Na łamach Daily Express ukazał się krótki tekst na temat przypadkowego spotkania Duffa i Kurta Cobaina, do którego doszło na krótko przed śmiercią wokalisty Nirvany.
Przy tłumaczeniu pominęłam krótki opis tarć na linii Kurt-Axl, bo temat był już poruszany tutaj. Niewiele jest zespołów, które wywarły tak wielki wpływ na latach dziewięćdziesiąte jak Nirvana i Guns N’ Roses. I chociaż kapele znacząco się różniły, to każda z nich wciąż uchodzi za czołowego przedstawiciela swojego gatunku. Mimo to tarcia na linii Nirvana-GNR były swego czasu na porządku dziennym.
Wszystko zaczęło się w 1991 roku, po tym, jak Nirvana wypuścili „Nevermind”. Mimo że Axl otwarcie mówił o swojej sympatii do zespołu Cobaina, to sam Cobain skwapliwie odżegnywał się od jakichkolwiek związków z Guns N’ Roses.
„Nie jesteśmy kapelą w stylu Guns N’ Roses, czyli taką, która nie ma nic do powiedzenia”, mówił.
Tym bardziej może zaskakiwać, że jedną z ostatnich osób, jakie Kurt spotkał w swoim życiu, był basista GNR, Duff McKagan.
Na tydzień przed śmiercią Cobain trafił do kliniki odwykowej. Nastąpiło to po tym, jak przedawkował tabletki, o czym jednak nie poinformowano pracowników ośrodka.
Parę dni później wokalista przedostał się ogrodzenie i uciekł z kliniki. Pojechał na lotnisko i wsiadł do samolotu do Seattle. I to właśnie tam natknął się przypadkowo na McKagana. Mimo że pomiędzy Nirvaną a Guns N’ Roses nadal były animozje, Duff miał później powiedzieć, że Cobain „wydawał się cieszyć” na jego widok.
„Tkwiłem wtedy po uszy w gównie”, twierdził McKagan. „Obaj tkwiliśmy w gównie. Byliśmy gośćmi z popie***rzonym życiem, którzy grali w wielkich zespołach, a tamtego dnia przypadkiem wylądowali na tym samym lotnisku i ucięli sobie pogawędkę”.
„Cztery tygodnie później moja trzustka wysiadła. On zmarł dwa dni później. Obaj byliśmy w podobnym punkcie. Na granicy”.
Źródło