U szczytu swojej kariery Guns N’ Roses byli znani z tego, że notorycznie spóźniają się na koncerty. Dziś Matt Sorum twierdzi, że ich występy na tym zyskiwały.
„Kiedy siedziałem dwie godziny za kulisami, wzbierała we mnie frustracja, ale gdy już zaczynaliśmy grać, po prostu dawaliśmy czadu”, powiedział Sorum w wywiadzie dla „Billboardu”.
Według perkusisty tłumiona agresja, która wskutek zakulisowych kłótni często pojawiała się w zespole, dawała znakomite efekty na scenie.
„Dawaliśmy z siebie wszystko, ponieważ było w nas dużo frustracji, gniewu, niepokoju… i dzięki tym emocjom koncerty wznosiły się na wyższy poziom. Publiczność była podminowana, bo wkurzały ją nasze spóźnienia, za to potem, już podczas koncertu, powietrze aż iskrzyło”.
Sorum zagrał na obu płytach „Use Your Illusion”, a także na „The Spaghetti Incident?”.
„Jestem bardzo dumny z tamtych osiągnięć”, przyznaje dziś. „To wielki dar, że tamtym czasie byłem częścią tamtego składu”.
Mimo że w 2016 roku Matt nie został zaproszony na trasę Not In This Lifetime, dzisiaj nie ma o to żalu.
„Ludzie pytają:
Nie chciałbyś grać z chłopakami? Dlaczego z nimi nie koncertujesz? A ja odpowiadam:
Mam teraz co innego do roboty. Doczekałem się dziecka. Realizuję różne projekty. Działam. Najwyraźniej to było mi pisane. Nigdy nie pcham się tam, gdzie mnie nie chcą”, twierdzi.
Źródło