Polecam ten artykuł (http://www.gloswielkopolski.pl/artykul/715097,krzesiny-dyrektor-ukaral-uczniow-za-picie-alkoholu-teraz-ponosi-konsekwencje,id,t.html) To o mojej byłej szkole, gimnazjum i liceum. Naprawdę dobre, na wysokim poziomie, nigdy nie było żadnych ekscesów ani nic. Gdy ja szłam do gimnazjum, było wiadome, że jak człowiek coś odwali to może jeszcze tego samego dnia wrócić do domu z teczką z papierami, bo to nie było rejonowe, więc mogli spokojnie wyrzucać. Z tego co w tych artykułach wyczytałam, obecnie już nie ma takiego zapisu w statucie. Cała ta (opisana w artykule) sytuacja jest dla mnie komiczna. Gdzieś jeszcze jest taki, gdzie są wypowiedzi rodziców broniących swoich dzieci. Dla mnie to chore - niepełnoletnie dziecko upija się na wycieczce szkolnej, w obcym kraju, w zupełnie innej kulturze(!), a rodzice jeszcze mają pretensje do dyrektora, ze ich ukarał? Serio? Jest tam wspomniane, że Karaś mówił, że mógł powiedzieć trochę za dużo. Byłam świadkiem podobnej sytuacji na wycieczce w Finlandii. Wszyscy byliśmy pełnoletni, wiec mogliśmy pić, z tym, że w Finlandii nie można spożywać alkoholu mającego więcej niż 11 czy 14% jeśli się nie ma ukończonych 21 lat. Umowa była jasna - jak chcecie, to pijcie piwo czy lżejsze trunki, ale respektujcie prawo. Było powiedziane tak pierwszego dnia po przylocie na miejsce. Oczywiście 3 glorie przywiozły sobie z Polski wódkę i wino i na dodatek łaziły z tym po hostelu (z pokoju do sauny itp.), więc obsługa zwróciła dyrektorowi uwagę, że nie wyglądają na 21 lat, a tamtejsze prawo zabrania tego i tego, blablabla. Dyrektor zebrał nas wszystkich w pokoju wspólnym, ochrzanił je za nieodpowiedzialność i głupotę, za to, że nie brały pod uwagę konsekwencji jakie mogą z tego wyniknąć, że jest rozczarowany, że nie taka była umowa itp. Podniesionym głosem, ale bez przegięcia. Widziałam go nieraz jak kogoś opieprzał. Stanowczo, ale nie obrażał. Oczywiście kazał im wszystko wylać do zlewu na oczach całej grupy. Nie wierzę, żeby w tych Chinach nagle używał jakichś innych słów.
-
Bardzo chętnie zastosowałbym praktyki, które obowiązywały może nie za moich czasów, ale za czasów moich rodziców i dziadków już owszem. Linijką po łapskach, wykręcenie ucha itp. I za przeproszeniem, mało obchodziło by mnie to, że przyjdą do mnie rodzice gnojka i oskarżą o molestowanie, znęcanie się itp., takiemu rodzicowi jednemu z drugim też należy się solidny strzał w twarz za to, że skrzywdził dziecko swoim wychowaniem.
Uważam, że przywracanie gimbazy do porządku metodami stosowanymi "kiedyś" sprawiłoby mi pewnie satysfakcję i poczucie ulgi, np. po stresującym dniu. :D
Ja Cię rozumiem, bo też się nad tym zastanawiałam i stwierdziłam, że mimo, że te metody były drastyczne, to przynajmniej miało się na uczniów jakiegoś "haka", bo jak jeden z drugim dostał po łapskach, to odechciewało mu się głupot. I wkurzają mnie te czcze gadki psychologów w stylu "nie daj się sprowokować", "bądź opanowany", "bądź konsekwentny", Ci ludzie urwali się chyba z jakiejś wyidealizowanej planety. Jestem ciekawa, czy jakby taki psycholog wszedł do klasy i miał poprowadzić lekcję, dalej byłby taki mądry. Rozumiem, że dzieci nie należy bić, ale metody, które oni proponują nijak mają się do rzeczywistości w takich ciężkich przypadkach.
Przypominam sobie moje czasy gimnazjum, które były stosunkowo niedawno bo w latach 2001-2004. Wtedy uczniowie byli doroślejsi. Zdarzały się wyjątki typu klasowi bossowie, prowodyrzy gówniarskiego zachowania, ale było to raczej nieszkodliwe. Pamiętam nawet sytuacje, kiedy ktoś z młodszej klasy wplątał się w bójkę to starsze klasy reagowały słowami "to nie podstawówka, nie szarpać się" itp. I to skutkowało, bo wtedy młodszy tracił w oczach starszego i było mu wstyd, pokazywanie starszym rocznikom dojrzalszego zachowania wzbudzało w nich szacunek i tego większość uczniów sie wtedy trzymała...
