Nie żywię do niego nienawiści, wręcz go lubię (połowa z Was, może spokojnie odpuścić sobie dalszą lekturę).
Lubię wszystkich, starych i nowych, Adler mnie wkurza ale to jednak Adler. Myślę, że nie tylko mnie z resztą, bo jakoś nie przypominam sobie, żeby ktoś lamentował po przyjściu Matta.
Zacznę od początku może:
Steven - to był fajny dzieciak, wiecznie roześmiany z buzią przypominającą buzię Leppera xD Troszkę pudelek, bardziej do patrzenia, niż do grania. Porównując solówki jego i Soruma, nie trzeba posiadać większej wiedzy muzycznej, żeby wiedzieć który był zwyczajnie lepszym perkusistą, ale jak to kiedyś powiedział Frank - perkusista ma bębnić swoje, jeśli grasz tak, że zespół jest dla Ciebie tłem - jesteś kiepskim perkusistą.
Matt - Matt to był pierdzielony czołg, ja nie mogę znaleźć na niego choćby jednej skargi, a już to jak zachowywał się na RRHoF mnie po prostu rozczuliło, widać było, że oddaje hołd (słabszemu imho) Adlerowi i nawet sprawę z narkotykami (która dla Stevena JEST - i nikt mi nie wmówi że nie - bolesna, obrócił w jeden z najlepszych tekstów jakie słyszałem w tym zespole (no, może poza sławnym "no." Izzyego)
Brian - Prawdziwy wymiatacz - nigdy nie czytałem z nim wywiadów, chyba poza tym w którym opowiadał o tym jak czuje się po odejściu Bucketa z Gunsów, ale wystarczy obejrzeć nieszczęsne Rock in Rio 2001 (nie obraźcie się, wiem że wielu z Was uważa to za wokalne wyżyny Axla po rozpadzie oryginalnego składu, dla mnie to zawsze będzie jego najtragiczniejsza porażka. Nie mówię, że teraz śpiewa lepiej, po prostu wtedy był młodszy i mógł, teraz jak widać - zwłaszcza po ostatnich koncertach - chce, ale nie może) aby docenić jego kunszt. Polecam Nightraina, po raz pierwszy gwałciłem replay, aby posłuchać bębny.
Duff - Dla Duffa wielki szacunek za RRHoF, nie eskalowanie konfliktu, skupienie się na tym co faktycznie istotne, czyli na piosenkach, a nie składach Guns n Roses. Poza tym jak to kiedyś moja była fajnie podsumowała "nie najlepszy basista, zdecydowanie najfajniejszy Guns".
Tommy - Stinsona strasznie lubię. Pamiętam że kiedyś przeczytałem opinię, że pcha się przed kamery, aby pokazać się u boku Axla... kurna no, koleś ma najdłuższy poza nim i Dizzym staż w Guns n Roses, ma prawo się pokazać a moim zdaniem i tak zawsze stoi w cieniu, zgodnie z tym czego ja osobiście oczekuję od basisty w zespole
(tak, wiem, ******* żart, zwłaszcza dla basistów, ale prawda jest taka że bassu większość laików i tak nie słyszy, także ten...)
Izzy - nie da się nie kochać. Ja gościa kocham z całego serca, nie pragnę powrotu, bo sam z własnej woli zrezygnował z takiego życia i ja to rozumiem i doceniam.
Gilby - swego czasu mój ulubiony Guns, poważnie
Jak mi kiedyś ktoś powiedział że go przypominam, myślałem że jebnę ze szczęścia. Później skończyłem gimazjum. Wkład rzeczywiście nie duży, jego solowych projektów nie lubię, ale w Gunsów dla mnie wstrzelił się jak ulał i był naprawdę dobrym rytmikiem, nie proszącym się o przyciszenie, jak Izzy.
Tobias - teeeż nic do niego nie mam, w Rio 2001 zagrał fajne solo do Rocket Queen, przynajmniej tak je zapamiętałem. Okej, zerżnął solo po Slashu nuta w nutę w Symphaty for the Devil, ale czy to jest powód by go hejcić od razu ? Nowi Gunsi generalnie takie mają zadanie - grać to co grali starzy na koncertach, jak ktoś zagra po swojemu to źle, bo zbyt technicznie (Bucket, Bąbel), jak kopiują solówki Slasha (Ashba) to źle bo pozer. Nic do Tobiasa nie mam, ale cieszę się że odszedł bo...
