Gilby Clarke był niedawno gościem „Tone-Talk”.
Wspominał tam czasy, kiedy dostał angaż do Guns N’ Roses i zajął zwolnione przez Izzy’ego miejsce.
„Kiedy dołączyłem do zespołu, [Gunsi] byli już wielcy”, powiedział. „Jeżeli chodzi o mnie, to wziąłem na warsztat 95% tego, co robił Izzy, i nauczyłem się grać ten materiał na własną modłę”.
„Slash świetnie się wobec mnie zachował”, dodał Clarke. „Powiedział: ‘Słuchaj, to ważne partie, ale przecież nie chodzi o to, żebyś się przy nich nudził. Dlatego graj je po swojemu’. Tak też zrobiłem. Na koncertach grałem partie Izzy’ego po swojemu”.
„Dobre było i to, że jako gitarzyści [ja i Izzy] mieliśmy ze sobą wiele wspólnego, co z kolei sprawiło, że nie było mi trudno. Nie w każdym zespole tak jest.
Podam szybki przykład. Kiedy grałem ze Steve’em Stevensem i wykonywaliśmy ‘Rebel Yell’, zawsze grałem swoją wersję tego kawałka. Aż pewnego dnia zapytałem: ‘Jak chcesz, żebym to grał?’. Pokazał mi, a ja na to: ‘Zaraz, zaraz, czy to nie ty grasz w ten sposób?’. ‘Taak. I chciałbym, żebyś grał tak samo’, odpowiedział.
Tymczasem ja jestem przyzwyczajony do tego, że dwie gitary grają na dwa różne sposoby, jak u Stonesów.
W gruncie rzeczy każdy projekt ma inne wymagania i po prostu trzeba się przygotować. Jeżeli grasz na gitarze prowadzącej, masz swobodę, jeżeli jednak grasz na gitarze rytmicznej u takich ludzi jak Steve czy Billy Gibbons…”
Który moment z ery Guns N’ Roses najbardziej utkwił Gilby’emu w pamięci?
Okazuje się, że takim momentem był koncert w Rose Bowl.
„Graliśmy dla osiemdziesięciu tysięcy ludzi”, powiedział Clarke. „Bez względu na to, jaka jest twoja rola – czy śpiewasz, czy grasz na gitarze basowej, na bębnach czy na czymkolwiek innym – [występ przed taką publicznością] to coś magicznego.
Tamtego dnia w Rose Bowl bawiłem się naprawdę wspaniale. I Bogu dzięki, że kiedy dostałem angaż [do GNR], miałem już trzydzieści lat i spore doświadczenie. Nie byłem dwudziestojednoletnim smarkaczem, który nie ma pojęcia, co się wokół niego dzieje. Dobrze wiedziałem, że to wyjątkowy moment, i cieszyłem się nim”.
Gilby został też po raz kolejny zapytany o to, dlaczego nie pojawił się na trasie Not In This Lifetime, i po raz kolejny udzielił tej samej odpowiedzi – mianowicie że zaproponowano mu jedynie gościnne występy, a tak się złożyło, że tamtego dnia jego córka grała ważny koncert, na którym nie mogło go zabraknąć.
Źródło Źródło