NighTrain Station Guns N' Roses
Guns N' Roses => Guns N' Roses => Wątek zaczęty przez: RadioBucket w Października 08, 2012, 05:20:28 pm
-
Tak się składa, że bardzo lubię i Guns N' Roses i The Smashing Pumpkins i w pewnym momencie zauważyłem, że liderzy obu zespołów to bardzo utalentowani, ale baaardzo trudni ludzie. Z którymi, mam przynajmniej takie wrażenie, reszcie zespołu czasem trudno było wytrzymać. Na dobrą sprawę przeszli nawet ogólnie podobną (choć różną w szczegółach) drogę: od mniej (GN'R) po bardziej (SP) oficjalnego zawieszenia działalności zespołu po powrót z całkiem nowym składem. No, może z tą różnicą, że Billy miał do tego pełne prawo, a "Oceania" okazała się bardzo dobrą płytą, podczas gdy Axl jedzie tylko na nazwie, a "Chinese Democracy" było średnie (biorąc pod uwagę czas i pieniądze w nie zainwestowane, po prostu marne.
Z drugiej strony Axl jest (był?) lepszym wokalistą, podczas gdy Billy, obiektywnie rzecz ujmując, jest nieporównywalnie lepszym kompozytorem i tekściarzem. Swoją drogą... Lubię też Pink Floyd, w którym Roger Waters w pewnym momencie też zaczął mieć dziwne zapędy. Cóż, chyba mam szczęście do takich zespołów.
-
(http://unilook.com.pl/AdkGallery/133055211890alutka_fascynuj%C4%85ce.jpg)
Nie mogłem się powstrzymać. A tak na serio - o co właściwie chodzi? Jest naprawdę mało zespołów, w których przez x lat nikt nie strzelił focha i nie rozpoczął kariery solowej, by potem powrócić do mniej lub bardziej zmienionego składu. Na szybko mogę wymienić z 10 przykładów. Więc co to za zależność między Axlem a Corganem? Większość karier zespołów/wokalistów właśnie tak się potoczyła, niektóre, jak Ironi, się zeszli, niektórzy dalej balują osobno. Takie życie.
-
Jedyna zbieżność, to to, że i Zeitgeist i Chinese Democracy to znakomite płyty, a przez krytyków oceniane nie przez pryzmat muzyki a czasu powstawania i zmian muzyków.
-
Dokładnie to co napisał loko, w sumie nie mam pojęcia o co dokładniej chodziło autorowi :D
-
Jestem tego samego zdania co CC i el_loko nic dodać nic ująć :P
-
Akurat "Zeitgeist" i "Chinese Democracy" dostały słabe oceny, bo to słabe płyty (no, "Zeitgeist" jest średni), a nie z powodu takich czy innych zmian personalnych. Zresztą, "Zeitgeist" jest tu akurat złym przykładem, bo w jego nagrywaniu obok Billy'ego Corgana brał udział jeszcze Jimmy Chamberlin z oryginalnego składu - jeśli już, to krytyce bardziej powinni zjechać tegoroczną "Oceanię", nagrywaną przez Corgana i trójkę nowych muzyków. Tymczasem "Oceania" dostaje o wiele lepsze oceny od swojego poprzednika, chyba nawet najlepsze od czasów "Adore" z 1998 r. Chociaż mnie akurat jakoś do końca nie przekonała.
Jeśli chodzi o "Chinese Democracy", to oczywiście, że ta płyta jest krytykowana m. in. za zmiany składu - tak samo jak za czas i koszty powstawania. Problem w tym, że gdyby zawartość to wynagradzała, to nikt nie zwracałby na to uwagi. Niestety, płyta okazała się słaba, wiec wszyscy czepiali się jej za co tylko mogli. I pisząc "słaba" nie mam tu nawet na myśli tylko profesjonalnych krytyków, którzy też mają swoje odchyły, zresztą spora ich część jeździła po Chińszczyźnie jak po burej suce, ale np. w The Rolling Stone Magazines i w Allmusic dostała 4/5. Mam na myśli szersze grono słuchaczy - wystarczy wejść na RateYourMusic lub inny portal tego typu, żeby zobaczyć jak ta płyta dołuje również wśród odbiorców. Co mnie osobiście nie dziwi, bo połączenie tego, co najbardziej wsteczne w hard rocku z nieudanym eksperymentatorstwem, a do tego podlane jeszcze jakimś tanim sentymentalizmem i płaczliwymi pretensjami do całego świata też się nie spodobało.
I oczywiście, zespoły często zmieniają składy. Ale, po pierwsze, rzadko kiedy wymieniają prawie cały najsłynniejszy / najlepszy / co tam jeszcze skład. Po drugie, jeśli to się zdarza, to wtedy, gdy w zespole była jedna wyraźnie dominująca osobowość, jak wspomniany Corgan właśnie. Tymczasem Guns N' Roses za dawnych czasów było zespołem w o wiele większym stopniu kolektywnym, a Axl nigdy nie miał tam takiej pozycji jak Corgan w The Smashing Pumpkins czy, no nie wiem, Trent Reznor w Nine Inch Nails albo Robert Fripp w King Crimson. Dlatego też akurat rozumiem ludzi, którzy odrzucają obecne GN'R za samo to, w jakim składzie występuję. Tym bardziej, że i sam skład ułatwia taki odbiór serwując muzykę, delikatnie mówiąc, nie najwyższej jakości.
I tak, wysmażyłem tu dość długiego posta, ale na dobrą sprawę też nie wiem jaki jest sens tego tematu.