Lars Ulrich był gościem programu Howarda Sterna, emitowanego na SiriusXM.
Rozmowa – której fragmentów od kilku dni można posłuchać na kanale YouTube – zahaczyła między innymi o Guns N’ Roses i ich słynną trasę koncertową z Metalliką.
„Pierwotnie myśl była taka, żeby dwa zaprzyjaźnione zespoły, które darzyły się wzajemnie sympatią i poważaniem, wybrały się latem we wspólną trasę”, wyjaśnił Lars.
„Mieliśmy grać koncerty równej długości, po dwie i pół godziny, i równo dzielić się przychodami”.
Jeden z dwóch zespołów musiał wychodzić na scenę jako pierwszy.
Ulrich stwierdził, że on i jego koledzy chętnie wcielali się w tę rolę.
„Pomyśleliśmy, że fajnie będzie odgrywać naszą setlistę, a potem schodzić i słuchać Guns N’ Roses, popijając piwo”, powiedział.
Koncerty były bardzo długie, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że przed GNR i Metalliką grali jeszcze Faith No More i inni.
„Czasem koncert trwał sześć, siedem godzin”, stwierdził Lars.
Perkusista przypomniał również okoliczności, w jakich zawarł znajomość z Gunsami.
„Pamiętam, jak słuchałem płyty, która zapewniła Gunsom sukces [„Appetite”]. Dostałem taśmę dwa czy trzy miesiące wcześniej, puściłem ją i pomyślałem sobie: ‘K***a, to zaje***ste!’ (…) Wkrótce potem nasze drogi skrzyżowały się w Los Angeles. Poznaliśmy się, spędzaliśmy razem czas i zostaliśmy przyjaciółmi. To jedyne powody, dla których zdecydowaliśmy się na wspólną trasę”.
„Niestety, jakiś rok czy dwa po tych koncertach pojawiło się coś w rodzaju rywalizacji, którą prasa podżegała, popychając fanów do opowiedzenia się po jednej ze stron.
W gruncie rzeczy jednak byliśmy grupą przyjaciół, którzy szanowali się i lubili wzajemnie, i którzy postanowili spędzić razem lato”, skomentował Lars. „Kiedy spoglądam wstecz, myślę, że to zdecydowanie był jeden z najlepszych okresów w moim życiu”.
Źródło