Skład Poison mógłby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby w latach osiemdziesiątych Bret Michaels dopiął swego.
Michaels i bębniarz Poison, Rikki Rockett, przybliżyli kulisy formowania się zespołu w „Nothin’ but a good time” – książce Toma Beaujoura i Richarda Bienstocka na temat sceny rockowej lat osiemdziesiątych.
Po tym, jak gitarzysta Matt Smith odszedł z kapeli, żeby spędzać więcej czasu ze swoją oczekującą dziecka partnerką, pozostali członkowie Poison przesłuchali kilku gitarzystów, którzy zaczynali podówczas muzyczną karierę na Sunset Strip.
Na krótkiej liście kandydatów był również Slash, który ostatecznie nie zdecydował się dołączyć do zespołu, ponieważ „nie podobał mu się cały ten glam”.
Angaż dostał C.C. DeVille, którego fryzura i gitara Charvel idealnie wpisywały się w estetykę Poison.
Początkowo Michaels nie był jednak przekonany co do DeVille’a.
„Z tego powodu rozgorzał jeden z pierwszych ostrych sporów w naszym obozie”, twierdzi Bret. „Slash wymiótł, k***a, podczas gdy C.C. ledwie nauczył się naszych piosenek. Wolał grać swój materiał. Koniecznie chciał pokazać nam własne piosenki… i z miejsca skoczyliśmy sobie do gardeł”.
Cóż, mogło być znacznie gorzej: Rockett przyznał, że piosenka, którą DeVille przyniósł ze sobą na przesłuchanie, po przeróbkach stała się „Talk Dirty to Me” – to jest przebojem, który wdarł się do pierwszej dziesiątki notowania Hot 100 Billboardu.
Podziw Michaelsa dla Slasha nie jest żadną tajemnicą. W 2012 roku Bret powiedział:
„Slash jest jednym z moich ulubionych gitarzystów wszech czasów. Myślę, że z nim na pokładzie poszlibyśmy brzmieniowo bardziej w kierunku Aerosmith. Jednak nie było szans na to, że się uda. Zespół zdecydował, że C.C. to dla nas najlepszy wybór”.
Slash zdawał się podzielać to zdanie.
„Było jasne, że [DeVille] pasował do nich bardziej ode mnie”, stwierdził gitarzysta. „Na przesłuchaniu zjawił się w upiętych włosach, odpowiednich ciuchach i w szpilkach”.
Źródło