Richard Fortus wziął udział w tegorocznej edycji targów muzycznych NAMM. Był gościem stoiska firmy Gretsch, a przy okazji odpowiedział na serię pytań.
Poniżej najciekawsze fragmenty. Czy są jakieś nowiny w sprawie tego, nad czym obecnie pracujesz? Jasne, to fantastyczny materiał, ale nie wolno mi o tym mówić.
Chodzi o projekt solowy czy z zespołem? Solowy? Skąd, kto by to kupił?!
[śmiech] Nie, nie mam planów solowych, wolę pracę z innymi ludźmi. Produkuję nowy album Psychedelic Furs, no i jest jeszcze płyta Guns N’ Roses, którą mamy nadzieję wydać niebawem.
Les Paul czy Stratocaster? Gretsch! Uwielbiam obie, choć są zupełnie różne. Nie możesz zadawać mi takich pytań, dokonanie wyboru jest niemożliwością. Każda z nich ma niepowtarzalne brzmienie…
Ulubiona piosenka Guns N’ Roses? Granie ‘Rocket Queen’ było na tej trasie przednią zabawą. Slash sprawia, że ten kawałek staje się zaje***sty.
Czy jest jakiś krótkotrwały projekt, nad którym obecnie pracujesz? Tak, jest. Nazywa się Headtronics i poza mną biorą w tym udział DJ Logic, Freekbass i Steve Molitz. Zagramy trzy lub cztery koncerty… w St. Louis, Filadefii i na Brooklynie.
Jacy muzycy mieli na ciebie największy wpływ? Największy wpływ… Tu wybór jest jeszcze trudniejszy niż między gitarami Les Paul i Stratocaster. Wpływy były tak liczne, że trudno chociażby zawęzić pole poszukiwań.
Kto był twoją największą inspiracją, kiedy byłeś chłopcem? Uwielbiałem Jeffa Becka. Nadal uwielbiam. Dla mnie to najwybitniejszy z żyjących gitarzystów.
Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się z nim grać? Nie, ale kiedyś robił próby nieopodal naszej sali prób i podkradłem się, żeby podsłuchiwać. Widzisz? Ja też czasem zachowuję się jak szalony fan… On jest niesamowity. Jeżeli ja jestem gitarzystą, to nie wiem, jak określić jego…
Jakiej rady udzieliłbyś zespołom, które chcą się wybić? Świetne pytanie. Sytuacja jest dzisiaj zupełnie inna niż kiedyś. Gdy byłem młody, roznosiło się ulotki, grało wszędzie i robiło wszystko, żeby się pokazać. Dorastałem w St. Louis, w stanie Missouri. Robiliśmy wszystko, żeby się wybić. Jeździliśmy do Chicago, Kansas City i jeśli dobrze wykonywaliśmy naszą robotę, po powrocie czekała na nas coraz większa publiczność. Sądzę, że to właściwa droga i dzisiaj, mimo że ludzie nie wspierają już muzyków jak kiedyś. Trzeba zacząć od podstaw. Dziś wsparcie wytwórni nie jest konieczne, ale w czasach mojej młodości zdobycie go było synonimem sukcesu. Zresztą niesłusznie.
Koncertowałeś w wielu miejscach. Które podobało ci się najbardziej? Niedawno graliśmy w RPA, na gigantycznym stadionie. Było fantastycznie, bo ten obiekt ma długą historię. Wspominam o tym, bo to wydarzyło się niedawno i wspomnienie wciąż jest żywe
[śmiech].
Co czujesz, grając z „oryginalnymi” Gunsami [Slashem i Duffem]? Jasne, bo grałem w Guns N’ Roses przed ich powrotem i nie byliśmy ‘oryginalni’
[sarkazm]… To więcej niż śmiałem marzyć, i nie chodzi o historię, ale o to, jacy są jako ludzie i muzycy.
Czy kiedy koncertujesz z innymi gitarzystami, zmienia się twój sposób gry? To stanowczo ma wpływ na to, jak gram. Wiesz… Muzyka jest jak słownik, język, za pomocą którego porozumiewasz się z innymi. Kiedy jesteś z kimś, kto dużo gada, sam mniej mówisz i więcej słuchasz. Z muzyką jest podobnie: ludzie prowadzą konwersację, muzycy też.
Czy w czasie ostatniej trasy tak właśnie było ze Slashem? Mówisz o ‘Wish You Were Here’? Tak, każdego wieczoru było inaczej. A Slash… jest wybitny, bo zawsze uważa i uważnie słucha. Wszystko [między nami] układa się naturalnie. Czasem to ja prowadzę rozmowę, czasem on. Ten moment koncertu lubię najbardziej.
Jaka jest twoja ulubiona płyta? I czego słuchasz obecnie? Znasz ostatnią płytę Rival Sons? Jest zaje***sta. To mój ulubiony album, uwielbiam ten zespół.
Która z granych przez ciebie piosenek wywołuje u publiczności najżywsze reakcje? Hmm, patrzenie na publiczność w czasie ‘Sweet Child’ to fantastyczne przeżycie.
Którą solówkę najbardziej lubisz grać? Jak już powiedziałem, ‘Wish You Were Here’ to mój ulubiony moment.
Co sprawia, że grasz? Że nadal masz na to ochotę? Co sprawia, że gram?… Jestem do tego zmuszony, nie mam wyjścia… [śmiech]. Mój ojciec zawsze mi powtarzał, że jestem szczęściarzem, bo grałbym, nawet gdyby mi za to nie płacili. To szczera prawda. I właśnie to sprawia, że idę naprzód. Odczuwam taką potrzebę.
Czy to ojciec skłonił cię, żebyś sięgnął po gitarę? Boże, nie… Na pewno był ze mnie dumny. Nigdy mnie do tego zmuszał, ale z pewnością mnie wspierał. Siedział w biznesie muzycznym. Przyjeżdżam na NAMM, odkąd miałem jakieś pięć lat. Od zawsze miałem kontakt z muzyką. Powiedzmy, że mój ojciec otworzył mi oczy na ten zwariowany świat i… oto jestem.
Transkrypcja na podstawie