Matt Sorum był ostatnio gościem audycji „Sound, Sobriety And Success With Matt Pinfield”.
Mówił tam o rozpadzie Velvet Revolver, to jest zespołu, który w 2002 roku uformował wraz z byłymi kolegami z Guns N’ Roses, Duffem i Slashem.
„Kiedy zeszliśmy się powtórnie [po odejściu z GNR], uznaliśmy, że nie możemy sobie dłużej pozwolić na ćpanie”, powiedział Sorum.
„Dlatego zawarliśmy umowę: koniec z uzależnieniem. Byliśmy w naprawdę świetnej formie. Chodziłem do siłowni, byłem szczuplejszy niż kiedykolwiek wcześniej… Miałem już czterdzieści lat i chciałem się przekonać, czy uda nam się stworzyć znakomitą kapelę rockową. Scott [Weiland] wyglądał fantastycznie. Nie wiem, co robił, żeby osiągnąć ten efekt, w każdym razie rezultaty były wspaniałe. Był w dobrej formie. Zerwał z nałogiem – pracowaliśmy nad tym razem”.
„Poniekąd braliśmy wówczas przykład z Aerosmith”, ciągnął Matt. „Wiedzieliśmy, że jeśli chcemy nadal grać rock and rolla, nie możemy koncertować każdej nocy jak w wieku lat dwudziestu. Trzeba było skończyć z wybrykami. «Mamy swoje lata», mówiliśmy sobie. «Musimy trzymać się w ryzach». Trzymaliśmy się razem i było świetnie. Pamiętam, że byliśmy nerwowi, bo po raz pierwszy mieliśmy wyruszyć w trasę na trzeźwo”.
„Nasz pierwszy album okrył się potrójną platyną, otrzymał nominacje do nagrody Grammy… Wygraliśmy w jednej kategorii i posypały się pieniądze. I właśnie wtedy wszystko zaczęło się sypać. Powróciły dawne złe nawyki. Znów zacząłem pić, ćpać i tak dalej… zresztą nie tylko ja. I posypało się”.
„Ludzie zwykli pytać, czy wydałem dużo kasy na narkotyki”, wyjaśnił Sorum. „Odpowiadam: «Nie, ale podjąłem dużo złych decyzji»
[śmiech]. Naprawdę popełniłem sporo błędów, spiep***yłem wiele rzeczy”.
„Gdybym mógł cofnąć czas, nie zmarnowałbym tamtej szansy. Ale stało się inaczej: rozpadliśmy się.
Druga płyta… lubię ją, myślę, że była całkiem dobra. Ale nie było w niej tyle niepokoju co w pierwszej. Nagrywając pierwszy album, byliśmy wygłodniali. Podchodziliśmy do tego poważnie. Myślę, że do drugiego – przynajmniej z muzycznego punktu widzenia – też podeszliśmy poważnie, ale nie było już w nas owego magicznego niepokoju, jaki wyczuwa się na debiutanckich krążkach wielu grup”.
„Wczesne płyty zwykle wychodzą najlepiej”, dodał Matt. „Wystarczy spojrzeć na Aerosmith – ich najbardziej udane krążki to «Toys In The Attic» i «Rocks»”.
Weiland zmarł w grudniu 2015 roku. Wokalista był wówczas w trasie z The Wildabouts.
„Miedzy mną a Scottem często pojawiały się różnice zdań”, przyznał były perkusista Guns N’ Roses. „Kłóciliśmy się jak bracia. Ale przysięgam, życzyłem mu jak najlepiej. Był cholernie fajnym gościem – chciałem, żeby to sobie uświadomił. Miałem ochotę nim potrząsnąć i powiedzieć: «Scott, jesteś wielki». Na pewno by tylko prychnął, jak każda gwiazda rocka.
Kiedy wychodził na scenę, trudno było nie pomyśleć, że to kwintesencja frontmana. Ginący gatunek”.
Źródło