W niedawnym wywiadzie dla radia CFOX z Vancouver Slash mówił o tym, że woli grać w prawdziwym zespole niż otaczać się wynajętymi muzykami.
„Uwielbiam grać na gitarze, ale zawsze chciałem być częścią zespołu”, powiedział. „Nie chciałem być solistą, nie chciałem tworzyć skomplikowanych partii instrumentalnych i spędzać życia w studiu. Wolę tworzyć piosenki po to, żeby grać je na koncertach. To zawsze dodawało mi motywacji, to sprawia, że nadal gram. To emocjonujące – właśnie dlatego mimo upływu lat nadal to kocham.
Tworzenie nowego materiału czy praca w studiu to dla mnie środek do osiągnięcia celu, jakim jest granie na żywo.
Nie chcę wynajmować muzyków, żeby grali to, co im wskażę; [za bardzo] lubię tę wzajemną wymianę, która powstaje, kiedy współpracuję z innymi. To pewien rodzaj energii”.
Granie koncertów jest dla Slasha wielką pasją.
„Uwielbiam grać dla ludzi, uwielbiam te dwie – czy, jak w przypadku Guns N’ Roses, trzy – godziny, kiedy stoję na scenie i gram. To kocham najbardziej, ponieważ jest spontaniczne.
Nawet kiedy wykonuję jakiś kawałek po raz milionowy, znajduję w nim małe smaczki. Zmieniam coś, próbuję tego czy owego, a ludzie niekoniecznie muszą to zauważyć. [Koncerty] dają możliwość improwizacji. Mógłbym ćwiczyć każdego dnia przez wiele miesięcy, a i tak nie osiągnąłbym tego, co osiągam, grając dla tłumów. Przy wykonywaniu solówek często kieruję się instynktem i dla mnie jako muzyka jest to znacznie bardziej zabawne, ekscytujące i pouczające niż siedzenie w studiu.
Tak jest w moim przypadku. U innych to mogłoby się nie sprawdzić, ale u mnie działa”.
„Living The Dream” ukazał się we wrześniu nakładem Snakepit Records.
Poza Slashem nagrywali go Myles Kennedy, Brent Fitz, Todd Kerns oraz Frank Sidoris.
Okładkę zaprojektował Ron English.
Źródło