Ja jestem przeciw aborcji, ale dopuszczam odstępstwa. Dla mnie aborcja jest dopuszczalna wtedy, gdy kobieta zostala zgwałcona. Wtedy ochrona życia poczętego jest dla mnie chora. Ustawienie praw kobiet poniżej praw płodu - czy to jest normalne?
Załóżmy, że aborcja dla kobiet zgwałconych jest zabroniona. Ten cały korowód sądowy, zanim zostaną ukarani gwałciciele, trwa rok, dwa lata.
A kobieta? Nie dość, że upokorzona, podeptana, zniszczona psychicznie, najczęściej musi urodzić dziecko swojego oprawcy. A potem patrzy, pewnie z lękiem, jak ono dorasta. I szuka w jego twarzy rysów kata, podobnych zachowań, gestów. Boi się, że urodziła kogoś złego, skażonego przeszłością. I czeka, kiedy odezwą się geny ojca dziecka.
Są choroby, w których ciąża to potworne obciążenie i zagrożenie dla życia kobiety. Można zostać kaleką albo wcale ciąży nie przeżyć. Umrze też płód. Nie rozumiem, jak można bronić w takim przypadku płodu kosztem kobiety, która może umrzeć? Dlaczego żądać od nich aż takiego poświęcenia? I przecież ta kobieta może, ale nie musi dokonywać aborcji. Dlaczego nie można dać jej wyboru?
I do polityków, którzy tak bardzo bronią życia poczętego: Dlaczego zainteresowanie kończy się w momencie narodzin? Później do kobiety można powiedzieć jedno: my zrobiliśmy swoje, teraz radź sobie sama.