Od blisko ćwierćwiecza Mark Lanegan ucieka przed swoją przeszłością.
Od połowy lat osiemdziesiątych do początku nowego tysiąclecia był wokalistą Screaming Trees, zespołu rockowego z nurtu grunge.
Przyjaźnił się z Kurtem Cobainem, nagrywał z Mad Season i zaczął karierę solową, grając rock-bluesa. Jest uważany za jednego z najwybitniejszych artystów, jakich wydało Szmaragdowe Miasto – jak zwykło się określać Seattle.
Długo zmagał się z uzależnieniem od narkotyków, które sprawiły, że wylądował na ulicy i otarł się o śmierć.
W tych dniach Mark Lanegan udzielił wywiadu „Rolling Stone”. Mówił w nim o swojej nowej książce, „Sing Backwards and Weep”, mrocznej przeszłości, Duffie i wielu innych sprawach.
Zapytany o to, jak udało mu się wyjść na prostą, powiedział:
„Cóż, po pierwsze, musiałem pozbyć się narkotyków i… bezdomności
[śmiech]. Po odwyku udało mi się dostać do ośrodka w Pasadenie i podjąłem pracę na budowie w East L.A. Któregoś dnia wróciłem do domu, a [basista Guns N’ Roses] Duff McKagan stał na ganku. Od dłuższego czasu był czysty i ktoś powiedział mu o mnie.
Pozostaliśmy w kontakcie, a w pewnym momencie zapytał: ‘Czy miałbyś coś przeciwko temu, żeby wprowadzić się do mojego domu nieopodal Mullholland i mieć go na oku?’. Pomyślałem: ‘Cooo? Żarty sobie robisz? Jak mogę nie skorzystać z takiej okazji?!’.
Skończyło się na tym, że mieszkałem w jego domach przez trzy lata. Nie płacąc czynszu. Nawet kiedy już zacząłem pracować, nie wziął ode mnie ani grosza. Jeździłem jego samochodami, mieszkałem w jego domach, a on zawsze powtarzał: ‘Oddajesz mi przysługę’.
Krótko mówiąc, był moim aniołem stróżem”.
Źródło