Owszem w coverach nie ma nic złego, ale jedynie pod warunkiem jeżeli zrobi się to z odpowiednią dozą szacunku dla pierwowzoru. Każdy utwór posiada swój własny styl, swoją własną treść, słowem swój specyficzny charakter który stanowi o jego wartości. Zaczynamy mówić o problemie w momencie, kiedy bezczelnie się dany utwór z tego charakteru, z tej swoistej otoczki tworzącej jego esencję obnaża - pozbawia się go całego uroku. Ściągnąłem sobie z ciekawości SCOM niejakiego Flat Packa z w/w listy. I co? Natłok beatu i jakieś plumkanie w takt melodii ze SCOM. Coverowanie nie ma polegać na tym, że bierzemy melodię z rockowego utworu, dodajemy beat i wrzucamy wszystko do syntetyzatora. W ten sposób spłycamy go niesamowicie, pozbawiamy go całego uroku, wszelkiej artystycznej wartości. Czy to jest bezczeszczenie? Czy to profanacja? Jak najbardziej! To mniej więcej tak jak kupić sobie Porsche, ale w kolorze różowym w zielone prążki i stuningować go tak jak się tuninguje 15-letnie maluchy - dodać sprayem dwa paski a la Viper i ozdobić całość migającymi niebieskimi światełkami, a z tyłu nalepić naklejkę Ferrari. Po prostu niektóre rzeczy do siebie nie pasują i nigdy pasować nie będą. Nie mam nic do coverów, pod warunkiem że są to covery zachowujące pewien szacunek dla pierwowzoru. Wspomniany tutaj Spaghetti Incident to nie 5 plumknięć i generowana komputerowo sesja perkusyjna, tylko swoisty hołd dla punkowych kapel na których Gunsi się wzorowali - swoiste "tribute" dla tych zespołów. Czy musi to być zawsze hołd? Nie musi - ale Spaghetti zachowało charakter tamtych utworów - dalej są punkowe, dalej są zadziorne, dalej na swój sposób buntownicze - dzięki tamtej płycie wiele osób zainteresowało się ponownie takimi zespołomi jak The Damnes, T. Rex, Misfits, czy nawet Sex Pistols. A kto zainteresuje się GNR po wersji disco SCOM? Jakby za covera wzięło się takie Greenday, czy np. Manson, to przynajmniej wiedziałbym że pomimo zupełnie innej stylistyki utwór dalej zachowałby rockowy charakter i styl - może byłby szybszy, może wolniejszy, może ostrzejszy, ale dalej byłoby to SCOM. I naprawdę nie mam nic do muzyki "tanecznej" czy innych wesołych plumknięć, ba, potrafię się bawić przy każdej muzyce - ale chodzi właśnie o zachowanie pewnego szacunku dla utworu. Jakby SCOM nagrała Madonna, czy Kylie Minogue, to bym przynajmniej wiedział, że trzymałoby to sobą jakiś poziom - natomiast SCOM jest jak widać sprzedawane jakimś drugo - ba, trzeciorzędnym "zespołom", dzięki którym Sweet Child O' Mine i inne utwory podobne są do ich pierwowzorów i owszem - ale tylko z nazwy.