Nie wiem czy było ale napiszę na wszelki wypadek:
Rzeczpospolita- piątkowy albo sobotni numer ( nie wiem cholera na pewno bo gazeta poszła do kosza i sam wycięty artykuł mi został
)
Koncert- Guns n Roses w świetnej formie
Tytuł: Dziki Axel wciąż potrafi kąsać
"Fantastyczne hardrockowe widowisko sworzyli Guns n Roses na stadionie warszawskiej Legii. Udało się, bo Axel Rose nie próbował oszukać czasu, udając młodzieńca. Więcej- przyjechał ze świetnymi gitarzystami.
Ubrany w wytarte dżinsy i skórzaną kurtkę wybiegł na scenę w huku fajerwerków i powistał polskich fanów okrzykiem Welcome to the Jungle!- Witajcie w dżungli!. Ostry, szaleńczy klimat albumu "Appetite for Destruction" przywołał również w "It's so easy".
W pierwszej części czwartkowego koncertu, wokalnie radził sobie przeciętnie- urywał końcówki fraz, a długie przerwy między utworami wykorzystywał, by odsapnąć. Okazało się że to niezła taktyka- oszczędzał siły, by przez blisko dwie i pół godziny raczyć fanów dokładnie tym, czego oczekiwali. KOHD zaśpiewał nisko, z bluesowym wyczuciem. Gdy publiczność wyręczała go w refrenach, kołysał się z mikrofonem identycznie jak na teledysku sprzed lat.
Wspaniale wypadł NR- Rose usiadł przy fortepianie, a Robin Finck wiernie naśladował monumentalne solówki Slasha. Wokalista nie zmierzył się z trzecim z największych przebojów grupy- "don't cry" na elektrycznej gitarze zagrał Richard Fortus. Takich udanych popisów było więcej. Największe wrażenie zrobili Finck i Bublefoot, gdy piosenkę gwiazdy pop Christiny Aguilery zmienili w mistrzowski gitarowy dialog.
Axel wrócił na scenę w towarzystwie Sebastiana Bacha, by z wielką energią wywrzeszczeć "My Michelle". Chwilę potem publiczność dosłownie piszczała na widok Izz'ego Stradlin, z którym Axel przed laty się poróżnił.
Rozpoczęła się najwspanialsza część koncertu- pięknie wyśpiewana ballada "Patience", a po niej eksplozja: pędzący "Nightrain" zagrany na pięć gitar, z Axelem biegajacym do obu krańców sceny. Potem było jeszcze goręcej- w bisach Rose wyśpiewywał wszystkie górne partie, jego głos atakował i kąsał.
Nie słychać go było tylko w finałowym PC, bo o rajskim mieście, w którym trawa zawsze jest zielona, a dziewczyny młode, śpiewał cały stadion"
I co wy na to? Gdyby wszędzie wstawić Axl a nie Axel
, reporterka nie pomyliła Fincka z Bumblefootem, a dziewczyny są nie młode tylko pretty
to uznać to można za pozytywną receznzję.
A co do tej pieprzonej gazety (Dz) to od dziś bojkotuję totalnie. Mnie się wydaje że facet wogóle nie słuchał tego koncertu ani nie patrzył na to jak publika się bawi. SŁowem p******ć Dziennik