Jestem rocznik 87 i początek mojej 'gimbazy' przypadał na rok 2000 - czas kiedy GNR nie interesował się pies z kulawą nogą. Wręcz przeciwnie, od UYI minęło ledwie dziewięć lat, a o zespole nikt nic nie wiedział. Nie było wtedy żadnej mody, ta narastała stopniowo chyba. Pewnym przełomem był chyba 2004 rok i wydanie Greatest Hits. Nagle zrobiło się trochę głośniej, coś tam w radiu zaczęło lecieć i tak to potem się kształtowało. Nie wyśmiewam młodych, że ubóstwiają tylko piątkę z AFD, bo sam z pierwszego okresu pamiętam tylko teledysk do You Could Be Mine na który czekałem jak głupi w 94 roku, żeby zobaczyć te sceny z Terminatora 2.
Na pewno jest jakaś moda na 'klasyczne' zespoły, koszulki i inne pierdy, potem tworzy się kult GNR-mania w wersji 87-93. To wina mediów, bo takie GNR tylko prezentuje oraz zespołu, bo nie daje dowodów, żeby mówić o nim w czasie teraźniejszym - płyta, singiel, cóż, ale trasami i to, że ktoś gra po świecie interesuja się tylko najwięksi zapaleńcy, a nie gimbusy wrzucające November Rain na fejsa.
PS. Sam znałem kiedyś przypadek dziewczyny, rocznik 92, na imprezie chce włączyć GNR WTTJ i odpala... Ritz 88. Cóż, akurat to było w najwyższych wynikach i poleciało, choć chciałbym, aby to było np. Rock Am Ring. Skąd ma wiedzieć potem, że np. Finck lata 2006-2009 był ciągle w trasie?