Nie będę oryginalna, ale cieszy mnie koncert Slasha. Zostało już tylko 6 dni, a ja nie myślę o niczym innym. Oglądam zdjecia, czytam setlisty i zastanawiam się, czy poryczę się od razu na Nightrain, na Sweet Child o Mine, czy wytrzymam do Paradise City. Nie byłam na Gunsach, więc ogromne, niezrozumiałe do końca emocje budzi we mnie fakt, że usłyszę ukochane utwory grane przez ich oryginalnego twórcę i mojego idola. Mało jest momentów, w których płaczę z radości, ale ten koncert jest zdecydowanie numerem jeden w rankingu.