Artykuł z 17 listopada br. Matt Sorum, były perkusista Guns N’ Roses, znów chciałby grać w zespole.
Po rozpadzie Velvet Revolver, a potem śmierci Scotta Weilanda Sorum starał się nie siedzieć bezczynnie, przyznaje jednak, że brakuje mu dynamiki, jaka tworzy się w kapeli.
Kings of Chaos początkowo byli grupą sławnych, zaprzyjaźnionych muzyków, którzy razem wykonywali wielkie rockowe przeboje. Ale teraz rzecz się zmienia.
„Zaangażowałem się w tego rodzaju projekty jakieś 15, 16 lat temu”, twierdzi Matt. „Zaczynałem od kapeli z Los Angeles o nazwie Camp Freddy. Graliśmy tam ja i Dave Navarro, a także sporo zaproszonych gości. Przez 11, może 12 lat dobrze sobie radziliśmy, lecz w pewnym momencie zdecydowałem, że chciałbym powołać do życia własną wersję takiej grupy. Owszem, to była naprawdę świetna zabawa, ale nadszedł czas, żeby pójść dalej. Zacząłem więc obdzwaniać przyjaciół. Skontaktowałem się ze Slashem, Duffem, byli też Glenn Hughes, Robin Zander, Billy Gibbons, Steven Tyler… nikt z nich nie odmówił. Tym sposobem zaczęła powstawać grupa”.
„Fantastycznie było widzieć na scenie te wszystkie wspaniałe postacie ze świata rock and rolla”, zapewnia Sorum. „Byłem trochę oszołomiony. Zastanawiałem się: «Jak do tego w ogóle doszło?». Po prostu postanowiłem, że zadzwonię do tych ludzi, a jeśli się zgodzą, będę grać w jednej kapeli ze Stevenem Tylerem czy Billym Idolem. Tak to mniej więcej funkcjonowało przez ostatnich dziesięć lat”.
Grupa cieszyła się popularnością, ale ludzie nie przestawali dopytywać, czy Kings of Chaos nagrają w końcu płytę.
„To właściwie nie był zespół, raczej ja wiszący na telefonie i skrzykujący ludzi”, ciągnie Sorum. „Ja, Chester Bennington, Billy Gibbons, Billy Duffy z The Cult, bracia DeLeo ze Stone Temple Pilots - a także wiele innych osób, często angażowanych na jeden koncert - jeździliśmy trochę po Ameryce. Wytwórnie proponowały mi kontrakty, ale skomponowanie płyty wcale nie jest łatwe, zwłaszcza jeśli nie ma się zespołu. Dlatego odpowiadałem, że zobaczę, co da się zrobić. Potem udało mi się otworzyć tutaj, na pustyni, własne studio, co pozwoli znacznie ograniczyć koszty związane z nagrywaniem”.
W końcu umowa na płytę Kings of Chaos stała się faktem. Matt podpisał ją z AFM Records, niemiecką wytwórnią, która wydała mu się odpowiednia.
„Spotkałem się z nimi”, opowiada perkusista, „a oni okazali się wspierać to, co chciałem robić. Nie chodziło im o kapelę, która zawojowałaby radio. Jest sporo wytwórni zainteresowanych rockiem, ale tamci goście przekonali mnie swoją postawą. Uwierzyli we mnie. Dali mi kredyt zaufania. Mam teraz przed sobą dużo pracy. Musimy nagrać jeszcze dziewięć kawałków, będę więc musiał zaangażować w projekt wielu przyjaciół.
Zaprzyjaźnieni muzycy pomogli mi zmiksować piosenkę i nagrać klip, który ukazał się niedawno. A nigdy wcześniej nie słyszeli, jak śpiewam. Wysłałem im kawałek, który stworzyłem ze Slashem i Duffem. Siedziałem nad nim, chciałem go wydać, a chłopcy się zgodzili. Tak powstał pierwszy singiel”.
Mowa, rzecz jasna, o „Judgement Day”, utworze, w którym poza Mattem, Slashem i Duffem wystąpił też Dave Kushner z Velvet Revolver.
„To było już po odejściu Scotta. Poszliśmy do studia i nagrali sporo muzyki”, wyjaśnia Sorum. „Wiele materiału, który moim zdaniem powinien ujrzeć światło dzienne. Nagrywaliśmy długo, jeszcze przed pięciu laty. Zależało nam, zwłaszcza mnie i Duffowi. Slash zmienił kurs, zaczął nagrywać płyty solowe i jakoś nam nie wyszło. Nie mogliśmy też znaleźć odpowiedniego wokalisty. Niełatwo było zastąpić kimś Scotta Weilanda. Nie ułożyło się, ale to dla każdego z nas było świetne doświadczenie. Zjeździliśmy świat i nagraliśmy parę fajnych płyt. Zwłaszcza pierwsza była udana”.
Plany są takie, żeby płyta Kings of Chaos ujrzała światło dzienne jesienią przyszłego roku. Wcześniej będą ukazywać się kolejne single.
Na razie Matt nie ma pewności co do tego, czy skład osobowy będzie się zmieniał, czy może okrzepnie.
„To zależy od samych muzyków i od tego, jak pewne sprawy się ułożą”, twierdzi perkusista. „Z Velver Revolver było tak: zagraliśmy na jakiś koncercie jako chłopaki z GNR, poza tym każdy z nas wiedział, że potrzebuje zespołu. Nazwaliśmy się Velvet Revolver, ponieważ Axl działał jako Guns N’ Roses. Stworzyliśmy sobie nową markę. Teraz może być tak samo. Przekonamy się, jak przyjmie nas publiczność, no i jak wyjdą piosenki. Kto wie, jak sprawy się potoczą”.
Niewykluczone, że Kings of Chaos zagrają niebawem kilka koncertów, ale jak na razie nic nie wiadomo na pewno. Czas pokaże, jak się wszystko ułoży.
„Niczego nie forsuję”, twierdzi Matt. „W przyszłym roku będę pracował z Kings of Chaos i zobaczymy, co się stanie, gdy płyta zacznie nabierać kształtów”.
Źródło