Z jednej strony uważam, że to niezwykle ekscytujące móc przytulić się do swojego idola i czasami skręca mnie jak widzę zdjęcia Axla z ludźmi. Z drugiej wiem, że wystarczy mi to, że zobaczę go na scenie.
Mam wrażenie, że nie zdobyłabym się na czatowanie pod hotelem. Już czekanie pod autokarem Steel Panther było dla mnie męczące.
Poza tym przeraża mnie to nieco, (jak każda forma stalkingu czy też postawy typu "nie odczepię się od ciebie"). To przecież normalni ludzie, którzy chcą mieć między koncertami święty spokój. Rozumiem pomachać do Duffa spotkanego na mieście, może nawet zamienić parę słów, jeśli na to pozwoli, ale śledzić go, łazić za nim, żeby sprawdzić dokąd pójdzie, co zje, napadać go i piszczeć z prośbami o zdjęcie i auograf, płacić za taką możliwość? Masakra. Ciężkie życie. Trudno z domu wyjść przy takich ludziach
Podoba mi się idea spotkania autografowego, jak zrobiono to przy Power Festivalu w Łodzi. Miałam okazję uściskać całe Sixx:A.M., mam ich autografy. Nie musiałam napadać na nich na ulicy
Jednym słowem, chyba nie jestem typem hotelowego koczownika. Jest mi zwyczajnie przykro, kiedy widzę ludzi zachowujących się jak dzicz, bo ktoś znany właśnie za oknem restauracji siedzi i je pierogi.