@dziekanka, ale ja nie bez celu połączyłem te dwa cytaty w jeden post. Raz piszesz że gitarzysta wpadł ci w oko dzięki temu jak się poruszał, wyglądał na scenie [przez to zagłębiłaś się w jego twórczość - miał to "coś"], a z drugiej strony piszesz że to "coś" to granie, czym muzycy powinni zwracać uwagę, sugerując że Bucket to kubło i styl maszyny, a nie jego technika gry - czyli że musi zwracać na siebie uwagę wyglądem. Coś tu nie pasuje.
czytanie ze zrozumieniem, plizzz. Po pierwsze, aktualnie basista, nie gitarzysta. Gitarzystą bywa kiedy indziej. Po drugiej, nie wygląd, tylko sposób bycia na scenie. Będę sie upierać, że radość z grania, energia i entuzjazm to jednak coś innego. O wpadaniu w oko nie pisałam, do takich intymnych zwierzeń to jeszcze nie doszliśmy
Pisałam o tym, że w różny sposób można wpaść na jakiegoś artystę. Na przykład w ten sposób, że zobaczyło się go w touring band legendy rocka. I pisałam też o tym, że gdyby nie zatrudnienie w owym touring band, to nikt, poza Kanadyjczykami, by o zawodniku nie usłyszał. No, może jeszcze parę osób z Las Vegas. Czasem warto w takiej niszy pogrzebać, co ciekawego można znaleźć. To dla odmiany pisałam w kontekście swoistego "odcinania" kuponów od sławy Slasha i Izzy'ego przez zatrudnionych w coverbandzie.
Nie znam twórczości Bucketheada czy Ashby na wyrywki, także dlatego, że w tym, co zdążyłam poznać, nie znalazłam żadnego punktu zaczepienia do dalszych poszukiwań. W tym, jak grają, oprócz poprawności, sprawności, techniki - jak zwał tak zwał - nie ma niczego, co byłoby dla mnie wystarczająco interesujące, inspirujące. Więc szkoda mi czasu. W jakimś sensie, można by napisać, nadrabiają miną - czyli elementami wizerunku, o których piszemy. Nadrabiać miną to my, a nie nam, więc ich płyty nie zostały wpisane na listę zakupów. Bo to
coś trzeba mieć w tym, jak się gra, a nie w kuble na głowie, emo-like-looku, czy wreszcie - radości z grania. Gdyby moja internetowa kwerenda tycząca Kernsa okazała się nieinspirująca, to zostałby dopisany do listy tych, co koniecznie warto wybrać się na ich koncert. Bo poza wszystkim lubię patrzeć, jak ludzie mają radość z grania.
I jeszcze jedno - domieszanie do dyskusji nieszczęsnego Kernsa nieco rozmydla zasadniczy punkt. Otóż, Kerns jest dobrym przykładem gościa, na którego wpada się przypadkiem, bo go Wielka Gwiazda do grania najęła. Jakby miał więcej szczęścia, to by grał swoje ładne piosenki w innym miejscu i innym czasie. Slash takie właśnie szczęście miał. Ale legendą rocka zrobiło go coś innego. I tu pojawia się to
coś.