Seria „albumy, które…” trwa.
Był Duff, był Dizzy, pora na Rona.
Bumblefoot jest byłym gitarzystą Guns N’ Roses, ale gra również w takich zespołach jak Sons of Apollo czy Asia. Grywał z Art of Anarchy i Litą Ford. Poza tym komponuje i jest producentem. W niedawnej rozmowie ze Stefanem Nilssonem z Roppongi Rocks Thal wymienił pięć płyt, które mają w jego życiu szczególne znaczenie. A są to… Kiss – „Alive!” (1975) „Miałem pięć lat i byłem w domu naszego sąsiada, Boba. Słuchaliśmy muzyki. Bob miał mnóstwo płyt, bo kolekcjonowali je jego starsi bracia. Był Elton John, byli The Beatles i wielu innych. W pewnej chwili wpadł nam w oko album
Alive! Kiss i postanowiliśmy go puścić. Energia tego zespołu sprawiła, że doznałem olśnienia. Wpatrywałem się w głośniki, chłonąc każdy dźwięk. Tamten moment przesądził o biegu mojego życia.
Pożyczyłem od sąsiada gitarę akustyczną i zacząłem pisać piosenki. W wieku sześciu lat miałem już zespół. Nagrywaliśmy nasze utwory na kasety, graliśmy podwórkowe koncerty, zakończone konfetti własnej produkcji… Od tamtej pory nie przestaję tworzyć – a wszystko dzięki
Alive! Kiss”.
The Beatles – „Magical Mystery Tour” (1967)„Co w tym zespole kocham najbardziej? Produkcję George’a Martina, niepokojące wiolonczele i orkiestrowe aranżacje. Beatlesi zrobili ze swoich piosenek niezaprzeczalne arcydzieła. Jako dziecko namiętnie słuchałem
Strawberry Fields Forever, co prawda nigdy nie do końca, bo ostatnia część tej piosenki budziła we mnie śmiertelne przerażenie. Przed długi czas nie byłem w stanie się przełamać.
Jest na tej płycie wiele pięknych utworów:
Your Mother Should Know,
I Am the Walrus,
Hello, Goodbye,
Penny Lane…
Beatlesi wydobywali z instrumentów dźwięki, które dla zwykłych śmiertelników były nie do pomyślenia. Otworzyli mój umysł na nowe brzmienie, nauczyli mnie kreatywności i tego, jak produkuje się muzykę”.
Yes – „Going for the One” (1977) „Któregoś dnia znowu byłem u Bobby’ego i tym razem spośród płyt jego starszych braci wybraliśmy świeżo wydaną
Going for the One. Do dzisiaj uważam, że piosenki z tego albumu zaliczają się do najpiękniejszych w historii muzyki. Doskonałe kompozycje, doskonała produkcja, doskonałe wykonanie, doskonałe aranżacje. Od pierwszych nut nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że oto jestem w cyrku i gdziekolwiek bym się nie obrócił, natykam się na coś niesamowitego.
Ten album zachwyca mnie do dziś. To on wzbudził we mnie miłość do muzyki progresywnej, która z kolei przesądziła o mojej pracy twórczej i doborze zespołów, w jakich grałem”.
Van Halen – „Fair Warning” (1981)„Miałem dwanaście lat i zasłuchiwałem się w muzyce AC/DC, Priest, Maidenów, Ozzy’ego… ale jakimś cudem nie znałem jeszcze Van Halen.
Jako gitarzystę inspirował mnie przede wszystkim Angus Young. Kiedy jednak ktoś puścił mi
Fair Warning i usłyszałem intro do
Mean Street, poczułem się tak, jakby otworzyły się przede mną bramy do zupełnie nowego świata. Nie wiedziałem, że z gitary można wydobyć tego rodzaju dźwięki!
Znów byłem jak ów dzieciak, który po raz pierwszy słucha
Alive! Kiss… nagle wszystko się zmieniło. Uprzytomniłem sobie, że z gitarą można zdziałać cuda, o których mi się wcześniej nie śniło, i zapragnąłem pójść tą drogą. Zacząłem eksperymentować z różnymi efektami i technikami, co znalazło wyraz na moich pierwszych płytach”.
Iron Maiden – „Killers” (1981) „Miałem jedenaście lat, gdy pewnego dnia, przeglądając w jakimś sklepie płyty winylowe, natknąłem się na
Killers. Zaciekawiony okładką, zapytałem sprzedawcę, czy ten album jest dobry, a on poradził mi, żebym zabrał go do domu i posłuchał. Poszedłem więc do domu, puściłem płytę, a pół godziny później upraszałem już moją mamę, żeby zawiozła mnie z powrotem do sklepu. Koniecznie chciałem zdobyć tę płytę Maidenów.
To była miłość od pierwszego odsłuchu!
Już jako starszy chłopak malowałem okładki płyt IM na kurtkach, po dwadzieścia dolarów sztuka, żeby oszczędzić trochę grosza na nowy sprzęt. W końcu udało mi się nazbieraćna używaną Ibanez Roadstar, którą przerobiłem na modłę ‘gitary Sweet Cheese’. Grałem na niej przez kolejnych trzynaście lat. Z tą gitarą zjeździłem pół świata, nagrałem pierwsze płyty, pozowałem do zdjęć na okładkach czasopism dla gitarzystów. A wszystko dlatego, że swego czasu, wałęsając się po sklepie, dojrzałem album
Killers…”.
Źródło