FORTUS - obecnie ulubiony Guns, niesamowity skill i spora skromność jeśli założyć że bez jęczenia przyjął posadę rytmicznego. Czytałem kiedyś wywiad z nim, z którego wynikało, że stresuje się przed koncertami i skupia się na tym aby nie pomylić. Spoko. Myli się, dość często (częściej niż Ashba, a czytałem opinię w której to on miałby tak strasznie nie czysto grać) nawet we własnej solówce (mam na myśli 007) granej głównie na riffach, ALE ma tak niesamowitą ekspresję, tak wspaniałe ruchy sceniczne, że jeśli ktoś z Was gra, powinien doskonale wiedzieć, że przy takich ruchach jak on naprawdę łatwo czasem zwyczajnie nie trafić w odpowiednie dźwięki. Jakby to podliczyć procentowo, myślę że daleko mu jeszcze do jakiejś tam dopuszczalnej granicy błędów na jeden numer, a moim zdaniem dodatkowo koncerty nie są po to, żeby zagrać wszystko idealnie, bo od tego macie płyty, tylko żeby dać ludziom pierdolnięcie i obecnie nikt, może poza Ashbą, nie ma tak świetnego kontaktu z publiką jak on.
Slash - lubię i c**j. Slash to Slash, gimbaza ma teraz modę na to żeby go hejcić, bo się nim jarali przez ostatnie kilka lat znając ze 2, 3 utwory i zorientowali się, że za dużo osób go lubi i są za mało mainstreamowi. Natomiast cieszę się, że odszedł z Gunsów, nie ma co się kisić z Axlem którego się nienawidzi z wzajemnością. Dzięki temu większość z was ma od 17 lat ból dupy, ale ja się cieszę, że mogę słuchać kontynuacji wizji GnR Axla (UYI > ChD) oraz Slasha (AfD > AL). Dodam jeszcze że Conspiratorzy i Kennedy też są świetni, czyli jakby na jego odejściu zarobiłem podwójnie, poznałem MASĘ wspaniałych muzyków, których nie poznałbym w żaden inny sposób.
Buckethead - nie śledzę jego kariery obecnie, bo i ciężko prześledzić.. ile dokładnie ? 70 - 80 płyt ? Może więcej, nie wiem.. nawet jeśli mają po 6 kawałków. Wiem jedno, niesamowity koleś, niesamowita technika, faktycznie mało feelingu, ale myślę że po to Axl zdecydował się na 3 gitarzystów żeby a) brzmiało to lepiej, bo nagrywając i tak nagrywasz ścieżki rytmiczne zarówno rytmika jak i prowadzącego, a dopiero na środek dajesz solo, b) aby móc ukazać trzy różne style gry (za tym argumentem jest przykładowo fakt, że każdy gitarzysta obecnie ma swoje partie solowe).
Robin - za Robinem nie przepadałem w 2001 - 2007, bo grał moim zdaniem kiepsko, może i melodyjnie, ale barrrdzo często się mylił (tak wiem, %) i nie porywały mnie jego solówki. Dopiero po wyjściu Chinese Democracy, gdy zdałem sobie sprawę że lwia część materiału to jego kompozycje, dotarło do mnie że to dobry gitarzysta. Przyznacie sami - nie nacieszyłem się tym faktem za długo.
Ashba - Teraz przez chwilę zejdę z offtopu, bo Adminom i tak pewnie gula wyrośnie jak zobaczą wszelkie przekleństwa (sorry Was, piszę to co bym powiedział i w sposób w jaki bym powiedział, a właśnie tak mówię - nie podoba się to banować, płakał nie będę). Nie mam najmniejszego problemu z Ashbą. Wizerunek emoboya ? Co za problem ? Po pierwsze to nie ma najmniejszego wpływu na to jak gra, po drugie - kultywuje tradycje glamrockowe, które rzeczywiście może trochę gryzą się z Guns n Roses, ale hej.. mamy inne czasy. Nikt poza może Steel Panther, nie gra już w czysto glamowym stylu, także nie ma się specjalnie przed czym bronić, przykładowo nie malując oczu albo nie nosząc postrzępionych ciuchów. SWAGi i inne gówna - co mnie to obchodzi ? W sumie to się cieszę, bo jak będę miał życzenie kupić sobie czapkę z jego logiem.. to bym nie kupił, ale wiem gdzie bym mógł taką dostać. Gra źle ? Gdzie konkretnie ? Że spieprzył intro do Sweet Childa ostatnio ? Łatwo spieprzyć jakąkolwiek zagrywkę na rozstrojonej gitarze, nie trzeba być znawcą ani grać na prowadzącej od 500 lat, żeby się zorientować że przed