Z racji mojej ledwo co zakończonej praktyki w gimnazjum, odgrzebuję wątek. Odgrzebuję, bo czuję się naprawdę skołowana, zdezorientowana, zawiedziona i zniechęcona. Poszłam na kolejną już z rzędu praktykę, jak zwykle do gimnazjum. Poprzednie moje doświadczenia były raczej pozytywne - wprawdzie młodzież gimnazjalna jest specyficzna, mają swoje fochy, "odchyły", ale jakoś zawsze potrafiłam się dogadać i zawsze prowadzenie lekcji sprawiało mi przyjemność. W tym roku wszystko się zmieniło. Uczyłam klasy pierwsze, drugie i trzecie, ale to klasa pierwsza dała mi tak w kość, że nie tylko moja psychika, ale i moje ciało dosłownie buntowało się przed lekcjami z nimi.
Na początku byłam naprawdę pozytywnie nastawiona, ale z pierwszą lekcją wszystko się zmieniło. Ta konkretna grupa, którą uczyłam, była bardzo liczna, więc już ten fakt był sporym utrudnieniem. Na zajęcia wchodzili trzaskając drzwiami, krzesłami, rzucając torby, z głupimi uśmiechami na twarzy. W klasie były 4 osoby które nią "rządziły" w negatywnym tego słowa znaczeniu, ze 3, które chciały się czegoś nauczyć i reszta, która nic nie umiała, nic nie rozumiała i była niezmiernie rozbawiona każdą akcją przygotowaną przez klasowych prowodyrów. Na pierwszej lekcji osoby rządzące zaczęły mnie testować - jeden zaczął mnie zaczepiać głupimi docinkami, drugi chodził po klasie i dokuczał innym, trzeci wychodził z sali itd. Temu, który najbardziej mnie wkurzył kazałam zabrać krzesło i usiąść przy moim biurku. Zajęło mu to jakieś 5 minut, bo przesuwał krzesło co 2 cm, aż dojechał z nim do mojego biurka, wcześniej wykłócając się przez jakieś 10 min. Potem, ponieważ sięgał ręką do tablicy, zaczął rysować tam różne zboczone rzeczy, podczas gdy ja na bieżąco musiałam to ścierać i tłumaczyć zadania, w czasie gdy cała klasa pękała ze śmiechu. Kazałam mu się przesunąć z krzesłem, więc znowu zaczął przesuwać się po centymetrze. Następnie stwierdził, że podokucza osobom z pierwszych ławek, zabierając im piórniki, drąc kartki itp., kiedy chciałam mu wyszarpnąć te rzeczy powiedział mi, że mam sobie uważać, bo oskarży mnie o molestowanie. W tym samym czasie pozostałych kilku "bossów" skakało po parapetach i waliło w szyby, więc znowu musiałam kierować całą energię na nich, żeby nie stała im się krzywda, latałam za nimi jak idiotka. Całą lekcję krzyczałam, żeby przebić się przez te krzyki i śmiechy co zaowocowało tym, że straciłam pod koniec głos. Zrobiło mi się niedobrze, naprawdę myślałam, że zwrócę całą zawartość swojego żołądka. Mimo, że miałam klucz do zadań, nie mogłam go odczytać, gubiłam się we wszystkim, plątał mi się język. Pod koniec powiedziałam temu, którego wystawiłam na środek, że ma zostać po lekcjach bojąc się, że mnie po prostu oleje, a jak będę starała się go powstrzymać to po prostu mnie popchnie (był dosyć mocno zbudowany). Został na przerwie, a ja żałowałam, że go o to prosiłam, bo chciało mi się płakać. Przeżyłam szok, bo zupełnie się czegoś takiego nie spodziewałam po sobie. Co jedno zdanie robiłam przerwę, żeby się pozbierać, a on wysłuchał, coś tam odburknął i poszedł sobie.
Na kolejnych lekcjach nauczycielka była obecna, więc lekcje zaczynały się od tego, że wywalała prowodyrów do pani pedagog albo do wychowawcy. Byli wzywani rodzice, którym przez jedno ucho wszystko wchodziło, a drugim zaraz wychodziło. Nauczycielka co lekcję dzwoniła do rodziców, którzy odpowiadali, że oni sobie też z tymi dziećmi nie radzą, więc sorry. Ta młodzież nie ma żadnych zainteresowań, co drugi pewnie coś bierze, nie mają motywacji, ponieważ testy gimnazjalne nie odgrywają żadnej roli jeśli chodzi o dostanie się do szkoły, co więcej, teraz mamy niż demograficzny, więc szkoły średnie biorą wszystkich uczniów jak leci. Pyskowanie, zabieranie prywatnych rzeczy nauczyciela, chamskie odzywki i zwracanie się per "ty" do nauczyciela to chleb powszedni. Nie potrafią czytać po polsku, a co dopiero po angielsku. Zapisuję temat i stronę w książce na tablicy olbrzymią czcionką i dostaję ok. 10 pytań, na której stronie jesteśmy. Oni po prostu nie rozumieją otaczającego ich świata. Wiadomo, że zawsze w szkole zdarzały się łobuzy, ale pewnych granic się nie przekraczało, i niestety każdy nauczyciel przyzna, że młodzież teraz jest inna. Nic nie robią, nie starają się, ja zrobię za nich wszystkie zadania, zadam pytania i sama sobie na nie odpowiem a oni żądają ode mnie plusów za aktywność i dziwią się, że nie chcę ich im dać. Co może zrobić nauczyciel:
1. Wpisać uwagę - nie działa, mają ich tyle, że się nie przejmują, poza tym rodzice też się tym nie przejmują.
2. Zachować spokój i nie zwracać uwagi na to, że inni biegają po stolikach i parapetach i krzywdzą innych - nie, bo jak te osoby zrobią sobie krzywdę, to będzie na nauczyciela, że nie upilnował.
3. Wyjść i pójść po dyrektora lub wychowawcę - nie, bo jak opuszczę klasę i coś im się stanie będzie na mnie.
4. Zadzwonić do rodziców - nie, bo rodzice "też sobie z nimi nie radzą".
5. Siłą usadzić - nie, bo stosuję przemoc i molestuję.
Poza tym muszę nie tylko upilnować i wychować, muszę jeszcze nauczyć, bo jak wyjdzie, że wyniki w nauce są kiepskie, to rodzice podniosą krzyk. Więc jak jeszcze raz ktoś mi powie, że zawód nauczyciela to lekki chleb, że nauczyciele mają mało godzin i dużo wakacji, to zwariuję. Z praktyk wyniosłam chore gardło, przewlekły kaszel, szumy w uszach i przekonanie, że nauczycielem nie będę.
P.S. Zachęcam Was do obejrzenia filmu "Detachment" ("Z dystansu") - bardzo dobry film, pokazuje, jak to wszystko wygląda z punktu widzenia nauczyciela, i co najważniejsze, przedstawia codzienne sytuacje rozgrywające się w szkołach.