Wiadomo, że czasem się czepia takiego Biebera, czy coś, ale nigdy nie nabijam się wprost z ludzi "hahaha, bo Ty słuchasz One Direction, jesteś takim frajerem". To jest coś jak z grubymi ludźmi - żartuję sobie z koleżanek, że są grube, ale tym naprawdę grubym w życiu bym nic nie powiedziała, bo to byłoby zbyt chamskie. Co do akceptacji reszty szkoły hm... Jako, że chodzę jeszcze do gimnazjum (zostało mi pół roku, więc nie jest tak źle) i mieszkam w dosyć małej miejscowości, czasem spotykam się z komentarzami typu "aleś ty czarna", ale raczej mówią to znajomi i tylko dla żartu. Choć gdy do glanów zaczęłam nosić ramoneskę nawet nauczyciele zaczęli się wypytywać, czy przypadkiem nie należę do jakiejś subkultury.
Nie mam zamiaru się tym przejmować, od zawsze wolałam nosić ciemne ciuchy, nawet jako 5 letnia dziewczynka nie lubiłam np. koloru różowego. Nie często chodzę w glanach, choć zimą, podczas roztopów są bardzo praktyczne. Podobnie jak bricked raczej tylko mnie kojarzą z rockiem. Mój problem w szkole raczej idzie w drugą stronę. Chodzi właśnie o sezonowców. Sama nie jestem za jednego z nich postrzegana, nawet miło mi się zrobiło, gdy podeszła do mnie znajoma i powiedziała, że wie, że ja bardzo lubię Gunsów i współczuje mi, że teraz jest tyle ludzi, którzy znają jedną ich piosenkę i uważają się za wielkich fanów, ale żebym się nie martwiła, bo to niedługo przejdzie. Czasem irytują mnie ludzie chodzący w koszulkach np. "Nirvany", a gdy się ich spyta to nawet nie wiedzą kto to Dave Grohl. No ale co poradzić? Zabić nie można, więc trzeba tolerować, a gdybym miała się naprawdę przejmować takimi głupotami to za długo bym nie pożyła. Zresztą nie mówię, że nie mogą sobie nosić takich koszulek, niech robią co chcą, ale jeśli już ma się koszulkę z danym zespołem, to raczej jest to nasz ulubiony zespół i z reguły mamy jakiekolwiek pojęcie o nim. W innym przypadku postrzegam to jako pozerstwo.