Gilby Clarke udzielił ostatnio wywiadu Radioactive MikeZ, który prowadzi program „Wired In The Empire” w 96.7KCAL-FM.
Gitarzysta sięgnął pamięcią do czasów, gdy na początku lat dziewięćdziesiątych Guns N’ Roses odbywali trasę z Metalliką, i z nostalgią wyrażał się o zażyłości, jaka łączyła wtedy zespół z perkusistą Metalliki, Larsem Ulrichem.
„Przeżyliśmy razem mnóstwo wspaniałych chwil”, powiedział. „Podczas tamtej trasy Lars przebywał z nami codziennie, naprawdę był jednym z nas. Nie było dnia, żebyśmy się nie spotykali. Imprezowaliśmy po koncertach, a i przed koncertami byliśmy razem. Chadzał z nami nawet do muzeów. Fantastycznie się dogadywaliśmy”.
„Początkowo oglądałem sporo koncertów Metalliki, bo oni wychodzili na scenę przed nami”, ciągnął Gilby. „Zresztą to nie trwało zbyt długo. W każdym razie po jakimś czasie… nie chodzi o to, że przestałem ich oglądać. Po prostu dni stały się zbyt długie i zacząłem zjawiać się na ich koncertach później. Podziwiałem ich profesjonalne podejście i naprawdę podobało mi się to, że zawsze byli zgrani. Jadali razem kolacje, wspólnie robili różne rzeczy. To mi imponowało. Pod względem brzmienia też byli wielcy. Nadal tacy są”.
Poproszony o wskazanie ulubionej piosenki Metalliki, Clarke odparł:
„Nie będę oryginalny, ale…
Enter Sandman to nadal mój ulubiony numer. Nie siedzę w metalu, wychowałem się na The Clash i tego rodzaju kapelach, ale zawsze miałem słabość do tej piosenki, ponieważ jest melodyjna, no i ma najlepszy riff wszech czasów”.
Źródło