Widzę, że temat wciąż aktualny, z tą różnicą, że w mniejszym stopniu niż kiedyś dotyczy Bucketheada.
Niby w sumie wszystko sprowadza się do ja lubię gitarzystę A, Ty lubisz gitarzystę B, on/ona lubi gitarzystę C.
I dobrze, bo gdybyśmy wszyscy lubili to samo i zgadzali się w każdym momencie, to byłoby nudno. Poza tym gusty nie podlegają dyskusji, czyż nie?
A jednak, gdy czytam fora Gunsowe to wciąż mam wrażenie, jakby trwała nieustanna przepychanka, niemal jak w piaskownicy, odnośnie tego, który gitarzysta w
dziejach Gunsów jest tym najlepszym. Swoje racje mają fani niemal każdego z gitarzystów, jedni bardziej zaciekle od innych próbując popierać swojego idola. Po co?
Kilka lat temu może i było to zajmujące, teraz... Teraz mam wrażenie, że fan Slasha nigdy nie doceni gry Bucketheada, fan Bucketheada wyśmieje grę Slasha i tak w kółko. ( Od razu mówię, że fan Slasha i fan Bucketheada to tylko przykłady, więc spokojnie
)
Trochę na zasadzie - jak zagrał to gitarzysta A, to będzie to badziewie, nawet jeśli zagrał po mistrzowsku, a jeśli zagrał gitarzysta B, to na pewno będzie to mistrzostwo świata, nawet jeśli to nic nadzwyczajnego.
Idą za tym mniejsze lub większe podjazdy, przepychanki... i to jest smutne, a czasem wręcz żenujące.
Przez chwilę miałem pomysł ( może ktoś, kiedyś go zrealizuje ), żeby wrzucić tu te same piosenki, zagrane na żywo w różnym składzie, przez różnych Gunsowych gitarzystów,
tyle, że nie zaznaczać, kto jest w nagraniach, skąd pochodzą i zrobić taki mini quiz wśród forumowych ekspertów od Gunsowych gitarzystów. Jestem ciekaw wyniku.
Ja sam odbieram piosenki jako całość, trudno mi powiedzieć, które solo lepsze, które gorsze, a już na pewno trudno mi powiedzieć, na czym polega różnica.
Przy odbieraniu piosenek jako całości zauważyłem, że np. bardzo podobało mi się Chinese Democracy z RIR 2001, gdyż, moim zdaniem, brzmiało wtedy najmocniej. Ale nie wiem z czego tak, subiektywna jak każda, opinia wynika, co w tym Chinese było takiego. Może dziś nie odbierałbym tego kawałka jako równie mocnego.
I tak, jak czasem, w kwestii np. wokalu, jestem w stanie powiedzieć, że np. bardziej podobał mi się wokal w Madagascar w wersji koncertowej, sprzed nagrania go na płytę, tak w przypadku gitar... niestety, ale jedyne, co
jestem w stanie wychwycić to to, czy mi się podobało, czy nie. Dlatego zazdroszczę tym wszystkim, którzy godzinami potrafią rozprawiać o tym, czy piąte solo w Shotgun Blues było lepsze w wykonaniu Traciiego, czy Huge'a
Ale do czego zmierzam... Mam wrażenie, że wiele z tych przepychanek, których świadkami byliśmy i zapewne jeszcze będziemy wynika z nieznajomości twórczości gitarzystów, o których mówimy. I nie chodzi mi o nieznajomość gitarzystów w ramach GN'R, bo takie Sweet child of mine, w takim, czy innym wykonaniu słyszeliśmy po milion razy.
Spróbujcie przedstawić ( co niekoniecznie znaczy przekonać ) swoich ulubionych gitarzystów w repertuarze nieGunsowym
A nuż kogoś przekonacie, że warto zmienić zdanie i go posłuchać