No właśnie. Ja chodziłam do gimnazjum w latach 2003 - 2006 i też mam podobne doświadczenia. Były osoby, które robiły niezłe przypały, ale pewnych granic jak przeklinanie nauczycielowi w twarz czy zwracanie się do niego na ty było przekroczeniem granicy. Ja nie oczekuję idealnej klasy, bo mało jest takich ludzi, którzy przez 45 min są skupieni i robią zadanie za zadaniem jak maszyny. Lubię z uczniami pożartować, pogadać luźniej, jak widzę, że mają na następnej lekcji jakąś kartkówkę i chcą się pouczyć czy powycinać ściągi ;) to też przymknę na to oko ale dla takich ludzi jasne jest, że przychodzi moment na naukę i wtedy trzeba się na chwilę skupić, albo jak ktoś zajmuje się czymś innym to jak mu zadam pytanie to on potrafi się szybko odnaleźć i mi na nie odpowiedzieć, a nie że muszę do niego gadać jak do upośledzonego za każdym razem.
-
to trzeba było się popłakać.
A Ty byś się popłakał w takiej sytuacji? :rolleyes:
Mój post zacytowany tylko do tego momentu traci sens ;)
-
Tyle, że nauczyciel nie powinien wykorzystywać swoich atutów płciowych, to jest nie etyczne.
-
to co robią te dzieci też nie jest etyczne
-
Ja bym powiedział, że to co robią czasem dzieciaki jest nie do zaakceptowania, ale to nie jest argument ;)
-
Ludziom się zachciało bezstresowego wychowania, ale chyba zapomnieli, że to nie oznacza totalnego braku kultury i kontroli nad dzieckiem.
I tutaj jest chyba pies pogrzebany. Ciekawa jestem, co dla współczesnych rodziców oznacza pojęcie "bezstresowe wychowanie". Bo odnoszę wrażenie, że dla nich jest to równoznaczne z nieustannym chwaleniem, wyeliminowaniem kar i bagatelizowaniem przewinień.
-
Otóż to. Ja będąc negatywnie nastawiony do bezstresowego wychowywania dzieci, postanowiłem sobie kiedyś poszperać w necie, jakie są argumenty za bezstresowym wychowywaniem dzieci i natrafiłem na pewne forum psychologiczne, w którym doczytałem, że to nie polega na tym, że nie każemy dzieci gdy coś zrobi źle, ale wiele rodziców tego nie rozumie. Wydaje mi się, że problem tkwi w nazwie (bezstresowy). Bezstresowe wychowywanie, z tego co pamiętam to polega na tym, że dajemy dziecku możliwości, żeby sam odkrywał co lubi robić, do czego ma predyspozycje, ogólnie samemu ma poznawać siebie ...dobrze kojarzę???
-
Kuźwa dwa piwa i w głowie mętlik :D Moje lata gimnazjum to 2004-2007 :P
Co do wypowiedzi Gnatka.
Chodziłem do szkoły w mieścinie ok 20 000 mieszkańców. Dużo ludzi znało się z podwórka, osiedla itp. Być może to też miało wpływ na zachowanie ludzi.
Wiadomo, że nie było idealnie. Bójki, o których pisałem dotyczyły tylko terenu szkoły. Jeżeli ktoś się bił poza nią to wtedy nie było tego typu tekstów. Na korytarzach, boisku, w klasach, kiblach zawsze był jako taki poziom. Po prostu, uczniowie szanowali siebie nawzajem. Krzywe akcje zdarzaly się sporadycznie. W czasach mojej edukacji w gimnazjum uczniom imponowało zachowywanie się jak dorośli ludzie, a nie gówniarze. Może to dla niektórych dziwne, ale tak właśnie było.
-
Pyra, a właśnie miałam chwilę zwątpienia, czy na pewno jesteś starszy ode mnie :D Różnica między miastami a mniejszymi miejscowościami na pewno jest, pamiętam jeszcze z zeszłego roku, miałam praktyki w gimnazjum na wsi i nauczycielka mówiła, że jest napływ młodzieży z okolicznych miast, bo ci uczniowie zostali wyrzuceni i rodzice mają nadzieję, że na wsi się "zresocjalizują".
-
To zależy jeszcze, jakie gimnazjum i gdzie. Nie ma co porównywać wielkomiejskich gimnazjów nr 234 do szółek ogólnokształcących w krzęcinie.