pierwszą solówką dali mu drugą gitarę. Zastanawiam się czemu nie przerwał, moim zdaniem to by było lepsze rozwiązanie niż katowanie melodii na którą wszyscy tam czekali na siłę, ale no jej.. nie mój wybór. Kopiowanie Slasha ? Widziałem u niego różne kapelusze (żeby było śmieszniej zdecydowanie bardziej przypominające Slashowski) jeszcze za czasów Sixx AM i wtedy jakoś nikt wrzawy ani lamentów nie wznosił. Poza tym kurrrwa mać, co z Wami ? Serio dla Was tak bardzo się liczy jak człowiek się ubiera/wygląda ? Założę się że większość z Was swego czasu nosiła/nosi długie włosy i była wyzywana od pedałów/wodorostów/brudasów/szatanów i wszelakiego zła.. I ? Ktoś z Was się tym strasznie przejmował? To może tak odpuście chłopakowi że próbuje wyrobić własny styl i skupcie się na jego grze. A z tą rzeczywiście nie jest źle, ma swoją melodykę, jest w nim trochę Slasha (na którego tak bardzo czekaliście jak Wam się nie podobały dziwne solówki Bucketa czy wreszcie shredding Bąbla) ale wystarczy posłuchać Sixx AMu czy Beautiful Creatures, aby stwierdzić że ma swój własny styl (to tak jakbyście wpieprzyli trochę mrocznego zamku, trupów, kościotrupów i wron do solówki) i całkiem zgrabnie go przemyca grając partie Slasha czy Robina. Myli się okazjonalnie, jak każdy kierwa mać człowiek, pokażcie mi nagranie w którym całkowicie spieprzy jakieś solo ? Choć jedno. Ja śledzę jego karierę bacznie od 2009 roku i z moich obserwacji wynika jasno, że Wasz ból dupy odnośnie jego gry nie polega na błędach technicznych tylko stylu gry, który a to Wam za bardzo przypomina Slasha, a to z drugiej strony w niczym go nie przypomina. Weź tu ich zaspokój jakąkolwiek grą xD Przypominam że jak Slash coś po pijaku spieprzył (a spieprzał częściej niż Ashba) to to było "cute", jak Ashba to zrobi bo ma przykładowo rozstrojoną gitarę (które to gitary mają to do siebie że się rozstrajają, zwłaszcza struna g, jeśli gra się solówki a o ile dobrze pamiętam - Ashba właśnie to robi) to jest niepełnosprawny umysłowo.
Bumblefoot - jak dla mnie najlepszy gitarzysta Guns n Roses, choć wciąż nie mój ulubiony Guns. Lubię go, nawet bardzo, ale troszkę brakuje mi polotu w jego ruchach scenicznych. Nie ma tego co 4tus czy Ashba, ale hej, ma najcięższą gitarę
Ma również wspaniałe solowe albumy + całkiem dobrze śpiewa. Moim zdaniem jest na swoim miejscu, a to że ciśnie Axla o wspólne zdjęcia czy "strzela fochy" bo że on nie będzie grał, jak mu się terminy zbiegną z solowymi ? No kurde, Bąbel jako jedyny w sumie z nich teraz, nie potrzebuje Gunsów, żeby robić karierę. Znano go wcześniej, znać będą nawet gdy Axl wyciągnie swoje zacne kopyta (a nie chcę nikogo martwić, to się stanie
)
Chriss - Syntezatory to ważna sprawa w zespole, zwłaszcza jak się nie chce grać z półplaybacku. Pociesznie zalicza gleby jak się napierdoli, ja tam go lubię
Dizzy - Fantastyczny klawiszowiec, bardzo urozmaicił występy Gunsów w 92 (tu po całej linii nie zgodzę się ze Slashem, on był potrzebny) i bardzo miły koleś. Czego tu więcej chcieć od klawiszowca ?
Axl - Postaram się o nim dużo nie pisać, bo mógłbym ze dwie godziny, w każdym razie - świetny frontman, jego wokal leeeeeży i kwiczy, ale to dziadek i ma dużo bardziej wymagające partie niż Steven Tyler (uprzedzam ataki w stylu "Steven też jest stary a daje radę"). Jest gruby ? Nie przesadzałbym, to raz, dwa - też lubię dobre żarcie, gdybym miał tyle kasy co on, byłbym z tonę grubszy, obiecuję. Źle że zatrzymał nazwę ? A czemuż miałby tego nie robić, chłopaki się na to zgodzili. Wiem na jakich zasadach ale prawo stoi po jego stronie, a dzięki temu że po nie sięgnął poznałem tych wszystkich wspaniałych ludzi o których pisałem wcześniej
Pozdrawiam hejtów pode mną i czekam na bana za słownictwo <3