Podchodzę do tego tematu może z dużą rezerwą, ale zadałam sobie trudu i wsłuchałam się w każdą z tych solówek. Oczywiście diametralnie się różnią, ale są jakby na to nie patrzeć interpretacją tego samego "wątku" muzycznego, co pozwala na zestawienie ich ze sobą.
Oto moja ocena:
1. Slash
2. Bumblefoot (finał)
3. Buckethead
Teraz uzasadnienie!
Slash: każdy dźwięk jego solówki płynie, jest wypracowany do maksimum; jest to poezja, wirtuozeria, on "pieści" gitarę; jego palce "chodzą po gryfie " z prędkością odrzutowca (chodzi głównie o finał); on bawi się każdym dźwiękiem, każda nuta jest jakby wydobywana z otchłani i przekazywana z tak wielką ekspresją odbiorcy, że trzeba być głuchym, aby tego nie usłyszeć; ekspresja zachowana jest do końca; Slash gra bez momentu zawahania, niczym w transie; nie "przytrzymuje" bez potrzeby dźwięków; wie doskonale, w którym momencie moze sobie pozwolić na "władowanie" w ten utwór kolejnych emocji; swoją mistrzowska grą odzwierciedla narastanie emocji w tym utworze; on buduje klimat finału w sposób szczególny; słuchając go porównałabym go z Paganinim (klasyka, skrzypce - dla niewtajemniczonych
)...
Buckethead: gra spokojnie, bez emocji, bez ekspresji, jego solówka nic nie mówi, a przecież NR "opowiada" jakąś historię; solówka jest jakby wyważona, kontrolowana; potem nastepuje kilka przejść, w których gitara "skrzeczy" (tutaj w ogóle klapa - zreszta to chyba Finck
) ; finał, na którym powinnam sie skupić pisząc o Bucketheadzie, jest bardzo dynamicznie zagrany; szybkie przejścia, świetna technika gry; dużo urozmaiceń, które płynnie wnosi do utoru, ale są one zbędne; gra jak robot, który jest zaprogramowany; nie wnosi do gry ducha; nie tworzy klimatu, mimo ze ma ogromne możliwości...brak emocji i wyrazu... <_<
Bumblefoot/ Finck: na początku gitara oczywiście "chrzęczy"; potem Finck gra dobrze swoja partię, ale niestety nie potrafi sprawnie i szybko "wykrywać" dźwięków na gryfie, dlatego niepotzrebnie "zatrzymuje" się na jakimś dźwięku, w miejsce którego Slash, przeleciałby gryf już dwa razy tam i z powrotem; finał: gitra na początku sprawia wrażenie "piszczałki", ale potem nastepuje kilka świetnych moim zdaniem przejść; są one szybkie i dynamiczne; Bąbel gra ekspresyjnie; nie zawsze trafia w odpowiednie dźwięki, ale w jakiś sposób udaju mu się swoja grą odzwierciedlic kilmat NR; on mimo wielu braków technicznych w porównaniu do Slasha czy Bucketheada, potrafi odtworzyć napięcie, jakie towarzyszy temu utworowi; kilka przejść jest naprawdę ok; szkoda, że momentami przypomina piszczałkę, bo to wszystko psuje...
Ron jest wg mnie na drugiej pozycji, bo gra również "emocjami", które przeradza w dźwięki (nie zawsze mu to wychodzi). To jest wielki plus! Tego zupełnie nie było do wysłyszenia w przepieknej technicznie solówce Buckethead`a...
Reasumując, Slash jest mistrzem gitary, przelewa emocje na gryf...jest najlepszy. To jeden z najlepszych gitarzystów ostatnich 20 lat, więc nie próbujmy na siłę doszukiwać się lepszego wykonania tego utworu, bo takiego już nie będzie. Każdy z tych gitarzystów gra inaczej, ale chociażby w tym zestawieniu nie ma wątpliwości, kto jest wirtuozem...I nie chodzi mi bynajmniej o czysto techniczne aspekty.
Muzyka ma duszę, którą każdym dźwiękiem gitary powinien odsłaniać przed nami gitarzysta (jak robi to Slash). To w muzyce jest czymś, czego nie da sie nauczyć. Z tym muzyk sie musi urodzić...
PS: Dzięki Ci Panie za takich gitarzystów jak Jimi, Slash, Page...
.