Z własnego doświadczenia wiem, że najlepiej działa na uczniów bycie konsekwentnym: jasno postawić zasady i sztywno się ich trzymać. Podyktować dobrze przemyślany regulamin [który będą musieli ręcznie zapisać w zeszycie] do którego będzie można odsyłać w razie niejasności. Żartować można w klasach które już się zna i wie, że na to zasługują. No i najważniejsze: praktykantki, szczególnie te językowe, są na trochę innych prawach bo uczniowie chcą popisać się przed nowym nauczycielem. Z biegiem czasu powinno być coraz lepiej, oczywiście nie mówię o skrajnościach i patologiach.
-
Rodzice. Moim zdaniem tu tkwi duży problem. Za moich czasów (a chodziłam do gimnazjum, podobnie jak Katarynka 2003-2006) jak ktoś coś przeskrobał z góry było wiadomo, że w domu będzie dym (co tyczyło się zarówno odzywek do nauczyciela, jak i złych wyników w nauce). Podobnie było w czasach wcześniejszych, za przeproszeniem - cytuję tatę: jeden wp****** w szkole, drugi, gorszy, w domu. Obecnie przychodzi matka czy ojciec i drze się na nauczyciela: jak to - moje dziecko? Moje dziecko takie nie jest, to pani wina czy inne głupoty.
Ciekawa jestem czy gdyby w każdej klasie była kamera to by w końcu uwierzyli. W okolicznym gimnazjum była taka sytuacja: dzieciaki na zakończenie roku postanowiły powyrywać wszystkie kontakty ze ścian. Nie wiem czy nie wiedzieli, czy byli na tyle głupi, że nie brali pod uwagę tego, że jest monitoring. Rodzice gdy zostali wezwani nie mieli nic do gadania - czarno na białym było widać kto co robił. Rzecz jasna musieli zwracać kasę za "zabawę" swoich kochanych dzieciaczków.
A najgorsze jest to, że Ci rodzice wychowywani jakby nie patrzeć w tych "lepszych", nazwijmy to, czasach teraz nagle są tak bardzo po stronie bezstresowego wychowania. A potem wyrastają takie osobniki bez ambicji, uważające się za panów świata, którym to wszystko się należy, bez kultury, bez szacunku do innych.
A całą resztę, co mogłabym napisać, doskonale ujęli Emma i Pyra więc nie będę się powtarzać.
-
Katarynko! Czas na reaktywację naszej niepisanej umowy. Twój bodyguard jest na straży. Pokaż, któy Cię denerwuje, a już nigdy tego nie zrobi.
A tak swoja drogą, to ja bym zrobił coś takiego: wyprowadziłbym najwazniejszego w klasie rozrabiakę za drzwi. Wziąłbym go do kibleka i tam mu pierdolnął tak, żeby się poryczał. Poczekałbym, aż przestanie płakać i poszedłbym z nim do klasy. minute po płaczu najbardziej widać, że ktoś płakał, bo oczy nabierają kolorów... klasa by zoibaczyłą, że ten koleżka płakał przez Ciebie i byłby spokój...
Poza tym: czy dzieci w pierwszej gimnazjum ni emają przypadkiem 12 albo 13 lat?
-
Heheh owsik ja myślę, że jakby oni Ciebie zobaczyli w moim towarzystwie, to połowa nie chodziłaby na lekcje, ale ze strachu :D I byłoby to jakieś rozwiązanie :D ;) A co do wieku to pierwsze klasy mają 13-14 lat.
-
http://wiadomosci.onet.pl/prasa/moja-pierwsza-lekcja/pxjbm (http://wiadomosci.onet.pl/prasa/moja-pierwsza-lekcja/pxjbm)
-
Wypowiem się jako nauczyciel stażysta:
Po pierwsze uczelnie do zawodu nauczyciela przygotowują tylko pozornie, bo niby są praktyki, pisze się konspekty, są zajęcia z psychologii, ale stawianie na teorię kosztem praktyk sprawia, że te bardzo dobre studentki z piątkami w indeksie nie poradzą sobie ze stresem i dyscypliną w pierwszej lepszej szkole. Podam przykład: u mnie na uczelni była lista szkół do wyboru na praktykę, i co? Wszyscy rzucali się na najbardziej 'renomowane' szkoły w mieście, a nikt nie myślał o sprawdzeniu się w trudnych warunkach bojowych. Tylko w tych najbardziej renomowanych szkołach szansa, że akurat zwolni się miejsce i przyjmą młokosa po studiach jest praktycznie znikoma. Trzeba szukać miejsca gdzie indziej, a wiele osób przyzwyczajonych na praktykach do lekcji w dobrych szkołach , gdy trafi do rejonowej gimbazy, tak naprawdę nie będzie wiedziała co zrobić. Jasne, że system jest też sporo winien, bo praca stażysty to nie tylko lekcja, ale przede wszystkim rozbudowana papierologia. Zresztą żartuję ze znajomymi, że na studiach powinien być koniecznie przedmiot "zarządzanie dokumentacją", bo taki "świeżak" wchodzi do pokoju nauczycielskiego i zostanie szybko zbombardowany papierkami i marzenia o pracy tylko z uczniami zostana szybko zweryfikowane.
Winna jednak w największym stopniu jest młodzież i ich rodzice, którzy w 100% akceptują leserstwo dzieci (usprawiedliwianie wagarów itp.). Młodzież w dużym stopniu bez żadnych zainteresowań, myślących tylko jak tu komuś narysować "karnego k****a" w zeszycie. Niestety taka jest polityka edukacyjną państwa, które stosuje tzw. "wyrównywanie szans", czyli zamiast iść w górę i zwiększać wymagania, nieustannie je obniża, a wszystko ładnie nazywając "dostosowaniem wymagań edukacyjnych do możliwości ucznia". Oznacza to w praktyce, że w dobie niżu demograficznego spora część uczniów otrzymuje opinie z poradni, które de facto sprawiają, że i tak niski poziom wymagań trzeba dla tych osób z jeszcze bardziej obniżać. Nawet do tego stopnia, by w pierwszej klasie technikum na koniec semestru na dwójkę pytać ucznia o datę nawet roczną katastrofy smoleńskiej, zamachu na World Trade Center i nazwiska ostatnich dwóch prezydentów Polski. Co gorsza, taki uczeń nie potrafi na to odpowiedzieć! Niestety - niż demograficzny i dotacje idące za uczniem sprawiają, że obecnie każdy nastolatek jest na wagę złota. To już nie te czasy przeładowanych klas w szkołach średnich po 30 osób, czasami z okładem, gdy wiadomo było, że w razie jawnego nieuctwa będzie solidny przesiew. Teraz role się odwróciły i każdy uczeń wie, że to nie on będzie zabiegał o szkołę, tylko szkoła o niego.
-
Czyli wniosek jest taki, że należy znieść obowiązek szkolny i sprywatyzować całe szkolnictwo.
-
o to byłby dobry pomysł... ale przede wszystkim należy powrócić do "normalnego" wychowania dzieci w domu. W domu gdzie ojciec i matka interesuja się dzieckiem. Pytają co w szkole, sprawdzają zeszyty, interesuja się z kim dziecko się zadaje itp. Może trzeba czasem pognać dzieciaka do czytania książek, a nie tylko komputery i internety... Pracowałem kiedyś w miejscu, którego właściciel miał młodszego brata. Chłopak miał jakieś 16 lat i gdy zobaczył, że czytam książkę powiedział: "książki są dla słabych"... Chwyciłem go z rękę tak mocno, że łęzka stanęła mu w oku i zapytałem czy nadal tak uważa. Odpowiedział, że się pomylił. Wniosek? W domu twarda ręka musi się czasem pojawić i koniec.
-
Może trzeba czasem pognać dzieciaka do czytania książek
Ja bym jednak, był bardziej za tym, żeby spróbować zachęcić dziecko do czytania tych książek, bo jeżeli dziecko robi coś z przymusu to nie ma to dobrych efektów.
Chwyciłem go z rękę tak mocno, że łęzka stanęła mu w oku i zapytałem czy nadal tak uważa. Odpowiedział, że się pomylił. Wniosek? W domu twarda ręka musi się czasem pojawić i koniec.
No i naprawdę nie mogłeś się powstrzymać, żeby tego nie zrobić.... po pierwsze siłą nikogo nie zmusisz do tego, żeby zmienił zdanie z dnia na dzień, on się Ciebie wystraszył i dlatego tak powiedział, po drugie nie wyręczaj rodziców, to sprawa między nim, a jego rodzicami, a jeżeli naprawdę musisz to merytorycznymi argumentami go przekonuj, żeby miał możliwość później to wszystko przemyśleć. Po trzecie niektórym książki ciężko się czyta, bo jak ktoś jest słuchowcem jak np. ja to naprawdę trudno jest mu czytać książkę ze zrozumieniem, a co za tym idzie zaciekawić się jego treścią ...no chyba, że przeczyta całą książkę na głos, ja to nawet każdy napisany tutaj post zanim wyślę muszę po cichu przeczytać, żeby wiedzieć, czy to jest w miarę składne.
-
Dla słuchowców świetnym rozwiązaniem są audiobooki, zresztą nie tylko dla nich, dla tych "zapracowanych", którzy nie mają czasu czytać też ;)
-
Słuszna uwaga, swoją drogą szkoda, że tych audiobooków nie było jakieś 15 lat temu, czyli w czasach mojego liceum :P